Po Derbach: Kompromitacja Trefla! Świetny Jacobi Boykins z Arki

Trefl Sopot | Fot. Andrzej Romański – PLK

Zawodnicy Trefla Sopot będą chcieli zapewne jak najszybciej zapomnieć o sobotnim derbowym starciu w Ergo Arenie. Po fatalnej drugiej połowie podopieczni trenera Marcina Stefańskiego ulegli w meczu 14. kolejki Energa Basket Ligi Asseco Arce Gdynia 58:72 (20:20, 18:14, 12:17, 8:21). Fenomenalny w tym spotkaniu był zawodnik Arki — Jacobi Boykins, autor 29 punktów (9/12 z gry) i 10 zbiórek!

O przebiegu meczu i przyczynach takiego wyniku w 38. derbach Trójmiasta porozmawiałem z Dawidem Chęciem z Radia Tczew. Dodatkowo podywagowaliśmy o ewentualnym powrocie Jakuba Garbacza do Polski i omówiliśmy rekordowy występ Piotra Krzebietke w lidze U19.

Dawid, jesteśmy po 38. derbach Trójmiasta w Ergo Arenie. Możemy powiedzieć, że Asseco Arka Gdynia absolutnie zasłużenie pokonała Trefla Sopot 72:58. Jakie są Twoje spostrzeżenia po tym meczu?

Wydaje mi się, że całe spotkanie najlepiej odzwierciedlała trzecia kwarta, w której Trefl całkowicie nie istniał na boisku. Zawodnicy tak naprawdę wyglądali, jakby się im nie chciało. Ciągłe zbiegnięcia graczy Asseco pod koszem, dziury w obronie Trefla. Tu już nawet nie chodzi o skuteczność, bo zawodnikom z Gdyni też nie wszystko wpadło, ale u nich było widać wolę walki, agresję w obronie – a Trefl Sopot zdobył w tym starciu jedynie 58 punktów. Nawet jak na polską ekstraklasę, to bardzo niewiele.

Czyli zgodziłbyś się z tym, że Asseco „zabiło” ten mecz solidną obroną w drugiej połowie? 20 punktów rzucone w 20 minut i czwarta kwarta wygrana 21:8. Powiedziałeś, że trzecia kwarta była istotna dla tego spotkania. Moim zdaniem, kluczowa akurat była ostatnia część rywalizacji – w niej Trefl  przez 7:06 minut nie rzucił nawet ani jednego punktu!

Powiedziałem, że trzecia, ponieważ w mojej opinii była ona początkiem tego, co Asseco zaczęło grać w obronie. Ten mecz w trzecich 10 minutach zupełnie się odwrócił — gdynianie wtedy przejęli inicjatywę i zaczęli kontrolować boiskowe wydarzenia. Czwarta kwarta była już tak naprawdę dowodem na to, że Arka zasłużyła na zwycięstwo w Ergo Arenie. Tak naprawdę, też nie popisali się wszyscy zawodnicy zagraniczni w Treflu, a zwłaszcza ci, o których rozmawialiśmy ostatnio. Mówiliśmy również, że kluczem do wygranej będzie obrona i wskazywaliśmy, że ona lepiej wygląda po stronie sopocian. Dzisiaj gospodarze tego nie pokazali, a goście wykazali się wolą walki i zasłużenie wygrali szósty raz w tym sezonie.

Jacobi Boykins | Fot. Andrzej Romański – PLK

Może wszyscy obcokrajowcy w Treflu rozczarowali, ale nie zawiódł na pewno zagraniczny lider Asseco, Jacobi Boykins. Spędził na boisku 34 minuty, zdobył 29 punktów, dołożył do tego 10 zbiórek oraz miał świetną, bo aż 75-procentową skuteczność w rzutach z gry (9/12). Chyba nie będziemy się sprzeczać w kwestii tego, że jest to MVP tej rywalizacji.

Spotkałem po tym meczu jednego z zawodników Trefla i powiedział mi, że Boykins nie wygląda nawet na koszykarza z tak wielkim talentem. W dzisiejszym spotkaniu Amerykanin zaprezentował się z bardzo dobrej strony. Żaden z graczy sopocian nie był w stanie go zatrzymać. Doszła do tego świetna skuteczność z gry. Jeśli to nie jest jednorazowy wystrzał formy amerykańskiego lidera Arki, to myślę, że Asseco może ten sezon skończyć nawet na wyższej pozycji w tabeli niż Trefl. Z kolei w zespole trenera Stefańskiego tego zabrakło – nie było takiej jednej wyróżniającej się postaci, którą miało dzisiaj Asseco. Gdynianie dzięki temu się napędzali, nakręcali, chciało im się bronić, bo wiedzieli, że w następnej akcji Boykins weźmie piłkę i skończy akcję z kolejnymi punktami na koncie.

Tu się z Tobą zgodzę, że Treflowi brakowało w tym meczu takiego lidera. Natomiast nie jestem w stanie pojąć, może Ty mi wytłumaczysz, jaki był plan Trefla na czwartą kwartę? Mieli fatalną skuteczność 0/10 w rzutach za 3 punkty, a trener Marcin Stefański na pomeczowej konferencji prasowej argumentował, że to były bardzo czyste pozycje do rzutów. Jednak, przepraszam bardzo, ale czy to nie powinno być tak, że jeśli nie wchodzi Ci czwarty, piąty, szósty rzut z rzędu, to szukasz jakiegoś innego sposobu na zdobywanie punktów? Na dodatek masz jeszcze tak dobrych podkoszowych, jak Josh Sharma czy Paweł Leończyk, którzy rzadko byli wykorzystywani w ataku w tym spotkaniu.

O czym sobie od razu pomyślałem, widząc te niecelne rzuty za 3 punkty, to koszykówka młodzieżowa. Gdy nie idzie, to zazwyczaj stara się szukać w tych rozgrywkach pozycji do rzutów dystansowych. Zawodnicy Asseco wystraszyli graczy Trefla i ci bali się wjeżdżać pod kosz. Stąd próby dystansowe, nawet jak były czyste to, moim zdaniem, z powodu tego stresu i frustracji wcześniejszymi niepowodzeniami w ofensywie, nie znajdywały drogi do kosza.

Po pierwszej kwarcie tego spotkania pisałem na Twitterze, że ten mecz to starcie Michała Kolendy z Jacobim Boykinsem. Polak rzucił w pierwszych 10 minutach dziewięć, a Amerykanin jedenaście punktów. Przez kolejne 30 minut gracz Asseco powiększył swój dorobek o 18 „oczek”, a z kolei zawodnik Trefla już nie rzucił nic. Michał spędził 31 minut na parkiecie i tym czasie osiągnął 3/10 z gry, a w statystyce +/- Trefl, z nim na boisku, był na -20. Chyba najsłabszy mecz Kolendy w tym sezonie.

Pierwsza połowa nie wskazywała, że tak potoczy się dla niego ten mecz. Michał miał być zawodnikiem, który weźmie tę grę, przynajmniej w obronie, na swoje barki. Trudno też go jednak winić za to starcie, gdyż ciężko dzisiaj było zatrzymać graczy Asseco, a szczególnie Boykinsa. Skuteczność fatalna, ale nie brałbym go też na pierwszy plan, bo po prostu cała drużyna zagrała tragiczne zawody. Nie szukałbym pojedynczych winnych tej porażki.

Nie szukałbyś pojedynczych winnych tej porażki, ale ja uważam, że jeszcze gorzej od Polaka zagrał dzisiaj Darrin Dorsey. 28 minut spędzonych na parkiecie, 2 punkty, 1/6 z gry, jedna skuteczna penetracja w końcówce spotkania. Co prawda też 6 asyst, ale gra Trefla w ataku, z nim na rozegraniu, wyglądała bardzo źle. Jakbyś skomentował dzisiejszy występ Dorseya?

Poświęciliśmy mu ostatnio dość sporo czasu, bo zagrał całkiem solidne pierwsze ligowe spotkanie w Treflu. Dzisiaj z kolei zawiódł na całej linii. Nie spodziewałem się aż tak fatalnego występu tego zawodnika. Myślałem wręcz, że to on będzie ciągnął grę sopocian w ataku, będzie takim zaskoczeniem, asem z rękawa trenera Stefańskiego. Asseco zapewne nie znało zbytnio tego gracza. Ostatnio Dorsey dobrze wyglądał fizycznie. Dzisiaj wcale nie było tego widać. Bardzo dużo złych decyzji boiskowych i brak koncentracji, bo część tych rzutów trzypunktowych rzeczywiście mogłaby wpaść w 4. kwarcie, ale tu już dochodziła frustracja, stres i goniący czas. Było go coraz mniej, a jeszcze przez chwilę w czwartej kwarcie zawodnicy Trefla mogli się łudzić, że napiszą historię i dogonią Asseco na koniec rywalizacji, a tym samym zwyciężą 38. derby Trójmiasta. Otóż nie tym razem.

Bartłomiej Wołoszyn | Fot. Andrzej Romański – PLK

Nie pastwmy się już może nad Treflem, bo obaj się zgadzamy, że to były kompromitujące ich zawody. Teraz skupiłbym się na Asseco, a zacząłbym od kapitana zespołu, czyli Bartłomieja Wołoszyna. Dzisiaj spędził 34 minuty na parkiecie, ale odniosłem wrażenie, że w pierwszych trzech kwartach był poza tym spotkaniem. Z kolei w czwartej zdobył wszystkie swoje 10 punktów w meczu (z 21 drużyny w tej części gry), z czego trafił dwie trójki, które przypieczętowały wygraną Asseco. Wołoszyn — Trefl 10:8. Jakbyś skomentował taki występ?

Choć ocenilibyśmy go pewnie pozytywnie, bo pociągnął grę zespołu w końcówce spotkania, to jednak, moim zdaniem, to był średni występ. Jednakże, jako kapitan wziął odpowiedzialność za wynik na swoje barki w 4. kwarcie i przypieczętował to zwycięstwo. Chociaż pamiętam też taki moment, że to Dylewicz grał jako center, bo Wołoszyn gdzieś tam szybko złapał dwa faule, został ściągnięty z boiska i, choć nic na to nie wskazywało, to został bohaterem końcówki spotkania.

Teraz zapytałbym Cię o jeszcze jednego gracza Asseco. Zadałem pytanie, na pomeczowej konferencji prasowej, trenerowi Mitroviciowi o ocenę występu Dominika Wilczka w dzisiejszym spotkaniu. Bo w pierwszej połowie, jak patrzyłem na jego grę, to był totalnie nieobecny w tym meczu, oddał tylko dwa rzuty, przy czym jeden z nich nie doleciał nawet do obręczy. W drugiej części nie było wiele lepiej, bo całe zawody skończył z zaledwie 4 punktami (1/6 z gry), ale natomiast w statystyce +/- miał najwyższy wskaźnik w drużynie +20. Trener Arki odpowiedział mi mniej więcej tak, że Dominik bardzo ciężko trenował na ostatnim zgrupowaniu kadry Polski i jest może trochę przeciążony. Co Ty z kolei o tym sądzisz?

Teoretycznie nie powinna być to wymówka, zwłaszcza że zawodnicy Asseco, w przeciwieństwie do Trefla, nie grają jeszcze na przykład w europejskich pucharach. Rozumiem jednak, że nie jest w najlepszej dyspozycji fizycznej, bo trzeba pamiętać, że te ławki sopocian i gdynian nie są też aż tak szerokie, więc ci koszykarze są rzeczywiście trochę eksploatowani. To nie jest również jednak całkowite wytłumaczenie, bo jak mówiliśmy, Wilczek ostatnie spotkania miał całkiem solidne. Typowaliśmy nawet, że może zostać punktowym liderem Arki. Dzisiaj zaprzeczył trochę temu, o czym też wspominaliśmy niedawno, że kiedy idzie całej drużynie, to on również jest na fali. W sobotni wieczór drużyna z Gdyni spisywała się świetnie, a z kolei Wilczek troszkę słabiej. Wszystko jednak zakończyło się happyendem dla żółto-niebieskich, więc pewnie będzie się starał szybko zapomnieć o tym starciu i wrócić do wysokiej dyspozycji.

Czy, Twoim zdaniem, Trefl Sopot dzisiejszym występem przekreślił swoje szanse na awans do Final Eight Suzuki Pucharu Polski? 

Mam nadzieję, że nie, ale powiem, że tak, bo gdy ostatnio rozmawialiśmy, że Trefl nie awansuje do TOP 16 FIBA Europe Cup, to oni, na przekór naszej opinii, awansowali. Jednak po dzisiejszej porażce wywalczyć miejsce w Pucharze Polski będzie bardzo ciężko. Jak mówiłem przed tymi derbami, że porażka z Asseco będzie ogromną kompromitacją dla Trefla, to tak też się stało. Gdyby dzisiaj zwyciężyli, to zacząłbym wierzyć, że są w stanie zagrać w fazie play-off i powalczyć o grę w Pucharze Polski. Teraz z kolei zastanawiam się, czy sopocki zespół nie będzie w tym sezonie po prostu takim ligowym średniakiem. Intryguje mnie również, co będzie z posadą trenera Stefańskiego, bo po meczu pojawiły się od razu takie komentarze, że to już czas na pożegnanie się z tym szkoleniowcem…

Marcin Stefański | Fot. Andrzej Romański – PLK

W kwestii trenera Stefańskiego mam mieszane odczucia po tym spotkaniu. Bo ma na papierze skład z potencjałem na grę co najmniej w najlepszej czwórce ligi, ale niestety nie widzę w ostatnich meczach żadnego takiego elementu wyróżniającego grę Trefla. Mówiliśmy, że mecz z MKS-em był dobry w wykonaniu sopocian, środowe starcie ze Sportingiem było średnie, a o dzisiejszym występie z Asseco trudno powiedzieć coś dobrego. Mimo wszystko, nie podejmowałbym chyba aż tak radykalnej decyzji, by dokonywać zmiany w sztabie szkoleniowym sopocian po tych derbach. Aczkolwiek faktem jest, że sopocki zespół zawodzi swoją w ostatnich tygodniach, są u nich spore wahania formy.

My nie jesteśmy też od zwalniania trenerów. Tutaj przede wszystkim kluczowa jest gra zawodników i to oni zaprezentowali się fatalnie w sobotni wieczór. Szczerze powiedziawszy, trener Marcin Stefański nie miał kogo nawet wprowadzić na boisko, by odmienić losy spotkania, bo wszyscy grali dzisiaj tak samo źle. Taktycznie szkoleniowiec Trefla nie miał za bardzo co zrobić, ale wspominaliśmy, że ma charyzmę, jest trenerem, który umie motywować swoich podopiecznych i doprowadzi do tego, że oni będą walczyć o każdy centymetr boiska, każdą piłkę. Tego niestety w tym starciu nie widziałem. Tu jestem zdziwiony, że trener nie dał rady tak zmotywować swoich koszykarzy.

Czy, Twoim zdaniem, ta sytuacja może dawać wrażenie, jakoby były jakieś problemy w szatni? Dzisiaj Trefl wyglądał trochę jak zespół, który nie chciał ze sobą grać na boisku, a Asseco po prostu swoją dobrą obroną w drugiej połowie pozbawiło ich wszelkich szans na zwycięstwo.

Dla mnie dużym problemem w Treflu jest to, że tymi najistotniejszymi postaciami są zawodnicy zagraniczni. W dużej mierze to od nich zależy gra sopocian. Oczywiście tak jest też w wielu innych polskich zespołach, ale zwłaszcza po dzisiejszym meczu, mam takie wrażenie, że tym obcokrajowcom w zespole z Sopotu jakby nie zależało na grze, na wynikach drużyny. Oni nie czują klimatu tych derbów, nie traktowali tego spotkania jako starcia pierwszej kategorii. Nie widziałem też jakiegoś wielkiego zawodu u schodzących koszykarzy Trefla po tej rywalizacji. To może być coś niepokojącego. Nie wiem, czy Marcin Stefański nie może się z tymi graczami dogadać, czy wymóc od nich cięższej pracy. Trudno mi to osądzać.

Dwa ostatnie pytania na temat derbów. Ostatnio rozmawialiśmy o tym, czy któryś z trenerów zaskoczy zmianą w pierwszej piątce. Spodziewaliśmy się, że dokona tego trener Milos Mitrović, a tymczasem roszadę w wyjściowym składzie zrobił jednak szkoleniowiec sopocian. Josh Sharma został zamieniony z Pawłem Leończykiem, który pierwszy raz w tym sezonie zaczął mecz od pierwszej minuty. Moim zdaniem, kompletnie chybiony pomysł, bo o ile Leończyk nie grał jeszcze aż tak źle, to trudno coś pozytywnego powiedzieć o występie Sharmy. Co Ty z kolei o tym sądzisz?

Byłem zdziwiony tą zmianą trenera, bo nie przyniosła ona oczekiwanego rezultatu. Sharma w ostatnim czasie grał dobre spotkania, więc to było dla mnie niezrozumiałe posunięcie trenera Stefańskiego. Chyba, że jest jeszcze coś, o czym nie wiemy i może Amerykanin też odczuwa przemęczenie tym sezonem i po prostu szkoleniowiec Trefla był tak pewny swojej koncepcji gry oraz wygranej w tym meczu, że dał mu trochę odpocząć.

Ostatnie pytanie o derby. Jeszcze niedawno mówiliśmy o tym, że Asseco będzie walczyło tylko o utrzymanie w tej lidze. Jednak ich gra w ostatnich tygodniach uległa znacznej poprawie, a zwłaszcza obrona, bo zatrzymać Trefla na 58 punktach w ataku, na ich parkiecie, to jest wyczyn. Tak, jak pozwolić mu zdobyć w drugiej połowie jedynie 20 „oczek”. Czy, Twoim zdaniem, tak grająca Arka może się bić o grę w fazie play-off?

Jak najbardziej. Przed halą spotkałem Olafa Perzanowskiego (zawodnika Arki – przyp. red.), który notabene zaczyna dostawać minuty na parkiecie, wykorzystywać te swoje szanse, co nas na pewno cieszy. Dzisiaj Olaf rzucił 2 punkty po ładnym zbiegnięciu pod kosz. Widać, że gracze Asseco zaczynają rozumieć taktykę swojego trenera, który jest ich strategiem. Ich celem rzeczywiście było utrzymanie się w lidze, a teraz, przy takiej grze, te play-offy mogą być realne. Uważam nawet, że po tym spotkaniu gdynianie mają większe szanse na wejście do fazy pucharowej niż Trefl Sopot, bo przed nimi wciąż kolejne mecze w FIBA Europe Cup, a gra tamtych na dwóch frontach na razie do niczego dobrego nie prowadzi.

Po Zawodach #7: Rekordowy Krzebietke, Garbacz wróci do Polski?

Teraz przeczytam Ci pewną wypowiedź i jestem ciekawy, czy znasz jej autora. „Muszę powiedzieć, że niesamowity rekord robienia dwutaktów sam na sam z koszem, nie uczestnicząc w obronie. Oczywiście brawa dla zawodnika za niesamowity występ i dla Trefla Sopot za zwycięstwo. Tylko, czy takie mecze mają sens? Czy to nie czas na zmiany w młodzieżowej koszykówce w Polsce? Przykładowo wprowadzenia dywizji, bo tu naprawdę jest coś nie tak.” Poznajesz?

Tak, to jest mój komentarz dotyczący rekordu punktowego w rozgrywkach U-19 pomorskiej ligi młodzieżowej. 128 punktów zdobył młody zawodnik młodzieżowej drużyny Trefla Sopot w meczu w ostatni weekend. Najpierw nie mogłem w to uwierzyć, więc obejrzałem praktycznie całe spotkanie. Poczułem po nim taką wewnętrzną frustrację i trochę też brak szacunku do zawodników z Gdańska, którzy raz byli dużo młodsi, a dwa: grali ten mecz w piątkę, a nawet przez chwilę w czwórkę. Nie miałbym pretensji do samego gracza z Sopotu, bo ktoś musiał mu na to pozwolić i tu raczej chciałbym usłyszeć, co o tym sądzi trener zespołu U-19, Michael Łydkowski, który dał przyzwolenie na takie lekceważenie zawodników przeciwnej drużyny. Ja już trochę czasu nie gram w koszykówkę, ale myślę, że kilka dwutaktów sam na sam z koszem bym jeszcze trafił, nie biorąc dodatkowo udziału w obronie. Bardzo dziwne zachowanie koszykarzy Trefla i samego szkoleniowca. To już też jest od wielu lat poruszany temat i wypadałoby się nad tym zastanowić, jak gdzieś podnieść tę konkurencyjność w młodzieżowej koszykówce w Polsce. Szczególnie na Pomorzu, gdzie mamy parę mocnych ekip jak Politechnika, Trefl czy Asseco.

Fot. Pomorski Okręgowy Związek Koszykówki – Facebook

Też obejrzałem całe to spotkanie, bo również byłem zdziwiony wynikiem. No i po tym meczu jestem zniesmaczony tym, co zobaczyłem. To był totalny brak szacunku dla rywala. Policzyłem dokładnie, jak wyglądała skuteczność z gry Piotra Krzebietke, o którym teraz mówimy. Było to 62/80 w rzutach za 2 punkty, przy czym wszystko było zdobyte z pola trzech sekund. 18 niecelnych prób i to było tak, jak mówisz — w sytuacjach sam na sam z koszem niecelne wsady, dobitki, gra tyłem do kosza z zawodnikiem rywala niższym o głowę. Chyba gdy się wymieni wszystkie okoliczności tego rekordu, to on już nie brzmi tak okazale.

Skuteczność i tak jest imponująca, bo jakby nie patrzeć, 77,5% w rzutach za 2 punkty to świetny wynik. Jeżeli ktoś nie widział tego meczu, to pewnie był pod wielkim wrażeniem. Jednakże, jak się już obejrzy to spotkanie, to nie wygląda tak okazale. Powtórzę, że to nie są pretensje do samego zawodnika, tylko bardziej do tego, iż Pomorski Związek Koszykówki potraktował to jak coś niesamowitego.

„Wyjątkowe wydarzenie, dodatkowo dokonane w rozgrywkach U-19, co jest dodatkowym wyzwaniem” — tak skomentował ten występ pomorski związek. 

To, nie oszukując się, nie było żadne wyzwanie dla tego zawodnika, bo on umie dobrze grać. Wiadomo, że Trefl Sopot w młodzieżowych ligach zazwyczaj ma przewagę nad rywalami, a te różnice punktowe są przerażające. Wielki szacunek też dla tych chłopaków z Gdańska, którzy rzucili aż 58 punktów przeciwko takiej drużynie, bo pamiętam jeszcze jak my tam graliśmy i te mecze kończyły się wynikiem 100 do 20, więc i tak im udało się sporo rzucić. Jednakże co się dziwić, skoro przez większość spotkania Trefl bronił czwórką zawodników.

Po tym meczu bardziej nabrałem większego szacunku do zawodników Neptuna Gdańsk i samego trenera Pawła Pajewskiego za ten występ, niż do Trefla. Bo, jak się oglądało to spotkanie, to te chłopaki miały dobre pozycje do rzutów (brakowało tylko skuteczności), walczyli przez cały mecz. Trefl ich zlekceważył, ale moim zdaniem, koszykarzom należą się duże słowa uznania za to, co zaprezentowali w tym starciu.

Na pewno nie mogą się czuć upokorzeni po tym spotkaniu. Absolutnie bym tak do tego nie podchodził, bo wyszli na boisko i robili swoje. Ci gracze byli też o 3-4 lata młodsi od graczy Trefla, więc naprawdę pokazali się z bardzo dobrej strony. Głowa do góry i jak wróci reszta składu, to ten zespół jest w stanie konkurować w lidze na wyższym poziomie, więc może jeden, bądź dwóch zawodników wyląduje kiedyś w takim zespole, jak Trefl.

Na koniec porozmawiajmy jeszcze o jednym zawodniku, reprezentancie Polski. Ostatnio Twitter obiegła informacja jakoby Jakub Garbacz, czyli MVP ostatnich finałów EBL, był na wylocie ze swojego niemieckiego klubu. Od razu zaczęto spekulować o jego wielkim powrocie do Stali Ostrów Wielkopolski. Czy, Twoim zdaniem, to jest właściwy ruch? Bo uważam, że jeśli Garbacz wróci do Polski, to może być to krok w tył w rozwoju jego kariery, choć trzeba pamiętać, że przy trenerze Igorze Miliciciu ten koszykarz poczynił ogromne postępy w swojej grze.

Powrót z niemieckiej ligi do polskiej ekstraklasy zawsze będzie krokiem w tył. Czasem jednak trzeba go zrobić, żeby poczynić dwa do przodu w rozwoju swojej kariery. Jeśli Garbacz ponownie pokaże w ekstraklasie, że jest wyróżniającym się zawodnikiem tej ligi, to wiemy, że EBL jest trampoliną dla takich graczy do tych lepszych lig zagranicznych. Jeśli wróci już teraz i zagra jeszcze jeden sezon w ekstraklasie, ponownie udowadniając, że gra regularnie bardzo dobrze, to wciąż będzie miał szansę na zrobienie dużej kariery w koszykówce.

Czyli jeżeli Jakub Garbacz dostanie ofertę z Ostrowa Wielkopolskiego, to nie powinien jej od razu odrzucać.

Myślę, że tak. Powinien to przemyśleć. Często zawodnicy gdzieś tam unikają powrotu do Polski i później tułają się po różnych innych ligach zagranicznych. Czasem jest to bez sensu, bo dobrze wrócić do domu, gdzie się rozgrywało świetne spotkania. Będzie to też wielkie wzmocnienie dla Stali, która nie ma zbyt wielu wartościowych Polaków w składzie. Sądzę, że i tak, prędzej czy później, wróciłby do grania za granicą. Jeśli dodatkowo będzie grał w reprezentacji Polski u trenera Milicicia, to też jest pewnego rodzaju okno wystawowe dla niego, więc na jego miejscu nie załamywałbym rąk i przyjął tę ofertę.

Aczkolwiek życzymy mu lepszej skuteczności z gry niż 5/30, jak to było na ostatnim zgrupowaniu kadry.

Dokładnie tak, chociaż myślę, że wszystko, co najlepsze jest jeszcze przed nim.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

14 + trzynaście =