Czy nadal istnieje bezinteresowność? – o gdańskim schronisku „Promyk” Emilia Salach
8 min readPoczątkiem grudnia obchodziliśmy Międzynarodowy Dzień Wolontariusza. Wolontariat jest tym szczególnym zajęciem, które niesie miłość i dobro całemu światu. A przecież nie ma nic piękniejszego niż bezinteresowność. Z tej okazji i z okazji zbliżających się świąt porozmawialiśmy z Emilią Salach, zastępcą dyrektora gdańskiego ZOO, nadzorującego schronisko Promyk.
Każdy z nas kocha swój dom, swoich przyjaciół. Nie potrafilibyśmy choćby wyobrazić sobie świata, w którym jesteśmy sami. Z tym musiało zmierzyć się wiele porzuconych zwierząt, które po krzywdzie, jaką doznały od ludzi, znalazły spokój w gdańskim schronisku Promyk. Ale swoje miejsce nie odnalazły tam tylko czworonożne pociechy, ale także grupa osób, które chcą oddać innym cząstkę siebie, pomagać i nie dostawać nic w zamian. Mowa tu oczywiście o wolontariuszach, którzy chętnie podejmują się pracy w tej placówce. Takich miejsc w Polsce jest wiele i każdemu przyświeca ta sama idea. O tej właśnie działalności, wolontariuszach, zwierzętach i trudach opowiedziała mi Emilia Salach, zastępcą dyrektora gdańskiego ZOO, nadzorującego schronisko Promyk.
Chciałabym trochę poznać Pani przygodę. Jak długo pracuje pani w schronisku Promyk? Dlaczego zdecydowała się Pani na taką pracę?
Nasze schronisko Promyk jest działem ogrodu zoologicznego. W samym zoo pracuję już szósty rok, w schronisku od półtora roku. A do tego projektu namówił mnie zastępca prezydenta miasta Gdańska – pan Piotr Grzelak. Ale ta namowa jest trochę w cudzysłowie. Ja po prostu zawsze czułam szczególną więź ze zwierzętami. O ile w zoo pracujemy ze zwierzętami, których nie można dotknąć, oswoić czy przytulić, to w schronisku możemy już z tymi stworzonkami zbudować prawdziwą relację. Przejmując nadzór w Promyku, wiedziałam, że projekt nie jest łatwy, ale ze względu na możliwość tych kontaktów, pomocy, zmiany ich życia na lepsze, zdecydowałam się podjąć to wyzwanie.
W takim miejscu ta chęć niesienia pomocy jest najważniejsza. Jak więc wygląda w Waszym schronisku kwestia wolontariatu?
W tym momencie schronisku pomaga około 50 wolontariuszy. Nasi wolontariusze to zawsze osoby pełnoletnie. Wyłaniamy je na drodze dwuetapowej rekrutacji – najpierw każdy kandydat wypełnia ankietę, potem jest ona zatwierdzana przez opiekuna jednej z sześciu grup wolontarystycznych i zainteresowany zostaje zaproszony na „rozmowę kwalifikacyjną”. Pytamy na niej głównie o motywację, chęć zaangażowania i dyspozycyjność. Zależy nam na osobach, które mogłyby na wolontariat poświęcić nieco więcej czasu niż na przykład sam weekend. Naprawdę cenimy sobie, jeśli komuś rzeczywiści zależy na niesieniu tej pomocy u nas. Każdy z wolontariuszy pracuje u nas przez rok.
Na czym polegają obowiązki Waszych wolontariuszy?
Głównie zajmują się oni przygotowywaniem zwierząt do adopcji. Na co dzień pomagają nam też sprzątać pomieszczenia, w których przebywają nasi podopieczni, wyprowadzają ich na spacery, asystują podczas ćwiczeń w naszym centrum rehabilitacyjnym. Uczestniczą oni także w procesie socjalizacji zwierząt oraz wspierają projekty organizowane przez pracowników schroniska.
Jakie są Pani doświadczenia z wolontariuszami? Jakich ludzi spotkała Pani na swojej drodze?
Każdy z naszych wolontariuszy jest zupełnie inną osobą, ale jedną cechą główną, łączącą ich wszystkich, jest olbrzymia chęć niesienia pomocy i miłość do psów lub kotów. Są to oddani ludzie, o wielkich sercach, bez których to miejsce absolutnie nie mogłoby istnieć.
A zdarzyły się kiedyś w Pani karierze jakieś toksyczne sytuacje?
Społeczność schroniskowa jest taką samą społecznością jak każda inna. Tutaj jak wszędzie zdarzają się konflikty. Ciągle pracujemy nad procesem komunikacji, żeby było nam możliwie jak najlepiej w swoim towarzystwie i żebyśmy pamiętali, po co tu jesteśmy. A jesteśmy tu przecież tylko i wyłącznie dla zwierząt.
Czego w Waszym schronisku uczą się wolontariusze? Z jakimi nowymi wartościami wychodzą po tym roku pracy?
To na pewno dobra szkoła odpowiedzialności, dyscypliny i pokory. Zwierzęta same najlepiej weryfikują umiejętność pracy z nimi, to one dyktują cały proces. Trzeba nauczyć się ich słuchać i postępować tak, jak tego potrzebują. W zamian wolontariusze dostają od naszych podopiecznych mnóstwo ciepła i miłości, a to jest bardzo wyjątkowe w naszym życiu.
Czy po tylu latach tej wyjątkowej pracy wierzy Pani w czystą bezinteresowność, bezinteresowną pomoc, bezinteresowne dobro? Jak ten pogląd kształtowała Pani praca?
Oczywiście, wierzę w to głęboko. Zwierzęta nie mogą oddać niczego materialnego, jedyne co mogą dać to swoją uwagę lub nie, jeśli pewna nić porozumienia między nimi a ludźmi się nie pojawi. Wolontariusze mogą otrzymać więc od nich samo to uczucie więzi i satysfakcję. I to wystarcza. Gdyby nie to, nie mielibyśmy tylu chętnych wolontariuszy każdego roku. Sądzę naprawdę, że to właśnie te emocje i ta możliwość pomocy skłania ludzi do wspierania schroniska Promyk. Jest to piękna, nieodwzorowana miłość.
A bywały jakieś gorsze momenty, w których przychodziło poczucie beznadziei i zwątpienia?
Na szczęście nie było u nas wiele takich chwil. Nawet w najtrudniejszych momentach, staramy się znaleźć rozwiązanie. Przytłaczające bywa spotkanie ze zwierzęciem tzw. „nieobsługiwalnym”, czyli takim, któremu chcielibyśmy z całego serca pomóc, ale nie jest to możliwe ze względu na to, jak bardzo został on w przeszłości skrzywdzony. Albo kiedy odnajdujemy zwierzę porzucone w naprawdę nieludzki sposób, np. przywiązane do ogrodzenia schroniska lub porzucone gdzieś w lesie. Niedawno, jednej z grudniowych nocy doszło właśnie do czegoś takiego. Gdy rano dotarliśmy do pracy, znaleźliśmy dwa pieski. Nie mamy pojęcia, jak długo się tam znajdowały i nawet nie chcę myśleć, co musiały przejść. Jest to ewidentne narażenie nie tylko ich zdrowia, ale i życia. Szybko się nimi zajęliśmy, rozgrzaliśmy, ale takie krytyczne momenty faktycznie potrafią osłabić wiarę, oczywiście w człowieka a nie zwierzę, które przecież nie jest niczemu winne. Chwile zwątpienia to właśnie zderzenie się na naszych oczach ludzkiego zła z bezgraniczną miłością zwierzęcia.
To naprawdę straszne. Tak jak Pani mówi mamy mroźną zimę. Jak w tej porze roku wygląda sytuacja w schronisku?
Powszechnie myśli się, że zima niesie większe trudności, ale nie do końca tak jest. My pracujemy dla zwierząt cały rok – upalnym latem i mroźną zimą. Ani kiedy jest zimno, ani kiedy jest ciepło, nie jest idealnie. Po tylu latach istnienia schroniska mamy jednak takie doświadczenie, świetnie wykwalifikowanych pracowników będących z nami prawie od początku, że żadna pora nie jest nam straszna. Wypracowaliśmy pewne schematy działania, które pozwalają bez przeszkód radzić sobie w każdych warunkach. Radzimy sobie dobrze także w kwestiach żywieniowych. Jesteśmy placówką samorządową, mamy swój budżet, możemy więc pozwolić sobie na kupno odpowiedniej karmy, dokarmiać zwierzęta czy chociażby dogrzewać pomieszczenia. Gwarantujemy naszym podopiecznym możliwie najlepsze warunki.
Jak oceniacie ostatni rok swojej działalności? Czy wyróżniał się on na tle pozostałych?
Myślę, że nie ma jakiś większych odchyłów w stosunku do roku ubiegłego. Natomiast można zauważyć nasilający się w ostatnich latach trend – liczbę kotów. Dziś kotów jest u nas około 90, psów zaś 80. Jest to dość nowe zjawisko. Jeśli chodzi o adopcje, to utrzymują się one na stałym poziomie. Nieskromnie powiem jednak, że dużo mniej zwierząt do nas powraca. Jest to efekt pracy naszego zespołu i wolontariuszy. Dokonaliśmy bowiem zmian w procesie adopcyjnym, trochę go utrudniliśmy, ale celowo – dla dobra zwierząt. Nie jest to proces błyskawiczny, osoba zainteresowana musi odwiedzić nas kilkakrotnie, poznać się ze zwierzęciem. Ma to utwierdzić tę osobę w jej decyzji i zapobiec właśnie ewentualnemu oddaniu pupila, bo na dłuższą metę nam się nie spodobał. Zwierzak ze schroniska jest przecież trudniejszy niż szczeniak albo taki piesek wzięty z hodowli. Staramy się więc edukować w zakresie potrzeb takich piesków czy kotków ze schroniska. W tym roku doszło tylko do dwóch, może trzech nieudanych adopcji. Jesteśmy z tego faktu bardzo zadowoleni.
W swoich mediach społecznościowych staracie się zachęcać ludzi do adopcji zwierząt a nie kupowania. Dlaczego to dla was takie ważne?
To jest główne zadanie schroniska. Promyk nie tylko opiekuje się zwierzętami bezdomnymi, ale także stara się tej bezdomności zapobiegać. Jak to robimy? Oczywiście przekazując naszych podopiecznych do nowych domów. Te zwierzęta nigdy nie będę w pełni szczęśliwe w schronisku, nigdy nie otrzymają tam tyle ciepła czy dobroci, co we własnej rodzinie. Chcąc dbać o te niewinne pociechy, pomagamy im właśnie poprzez skłanianie ludzi do zabrania ich pod swój dach.
A zdarzało się, że to wolontariusze po roku pracy w Promyku adoptowali zwierzęta?
Oj tak, dzieje się tak bardzo często i często jest to drugi, trzeci, czwarty zwierzak w ich rodzinie. Ogromnie nas to cieszy.
Chciałabym jeszcze na koniec poruszyć dość istotną, zważywszy na okres, kwestię. Ludzie często decydują się adoptować bądź kupić zwierzątko jako gwiazdkowy prezent. I niestety bywa tak, że wiele tych zwierzątek potem ląduje w schronisku. Jak miewa się ten trend? I jak wy sobie z nim radzicie?
Niestety mamy trochę doświadczenia w tym temacie. Dlatego rokrocznie przed świętami (w tym roku od 19 grudnia) zaprzestajemy adopcji. Można oczywiście rozpocząć proces adopcyjny, ale zwierzątko na pewno nie zostanie wydane do Bożego Narodzenia. Nie chcemy, by ktoś pod wpływem chwili, miękkiego serca, dzwonków i kolęd zabrał takiego pupila do domu, a potem gdy emocje opadną, nie postanowił go oddać. Nie ma nic gorszego w adopcji niż pośpiech. Trend ten na szczęście maleje, co można zawdzięczać właśnie edukacji i większej świadomości społeczeństwa. Spotykamy się z coraz większym zrozumieniem i szacunkiem do naszej pracy i podejmowanych dla dobra zwierząt zasad.
Dobrze słyszeć, że wszystko zmierza ku lepszemu. Czego więc życzylibyście sobie na nadchodzący rok?
Oprócz fundusz, bo w naszej działalności żadna kwota nie jest wystarczająca, życzylibyśmy sobie rozbudowy, modernizacji naszego schroniska, tak abyśmy mogli stwarzać naszym podopiecznym jak najlepsze warunki. I jeszcze wspaniałych rodzin, kolejnych dobrych dusz dla naszych zwierzątek, szczególnie dla tych starszych. Oraz oczywiście dalszej tak udanej współpracy z wolontariuszami.
Więcej o Promykowych Wolontariuszach możecie dowiedzieć się z ich konta na Instagramie.
Święta to magiczny czas. Czas, w którym zawsze można odnaleźć dobro. Może to dobry moment, byśmy my sami zaczęli zmieniać ten świat na lepszy. Dlaczego by więc nie wolontariat? Albo nowa pociecha w domu?
Niech to będą dla Was piękne święta.