#PoZawodach 8 cz. 1: Powołania Igora Milicicia na Estonię. Sochan robi furorę w NCAA

Jeremy Sochan | Fot. Roster – Facebook

Wracamy po półtora miesięcznej przerwie! W najnowszej rozmowie z Dawidem Chęciem z „Radia Tczew” porozmawialiśmy o powołaniach Igora Milicicia do reprezentacji Polski czy o Jeremy Sochanie, który swoją grą robi furorę w NCAA. Poruszyliśmy też dawno nie omawiany wątek w naszej serii, jakim jest NBA m.in. wybory do All-Star Game czy niemoc ekip z Miasta Aniołów. Zapraszamy!

Ostatnią naszą rozmowę możecie przeczytać tutaj: Po Derbach: Kompromitacja Trefla! (Jest też Po Zawodach #7)

[Rozmowa została przeprowadzona w środę, 3 lutego]

Kacper Czuba: Zacznijmy od tematu reprezentacji Polski – niedawno pojawiły się kolejne powołania Igora Milicicia. Tym razem do szerokiej kadry na dwumecz z Estonią w lutym, który będzie ważny w kontekście walki o pozostanie w eliminacjach do Mistrzostw Świata. Moja refleksja, gdy patrzę na listę powołanych, jest taka, że Chorwat wyciągnął wnioski po listopadowych starciach. Jest kilka powrotów – A.J Slaughter, którego domagaliśmy się już w listopadzie, czy Michał Michalak. Po kontuzji wracają z kolei Mateusz Ponitka oraz Michał Sokołowski. Powraca również doświadczony duet podkoszowych – Aaron Cel i Damian Kulig. Co sądzisz o tych decyzjach?

Dawid Chęć (Radio Tczew): Jest to ewidentnie wyciągnięcie wniosków z błędów popełnionych w listopadzie. Mówiłem wtedy, że to może coś dobrego, że trener Milicić aż tak namieszał ze składem. Jednak brakowało wówczas takiego kręgosłupa drużyny w postaci Ponitki czy Sokołowskiego. Nie było wtedy też kogoś takiego, kto byłby w stanie nakręcić tą grę i wziąć odpowiedzialność za punktowanie w trudnych momentach na siebie. Taką osobą jest akurat A.J Slaughter. Patrząc na pierwsze powołania Chorwata byłem wtedy zdziwiony, że nie ma go wśród powołanych. To jest taki zawodnik, który niejednokrotnie pokazywał, że kiedy naszemu zespołowi nie idzie, to on bierze odpowiedzialność za grę zespołu w trudnych momentach. Przygasa może trochę, nie jest wybijającą się postacią, kiedy polska kadra spisuje się dobrze. Kiedy musi natomiast wziąć grę na siebie, to zawsze czymś zaskoczy – czy to trójką, czy to takim szaleństwem potrzebnym ekipie w danym momencie.

W listopadzie mieliśmy kilka niespodzianek, jeśli chodzi o powołania. Teraz jest już ich trochę mniej. Za chwilę gramy przecież bardzo istotne mecze w kwestii walki o awans na Mistrzostwa Świata. Zapisałem sobie jednak na liście dwa nazwiska, które przykuły moją uwagę – są to Andrzej Pluta jr. i Filip Matczak. Obaj swoją postawą w tym sezonie na to powołanie zasługują. Pluta zaczął rok od 31 punktów w starciu z Asseco Arką Gdynia, a Matczak w listopadzie grał w kadrze 3×3 i jest jednym z ważniejszych elementów układanki trenera Miłoszewskiego w Kingu Szczecin w tegorocznych rozgrywkach. Co sądzisz o tych decyzjach Igora Milicicia?

Pytanie, czy to są jakieś niesamowite zaskoczenia, bo trzeba pamiętać, że jest to szeroka lista powołanych i kilka nazwisk zostanie skreślonych. Pluta jr. to dalej dość młody zawodnik, choć muszę przyznać, że przez pewien czas zniknął mi z pola widzenia. Pamiętam mistrzostwa Polski U-14 sprzed paru lat u nas na Hali 100-lecia, gdzie odbyło się to świetne starcie Trefla Sopot z TKM Włocławek oraz Sebastiana Waldy właśnie z młodym Plutą.

To było starcie jednych z najlepszych zawodników w młodzieżówce. Pluta rzucił wtedy 39 punktów w meczu finałowym, a TKM wygrał 73:66.

Właśnie i powiem szczerze, że myślałem, że zobaczymy Plutę już dwa-trzy lata później tak jak Łukasza Kolendę na stałe w seniorskiej kadrze. Gdzieś trochę zaginął, ale to może będzie gwiazda, która złapała tę formę później i pozytywnie zaskoczy szkoleniowca kadry w najbliższym czasie. Może dostanie się do tej wąskiej kadry, zobaczy, jak to wygląda i dowie się, jak to wygląda od środka. Później konsekwentnie ciężką pracą na stałe wywalczy sobie miejsce w podstawowym składzie polskiej reprezentacji.

Co byś powiedział o pojawiających się ostatnio informacjach w internecie o zawodnikach naturalizowanych do polskiej kadry? Igor Milicić początkowo nie był zbyt chętny, aby to robić, na co mógł wskazywać też brak powołania dla Slaughtera w listopadzie. Teraz chodzą plotki o tym, że polski paszport miałby dostać Will Cummings, aby grać w czerwcu już w kadrze. To samo mówi się o tegorocznej gwieździe Anwilu Włocławek – Jonahu Mathewsie, który w ostatnim czasie jest w świetnej formie, zdobył m.in. 38 punktów w domowym spotkaniu ze Stalą Ostrów Wielkopolski (107:88). Co Ty sądzisz o takich decyzjach? Zwłaszcza że w drużynie podczas meczu może grać tylko jeden naturalizowany zawodnik.

Tu właśnie pojawia się problem. Przypomina to sytuację w piłce nożnej; dużo jej kibiców jest przeciwnych takim praktykom. Gdyby ilość graczy naturalizowanych nie była na tyle ograniczona, to nie miałbym nic przeciwko takim powołaniom. Widzimy kadry innych państw – Izraeal, czy w piłce nożnej Francji, czyli jeszcze aktualnych Mistrzów Świata. Byłbym za tym, żeby chociaż trochę było to powiązanie z naszym krajem. Tak jak w przypadku Mattiego Casha, gdzie więzy krwi pozwoliły mu na zdobycie tego paszportu w najprostszy możliwy sposób. Na razie mamy A.J Slaughtera. Jestem jego dużym fanem, więc szkoda byłoby mi zastąpić go kimś innym.

Porozmawiajmy o zawodniku, który pozwoli nam na płynne przejście od tematu powołań do kadry do kwestii NBA, o której porozmawiamy więcej niż zazwyczaj. Mowa o Jeremym Sochanie. Nie ma go na liście powołanych. Nie jest to jednak dziwne, bo gra w lidze NCAA na uczelni Baylor i w dobie pandemii koronawirusa trudno byłoby go ściągnąć do Polski. Ostatnio widziałem też taki mock draft, przewidywania na Draft w 2023 roku. Sochan zajmował w nim 13. miejsce. W Baylor spisuje się coraz lepiej, ostatnio zanotował najlepszy statystycznie występ w sezonie. Doczekamy się czwartego Polaka w najlepszej koszykarskiej lidze świata? I to w przyszłym roku?

Mam nadzieję, że tak się stanie. Powinniśmy się modlić, my – wszyscy kibice polskiej koszykówki, żeby chłopakowi nie przydarzyła się żadna kontuzja, która przekreśliłaby jego szansę na grę w NBA. Przeglądając gdzieś media społecznościowe, trafiłem na filmik, na którym widać opuszczoną już przez wszystkich halę i Sochana trenującego rzuty wolne. Jest to niesamowite jak szybko się rozwija i zdobywa popularność w Stanach Zjednoczonych, bo pamiętam, że na początku, kiedy trafił do NCAA, był około 55-60 miejsca w przewidywaniach draftowych. Teraz jest w okolicach trzynastego miejsca. Możemy być pewni, że on trafi do NBA. Mieliśmy paru zawodników z Polski w NCAA, ale jakoś u innych nie widziałem tego, nie byłem tak pewny, że zagrają w NBA. Ponadto on po prostu pojechał do Stanów z jednym celem i przy tak konsekwentnie ciężkiej pracy będzie w stanie go osiągnąć. Nie będę zdziwiony, jeśli zrobi karierę co najmniej tak spektakularną jak Marcin Gortat.

Obaj się więc zgadzamy, że w kwestii Sochana i jego gry w NBA to nie jest kwestia czy, tylko kiedy on zagra w najlepszej koszykarskiej lidze świata. Porozmawiajmy teraz o pierwszych piątkach do meczu gwiazd NBA. Liga niedawno ogłosiła, kto rozpocznie od pierwszej minuty to starcie. Chyba zaskoczenia wśród kapitanów nie ma – będą to Kevin Durant i Lebron James. Co o tym sądzisz?

Nie ma wielkiego zaskoczenia. Durant w ostatnich latach borykał się kontuzjami, dlatego swój największy prime miał Antentokounmpo. Kevin jednak gra świetny sezon, choć w jego przypadku trudno mówić o słabych rozgrywkach w jego wykonaniu. Lebron James to już chodząca legenda NBA, która dalej gra i wciąż pokazuje się ze świetnej strony. Chociaż ostatnio przytrafia mu się więcej problemów zdrowotnych, co odbija się też na wynikach jego drużyny. Myślę jednak, że do meczu gwiazd powinien się wykurować.

Porozmawiajmy teraz o samych pierwszych piątkach, bo jest w nich kilka zaskoczeń…

Zapewne chodzi Ci o Wigginsa.

Nawet o trzy zaskoczenia mi chodzi. Przed sezonem tych osób byśmy nie włączyli do pierwszej piątki na mecz gwiazd. Pierwszy raz w All-Star Game zagra Andrew Wiggins, który gra dobry sezon w Golden State Warriors. Są też Demar Derozan i Ja Morant. Derozan to najciekawszy przypadek zawodnika, który po paru latach nieco słabszej dyspozycji, znowu jest jednym z najlepszych koszykarzy w całej NBA ekipie Chicago Bulls. „Byki” są na 1. miejscu w konferencji wschodniej z bilansem 32-18. Morant jako lider Memphis Grizzlies (35-18) największej rewelacji tegorocznych rozgrywek NBA, która zajmuje 3. miejsce w konferencji zachodniej. Co byś o nich powiedział?

Zapytałem o Wigginsa, bo to on dla mnie jest największym zaskoczeniem. Gra solidny sezon w GSW i kibice trochę zapominają, w jakiej gra drużynie. Nie oszukujmy się, że to jednak też ma znaczenie. Nie raz mecz gwiazd nie był starciem najlepszych zawodników w danym czasie, tylko najbardziej popularnych. Gra w takim klubie jak GSW po prostu sprawia, że jesteś jednym z najbardziej popularnych koszykarzy.

Morant to dla mnie niesamowita historia, gdy weźmie się pod uwagę warunki fizyczne tego chłopaka. Myślę, że jak Luka Doncić wróci do tej swojej regularnej formy, bo jestem o tym przekonany, to za jakiś czas będziemy mogli mówić o ich ciekawym i wielkim starciu. Jeśli tylko Morantowi pozwoli na to zdrowie, gdyż jego styl gry przypomina mi nieco Derricka Rose’a z jego najlepszych i najmłodszych lat, a warunki rozgrywającego Memphis nie są jakieś niesamowite. Boję się tutaj o kontuzje: wielokrotnie były już podkręcenia, skręcenia kostek. On mnie jednak nie dziwi w pierwszej piątce na mecz gwiazd, szczególnie przy tych wynikach Memphis. My kochamy takie historie – drużyn, których byśmy nie typowali do czołówki ligi, a one się do niej dostają.

Derozan? Nie oszukujmy się, jest to lider Chicago Bulls. Świetnie gra, a „Byki” są na 1. miejscu w swojej konferencji. Jedna z najciekawszych drużyn do oglądania w tym sezonie NBA. Nikt się nie spodziewał przed sezonem, mimo przemyślanych latem transferów, że to aż tak szybko się zazębi. Dalej są niezłe wyniki, mimo utraty Alexa Caruso, z czego jeszcze z cztery lata temu się naigrywali. Prawdą jest jednak to, że ten zawodnik dużo wniósł do gry Bulls. Derozan mimo wszystko dalej to ciągnie i czasem, w niektórych momentach tego sezonu wygląda, jakby wychodziło mu wszystko. Rzuty, które nie miały prawa wpaść, po jakiś obrotach, z dwoma obrońcami. Nie dziwię się, że wszyscy kibice i głosujący chcieli go uhonorować i wybrać do pierwszej piątki na mecz gwiazd, co jest z pewnością ukoronowaniem jego gry w pierwszej połowie rozgrywek.

Jestem mile zaskoczony jego grą w tym sezonie. Tekst o jego grze był moim pierwszym tekstem w tym roku w CDN-ie. Mnie najbardziej zszokowały te dwa game-winnery (rzut na zwycięstwo) na przełomie 2021 i 2022 roku (31.12 i 1.01) w dwóch meczach z rzędu. Co ciekawe to były jego jedyne celne rzuty z dystansu w poszczególnych meczach. Przejdźmy jednak dalej i porozmawiajmy o niemocy ekip z Miasta Aniołów – Los Angeles. Lakers jest trapione różnymi problemami, kontuzjami i plotkami transferowymi na temat Ice Cold Player of The Game – Russela Westbrooka. Aktualnie są na 9. miejscu w konferencji zachodniej z bilansem 24-27. Pozycję wyżej są Clippers, którzy mają dwie wygrane więcej. Oni jednak też są osłabieni – Kawhi Leonard wciąż nie zagrał w tym sezonie, a Paul George boryka się z różnymi problemami. Co byś powiedział o niemocy tych drużyn?

Czytaj także: Demar Derozan: Reaktywacja

Zacznę od Clippers. Szczerze – Clippersi ściągając George’a, podjęli pewne ryzyko, bo jego problemy zdrowotne i spadek z topu właśnie przez te kłopoty zaczynał się jeszcze, gdy George grał z Westbrookiem w Oklahomie. To był bardzo ryzykowny ruch. Kiedy PG był zdrowy, to mimo wszystko jeszcze brał odpowiedzialność za grę ekipy z Los Angeles. Natomiast Kawhi to dla mnie pewnego rodzaju nieporozumienie od momentu jego dołączenia do zespołu. Co chwilę słyszymy o jego kontuzjach. W pierwszym sezonie było domniemywane, że to jest oszczędzanie tego zawodnika na fazę play-off, ale teraz praktycznie notorycznie coś jest nie tak z jego zdrowiem. W związku z tym pozycja Clippers absolutnie mnie nie dziwi, bo wcześniej mieli też szeroką ławkę, ale teraz jej nie mają. W momencie też, gdy dwaj liderzy są kontuzjowani, to trudno, aby zespół regularnie wygrywał. Ciekawi mnie, jakby wyglądała statystyka: ile razy razem na boisku zagrali George i Leonard.

Oj, to byłaby bardzo blado wyglądająca statystyka…

No właśnie tu jest właśnie największy problem, jeśli chodzi o Los Angeles Clippers. Jak mówimy o Lakers – raz, że jako fan tej ekipy, jestem zawiedziony tym, co dzieje się w tym sezonie. Dwa, ten wynik to jest nieporozumienie, gdy ma się w składzie takich zawodników. Co prawda są trapieni różnymi kontuzjami, urazami, ale tam są gracze, którzy są w stanie pociągnąć grę drużyny w pojedynkę. Russell Westbrook przez dwa sezony sam ciągnął grę Oklahomy City Thunder. I to na tyle skutecznie, że OKC dalej utrzymywała się w ligowej czołówce. Lebron James – tu nie musimy za dużo mówić. Wiele osób ze środowiska NBA mówiło, że wszyscy narzekają na Westbrooka, a tak naprawdę największą słabością klubu z LA teraz jest Anthony Davis. On miał przejmować pałeczkę po Lebronie i szykować się na bycie gwiazdą numer 1 w zespole z Miasta Aniołów po jego ewentualnym zakończeniu kariery lub odejściu LBJ-a. Lebron też w pewny sposób namaścił AD do tego, w szczególnie tym mistrzowskim sezonie (2019/2020). Te rozgrywki pokazują, że Davis gra poniżej swoich umiejętności. Zamiast wskakiwać w swój prime, to on ma już go za sobą. Mam nadzieję, że to jest tylko ten jeden rok. Coraz więcej głosów dochodzi, jakoby James postanowił odejść z Lakers. To na pewno byłoby pewne zaskoczenie i ponownie doszłoby do przetasowania sił w całej NBA.

Wyobraź sobie, że jesteś teraz generalnym menadżerem Lakers – Robem Pelinką. Dostajesz ofertę wymiany z Houston Rockets – Russell Westbrook za Johna Walla. Przyjmujesz czy odrzucasz tę propozycję?

Trudne pytanie. Widziałem jeszcze jedną opcję, nie wiem, czy nie przypadkiem z Washington Wizards. Jestem fanem samej gry Russella Westbrooka, ale nie jego samego i jako lidera drużyny. Jego historia jest podobna na przykład do Moranta. Russ oddałby pewnie wszystko, aby dodać do swojego repertuaru gry dobry rzut, jaki ma Morant. Byłby wtedy zawodnikiem kompletnym. Trudno byłoby mi podjąć tę decyzję, bo John Wall oczywiście w Houston pokazał, że dalej jest w stanie grać na wysokim poziomie. Jednak przez ostatnie 3-4 lata był częściej w gabinetach lekarskich niż na boisku. Raz, nie jestem pewny, czy gdyby miał wskoczyć do intensywnej gry, to czy on i jego ciało dałyby radę na taki wysiłek. Na plus jest jednak to, że lepiej czyta grę i bardziej pasowałby do Lebrona Jamesa. Potrzebowałby trochę mniej piłki w rękach, niż ma Russell i byłby trochę bardziej regularnym zawodnikiem, niż Russ jest teraz. To jest też trochę wróżenie z fusów – nie wiemy, jak by John Wall teraz zagrał i jeszcze z tak dużą presją. Każdy zawodnik, który trafia do Lakers, musi się z nią zmierzyć. Kibice co sezon oczekują tam mistrzostwa. Pamiętam te ostatnie sezony za czasów Kobiego, gdzie Lakers zbierali jedynie picki w drafcie, a nie zwycięstwa. Dalej Ci kibice wiedzieli jednak, że za 2-3 sezony oni znowu będą walczyli o mistrzostwo NBA.

Wiem, że to nie jest łatwe pytanie i tak naprawdę łatwiej trafić szóstkę w totolotka niż przewidzieć skład tegorocznego finału NBA. Kogo byś tam widział w tym roku? Jak patrzę na wyniki, to uważam, że Phoenix Suns ponownie mogą się w nim znaleźć – bilans 41-9, 1. miejsce w konferencji zachodniej i bardzo dobry trener w postaci Montiego Williamsa, który będzie szkoleniowcem drużyny Lebrona podczas All-Star Game. Widziałbym też w nim Chicago Bulls, choć mam wrażenie, że to może być odrealniona i życzeniowa myśl.

Ja Morant | Fot. Memphis Grizzlies – Facebook

No rzeczywiście, logicznie rzecz biorąc, widziałbym w finale Chicago Bulls i Phoenix Suns, którzy są na pierwszych miejscach w swoich konferencjach. To wszystko idzie w dobrą stronę. Jeśli po przerwie na weekend gwiazd oni utrzymają formę, to jest możliwe, że taki finał zobaczymy. Trzeba pamiętać jednak, że Bulls to nowy twór i nie mają tego doświadczenia w play-offach, a wiemy, że tam już jest zupełnie inna gra niż w sezonie regularnym. O Suns natomiast jestem spokojny, bo już w poprzednim sezonie się dostali do finału NBA. Jednak finał, jaki chciałbym zobaczyć, to starcie Chicago Bulls i Memphis Grizzlies. To rywalizacja, którą chciałbym zobaczyć, bo to są drużyny, które grają ładną koszykówkę dla oka i przez takie postaci jak Zach Lavine i Ja Morant…

Wiesz, co chyba każdy chciałby zobaczyć starcie Lonzo Balla z Ja Morantem (śmiech).

To i tak trochę abstrakcyjnie brzmi. Bo oczywiście Chicago Bulls to wielka marka ze względu na Michaela Jordana. Teraz jednak są to dwa absurdalne zespoły na finał NBA, ale kibice kochają takie absurdy. Obie ekipy grają świetną dla oka koszykówkę i to byłaby naprawdę bardzo widowiskowa seria finałowa. Ani jedni, ani drudzy teraz nie mają doświadczenia w play-offach.Widać u nich taką miłość do koszykówki, zabawę i pewnie dlatego ujmuje to mnie i coraz większą ilość kibiców NBA na całym świecie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

cztery + 9 =