Trudno być kobietą w takim systemie – o głośnej historii Pani Joanny
4 min readZgnuśniały kompromis aborcyjny przez lata. Konserwatywna władza nieznosząca kobiet, a jeszcze bardziej prawa do głosu i własnych opinii. Kościół, który ma w wielu sprawach decydujące zdanie. Kryzys polskiej demokracji. Potem już tylko droga przez Trybunał Konstytucyjny i powstaje nam chory system wrogi nam, kobietom. Te decyzje zebrały swoje śmiertelne żniwo wśród kilku kobiet. A o ilu sytuacjach narażenia zdrowia fizycznego lub psychicznego nie mówi się tak głośno? Teraz w mediach zawrzało o kolejnym skandalu będącym konsekwencją decyzji z 2020 roku. Co spotkało panią Joannę?
Jako pierwsi o zdarzeniach tych poinformowali redaktorzy TVN. Pani Joanna dzwoni do zufanej lekarki. Wierzy, że otrzyma pomoc, której oczekuje. Zdradza rozmówczyni, że jest w słabym stanie psychicznym. Po panią Joanne przyjeżdża karetka, niestety w towarzystwie policjantów. Trafia ona na SOR Szpitala Wojskowego w Krakowie. Policji ani myśli się jednak jej opuszczać. Nasuwa się pytanie, dlaczego. Przecież nie mamy tu sytuacji popełnienia przestępstwa, która to usprawiedliwiałaby natychmiastowe podjęcie przez służby tego typu czynności. Tamtejszy medyk oponuje przed tym ciągłym nadzorem. Dalej więc zostaje ona przetransportowana do szpitala im. Narutowicza, gdzie czeka na nią już kolejny patrol. Tam ingerencja policji przybiera kuriozalny obrót. Zostają oni wpuszczeni do gabinetu i zmuszają cierpiącą pacjentkę do rozebrania, kasłania czy robienia przysiadów. Chyba każdy myślący człowiek zdaje sobie sprawę, po co i wobec kogo stosowane są takie procedery. Skonfiskowano jej także laptopa. Proces uruchomiło jedno słowo – aborcja.
Pani Joanna zażyła tabletki poronne zamówione przez Internet. Źródła ich pochodzenia zdradzić nie chciała. Zapewniała jednak, że była to w stu procentach jej decyzja, nikt jej do tego nie namawiał, nikt nie pośredniczył w transakcji, sama dokonała zakupu i sama zażyła medykament. Ciąże postanowiła przerwać po tym, jak dowiedziała się, że zagraża ona jej zdrowiu. Upokarzających poleceń funkcjonariuszy wykonywać nie chciała, ponieważ nadal krwawiła po dokonaniu samoaborcji.
Nigdy nie jest wystarczająco głosów sprzeciwu wobec tak nieludzkiego traktowanie. Bo na pewno dla nas młodych, świadomych ludzi nie jest to rzeczywistość, w której chcielibyśmy żyć. Przynajmniej dla większości z nas. To nie powinien być spór ideologiczny, a po prostu wyraźne stwierdzenie, że w naszym kraju łamane są podstawowe prawa obywatelskie. Jak więc możemy czuć się bezpiecznie, jak mamy chcieć zakładać rodziny?
Czy to ma być państwo policyjne? Bo demokracja raczej nie pozwala, by skrzywdzoną, osamotnioną pacjentkę zmuszać do czegoś takiego, by robić takie śledztwo w sprawie jej własnej decyzji. Tym bardziej, że według Polskiego prawa samoaborcja, zażycie tabletek poronnych jeszcze zabronione nie jest. Jedynie namowa lub pośrednictwo, a tu takie coś miejsca nie miało. Chociaż jak wiadomo ważność wielu przepisów widnieje tylko na papierze i zostaje poddana dowolnej interpretacji partii rządzącej. Ale do tego zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Najgorsze jest jednak to, że tę załamaną kobietę w najprawdopodobniej i tak najgorszym momencie jej życia potraktowano w taki sposób. I tu tak naprawdę zawiedli ją ci, którzy powinni otoczyć ją wtedy największą opieką. Otoczył ją jednak kordon policji.
Wydawanie sądów przez podzielone społeczeństwo nic tu nie da. Podjęcie tak radykalnych kroków przez policję jest konsekwencją tego, co narzuca im system. System zawsze jednak można zmienić. Choć Pani Joanna nie otrzymała należytego wsparcia wtedy, może w pewnym sensie otrzyma je teraz. Sytuacja ta stała się jednym z przyczynków ogłoszenia przez Donalda Tuska kolejnego marszu opozycji demokratycznej, “Marszu miliona ludzkich serc”. Ma on się odbyć 1 października.
I jak nie bać się w Polsce zachodzić w ciążę? To bolączka kobiet naszego pokolenia. Może najwyższa pora, byśmy my Polacy przestali się wtrącać w życie innych, dali innym po prostu decydować o sobie. Każdy uważa, że wie lepiej, jak zachowałby się w czyjejś sytuacji, ale tak nie jest. Ostatnio byłam świadkiem demonstracji antyaborcyjnej w Sopocie. W ciepłe niedzielne popołudnie weseli urlopowicze musieli oglądać pokryte krwią obrazy i słuchać jak liberalne jest nasze prawo aborcyjne, i jakimi bestiami są ludzie, którzy dokonują czegoś takiego. I czy to jest normalne? Wpędzanie ludzi w poczucie winy, psucie im chwil radości podczas wakacji? A może znajdowała się tam rodzina, która doznała tragedii związanej ze śmiercią dziecka? O nich powinniśmy się troszczyć.
Nich każdy zacznie odpowiadać za siebie. Przestańmy decydować o cudzym życiu. Dajmy Polką wolność nad ich ciałami, dofinansujmy in vitro. To zadziała dużo lepiej niż kolejne oferty socjalne w walce z kryzysem demograficznym.
Co przyniesie przyszłość i jesienne wybory w kwestii liberalizacji prawa aborcyjnego nie wiadomo. Jasne jest jednak, że trudno jest być kobietą w tym kraju.