Barcelona Xaviego – wielki potencjał czy niewypał?

Barca żegna się z Ligą Mistrzów po porażce z Bayernem – fot. fcbayern.com

To miała być rewolucja, zwieńczona powrotem do piłkarskiego raju. Oczekiwania i nadzieje były ogromne, teraz nieco przygasły. Barcelona po raz kolejny odpadła z Ligi Mistrzów już na etapie fazy grupowej. Na papierze to świetny zespół wypełniony gwiazdami. W praktyce gra Dumy Katalonii to sinusoida. Klub wciąż boryka się z wieloma problemami.

Blaugrana od kilku lat przeżywa poważny kryzys. Zmiany, które zaszły w klubie były znaczące i odcisnęły swoje piętno. Zapalnikiem były błędy popełnione przez poprzedni zarząd klubu, ze skorumpowanym prezesem Josepem Bartomeu na czele. Nieopłacane pensje piłkarzy i brak perspektyw przyczyniły się do stopniowego obumierania Barcelony. Jeden z najlepszych zespołów na świecie zamienił się w co najwyżej mocnego średniaka. Lekiem na bolączki miał okazać się plan zainicjowany przez Joana Laportę i Xaviego.

Koniec pewnej epoki

Poprzedni sezon był dla klubu i jego fanów drogą przez męki. Z drużyny odszedł Lionel Messi, który przeniósł się do Paris-Saint Germain. Transfer legendy i talizmanu Barcy był gwoździem do trumny zespołu, który jeszcze kilka lat wcześniej zachwycał świat swoją grą. W tamtym czasie funkcję trenera obejmował Ronald Koeman. Na Holendrze spoczywała bardzo niewdzięczna rola, przede wszystkim ze względu na czas, miejsce i okoliczności, w jakich przyszło mu pracować. Do tej pory składająca się z żelaznej, praktycznie niezmiennej jedenastki drużyna, przypominała nieco zlepek piłkarzy bez większego potencjału na jakikolwiek sukces. Mimo że w lidze Barca zajęła wówczas 2. miejsce, co można uznać za naprawdę dobry rezultat, jej gra i postawa na arenie europejskiej pozbawiła wszelkich złudzeń. Były potrzebne natychmiastowe zmiany.

Koeman został zwolniony po kompromitującej i zaskakującej postawie w Lidze Mistrzów. Barcelona uplasowała się na 3. pozycji w swojej grupie, za Benficą Lizbona i Bayernem Monachium. Stery przejął Xavi – przed laty wybitny piłkarz, jeden z najlepszych pomocników w historii piłki nożnej oraz legenda klubu. Hiszpan nie miał dużego doświadczenia jako szkoleniowiec, bo wcześniej prowadził tylko katarski klub Al-Sadd. W roli trenera wygrał wtedy siedem trofeów i awansował do półfinału Azjatyckiej Ligi Mistrzów. Dostał szansę powrotu na Camp Nou. Nie mógł odmówić, to była szansa, na którą czekał.

Historia podobna do tej, która kilka lat temu miała miejsce w Madrycie. W 2016 roku trenerem Królewskich został Zinedine Zidane, ikona Realu Madryt. Pracował jako szkoleniowiec drużyny rezerw, po czym dostał propozycję prowadzenia pierwszego zespołu. Xavi, podobnie jak on, został obdarzony wielkim zaufaniem. Różnica jest jedna – kiedy Zidane obejmował posadę szkoleniowca Realu, klub był w formie zwyżkowej. Nie umniejszając jego umiejętnościom, idealnie trafił w moment. Xavi zaś otrzymał rozsypaną układankę, w której ponadto brakowało kilku istotnych części. Po sensacyjnym wylocie Barcelony z Ligi Mistrzów większość liczyła na dominację klubu w niżej notowanej Lidze Europy. Tak się jednak nie stało, a zespół odpadł w ćwierćfinale po dwumeczu z Eintrachtem Frankfurt – przyszłymi zdobywcami pucharu. Sezon się skończył, miały nastąpić wielkie zmiany.

Wszystko na jedną kartę

Pierwszym sygnałem nadchodzącej rewolucji była zmiana głównego sponsora klubu. Znana większości szwedzka firma Spotify, zajmująca się strumieniowaniem muzyki, zaoferowała Barcelonie niezwykle istotne dla niej w ówczesnym czasie pieniądze. Rozchodziło się o niemałe kwoty, a konkretnie o około 70 milionów Euro wypłacanych corocznie przez czas trwania 4-letniej umowy. W zamian za oferowane benefity Spotify otrzymało prawa do nazwy stadionu klubu (Spotify Camp Nou), a logo firmy zagościło na koszulkach Barcy.

Pojawiły się środki, dzięki którym można było rozpocząć akcję ratunkową podupadającego klubu. Wielu piłkarzy opuściło Blaugranę, a w ich miejsce sprowadzono zastępców. Między innymi do zespołu dołączyli Robert Lewandowski z Bayernu, Jules Kounde z Sevilli czy Raphinha z Leeds. Łącznie na transfery przeznaczono ponad 150 milionów Euro. Oprócz tego na zasadzie wolnego transferu do drużyny dołączyli Christensen, Kessie, Bellerin i Marcos Alonso. Działacze zarządu zorientowali się, że nadal brakuje środków na rejestrację sprowadzonych zawodników. Zadłużona i niewypłacalna Barcelona postawiła wszystko na jedną kartę – uruchomiła proces dźwigni finansowych. W skrócie, coś w rodzaju pożyczek, na podstawie których firmy trzecie mogły zakupić prawa do poszczególnych sektorów klubu. Operacja powiodła się, piłkarze zostali zarejestrowani w ostatnim momencie. Rozpoczął się przełomowy sezon.

(Nie)udana reanimacja Dumy Katalonii

Po miesiącu od rozpoczęcia sezonu można zacząć się zastanawiać, czy podjęte kroki przyniosły oczekiwany efekt. Drużyna w teorii wygląda naprawdę dobrze, w porównaniu z tym, czego świadkami byliśmy rok temu. Szeroka ławka rezerwowych, klasowi piłkarze w podstawowej jedenastce i chęć odbudowy nadwyrężonego wizerunku powinny wystarczyć, by klub wrócił na właściwe tory. Jak się jednak okazało, Barca po raz kolejny została sprowadzona do parteru. Drugi rok z rzędu wypadła z walki o puchar Ligi Mistrzów, ponownie zakończyła swoją przygodę z turniejem w fazie grupowej. Jak to możliwe, skoro w LaLidze idzie im całkiem nieźle? Gra Barcelony przypomina sinusoidę. Raz jest lepiej, potem gorzej i tak w kółko. Na tle słabszych personalnie rywali drużyna Xaviego radzi sobie naprawdę dobrze. Wyniki w lidze hiszpańskiej są zadowalające, klub stracił dotychczas najmniej goli w rozgrywkach, strzelając przy tym znacznie więcej. Problemy pojawiają się, gdy Katalończycy natrafią na równie mocnego lub lepszego przeciwnika. Dwie porażki z Bayernem i jedna z Interem w Lidze Mistrzów czy przegrana z Realem Madryt w El Clasico boleśnie zweryfikowały aktualną siłę zespołu.

W lidze hiszpańskiej Barcelona radzi sobie zdecydowanie nieźle. Po dwunastu na ten moment rozegranych spotkaniach zgromadziła 31 punktów. Od początku sezonu zanotowała tylko jeden remis, w pierwszym meczu z Vallecano padł wynik 0:0. Przegrała raz ze wspomnianym Realem Madryt. W tym przypadku podopieczni Xaviego odstawali od rywala, Królewscy dyktowali warunki w meczu, a co najważniejsze – byli skuteczni. Bezwzględnie wykorzystali każdy błąd popełniony przez Barcę. Pozostałe 10 spotkań Blaugrana wygrała. Łącznie zdobyła 29 goli. Straciła tylko 4, w tym 3 w El Clasico. Kluczem do sukcesu na krajowym podwórku okazał się Robert Lewandowski. Były napastnik Bayernu wciąż utrzymuje świetną formę i praktycznie w każdym meczu potwierdza to trafieniami do siatki przeciwnika. Tych zgromadził już 13, a do tego dołożył 4 asysty. Widać, że bardzo dobrze dogaduje się na boisku ze swoimi nowymi kolegami z zespołu. Trzeba jednak jasno stwierdzić, Barcelona wychodząca z kryzysu to wciąż jedna z trzech najlepszych drużyn w Hiszpanii. Piłkarze Barcy przewyższają znaczną większość reszty zawodników swoimi umiejętnościami. Dominują, gdy grają z niżej notowanymi drużynami, te nie potrafią wykorzystywać nadarzających się okazji. Katalończycy nie grają perfekcyjnie i bezbłędnie – to przeciwnicy prezentują się słabo.

W wymagających meczach uwydatnia się brak pomysłu na grę Barcelony. Większość piłek kierowana jest do skrzydłowych, którzy w ważnych meczach po prostu zawodzili. Próby ofensywnych rajdów Dembele, Ansu Fatiego lub Raphinhi są z łatwością rozbijane przez lepsze zespoły. Problem dotyczy również Roberta Lewandowskiego. Polak co prawda świetnie wpasował się w styl gry nowego klubu i strzela gole niczym maszyna, lecz gdy przeciwnik prezentuje wyższy poziom, zostaje zupełnie wyłączony z gry. Wystarczy objąć go podwójnym kryciem.  Środek pola prezentuje się co najwyżej dostatecznie. Brakuje zdecydowania, podania bezpośredniego, kluczowego zagrania otwierającego drogę do bramki. W meczach o stawkę ich taktyka i gra jest zbyt czytelna. Obrona także boryka się z problemami, choć te można usprawiedliwić ostatnimi kontuzjami Kounde i Araujo. Rezerwowi Gerard Pique i Eric Garcia, a szczególnie ten pierwszy, nie sprostali wyzwaniu. Błędy w ustawieniu i wzajemnej komunikacji tylko podsumowały niefrasobliwość Barcelony. Dla klubu brak awansu do fazy pucharowej Ligi Mistrzów jest niezwykle bolesny – utracił istotne obecnie potencjalne źródło dochodu i podburzył zaufanie opinii publicznej.

Na efekty trzeba poczekać

Mimo wszystko w Barcelonie drzemie duży potencjał. Transfer Lewandowskiego to strzał w dziesiątkę, zarówno pod względem sportowym jak i marketingowym. W drużynie znajdują się nieoszlifowane diamenty pokroju Pedriego czy Gaviego – utalentowani młodzi pomocnicy porównywani są do niegdyś fenomenalnego duetu Iniesta-Xavi. Brakuje im jeszcze trochę doświadczenia. Oprócz nich piłkarze tacy jak Dembele lub Ansu Fati, największy problem sprawia im przede wszystkim ustabilizowanie formy – grają w kratkę. W zespole są zawodnicy, których umiejętności mogą przynieść jeszcze dużo dobrego dla klubu. Wystarczy tylko, albo aż, wykorzystać to, co mają do zaoferowania. Dużo zależy od sztabu szkoleniowego. Pewne jest to, że Xavi nie zostanie w najbliższym czasie zwolniony. Jak na razie jest objęty immunitetem zarządu i mimo porażki w Lidze Mistrzów nadal będzie prowadził drużynę.

Największą udręką Barcy są oczekiwania wobec niej przez pryzmat osiąganych przez nią niegdyś sukcesów. Odbudowa ruiny, którą pozostawił po sobie zarząd Bartomeu, może potrwać. To będzie długi proces. Z drugiej jednak strony, odważna polityka finansowa obecnych działaczy klubu wymaga sukcesów – inwestycje muszą się zwracać i nie ma za wiele czasu na oczekiwanie. Przyszłe miesiące będą niezwykle istotne w kontekście przyszłości zespołu. Istnieją dwa wyjścia – Barcelona wróci na salony jako jedna z czołowych drużyn Europy albo pogrąży się w kryzysie na kolejne kilka lat. Priorytetem będzie walka z Realem Madryt o zwycięstwo w LaLidze i potencjalny triumf w Lidze Europy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

3 × dwa =