Ale to już było

Brak pomysłów w HollywoodW kinach kolejne filmy o superbohaterach, nowa wersja „Księgi dżungli”, a już niedługo readaptacja „Ben-Hura”. Czy w Hollywood brakuje świeżych pomysłów?

W kinie popularnym trwa obecnie trudny okres, zwłaszcza dla widza, lubiącego poznawać wyjątkowe filmowe historie i nowych bohaterów. Wytwórnie kierują się bowiem przekonaniem, które pochwaliłby zapewne inżynier Mamoń z „Rejsu”, że publiczności spodoba się to, co już zna. Zatem Marvel Cinematic Universe (MCU) prześciga się z Warner Bros., planując fanom komiksów wizyty w kinie na najbliższe kilka lat (jak na razie do 2020 roku). Disney urzeczywistnia „Księgę dżungli” – robiąc z animacji film aktorski. A Ridley Scott kręci kolejnego Obcego („Aliens: Covenant”, 2017 r.).

Reboot, sequel, remake… co?

Choć ostatnio głosi się niedobór oryginalnych pomysłów w Hollywood, to zjawisko tworzenia nowych wersji filmów, czyli remake’ów – nie pojawiło się niedawno. Zresztą szukanie inspiracji w dziełach innych, towarzyszy kinu od początku. Trudno zliczyć, ile produkcji powstało na podstawie powieści lub opowiadania, a następnie ile z nich poddano readaptacji lub reinterpretacji. Niektóre filmy zyskały tak wielki rozgłos, że zapomina się o ich literackim pierwowzorze. Przy okazji warto wspomnieć, że wielu twórców inspirowało się mitami lub książką „Bohater o tysiącu twarzy” Josepha Campbella. Zatem chyba nie można zarzucić filmowcom wtórności, skoro odwołują się do fundamentalnych opowieści?

remakeInnym objawem „braku świeżości” jest szukanie przez hollywoodzkich reżyserów i producentów natchnienia w kinematografii za oceanem. Jest niemal pewne, że osiągający sukces europejski lub azjatycki film, prędzej czy później, będzie miał amerykański odpowiednik. Chociażby „Infiltracja” (2006 r.) to remake hongkońskiego „Infernal Affairs” („Mou gaan dou”, 2002 r.), „Turysta” (2010 r.) to francuski „Anthony Zimmer” (2005 r.), a „The Ring” (2002 r.) ma japoński pierwowzór z 1998 roku. Podobnie dzieje się w przypadku seriali – jeśli fabuła jest dobra, Amerykanie z chęcią wykupią do niej prawa. Podobno powodem jest nie tylko wizja potencjalnego zysku, lecz także to, że mieszkańcy Stanów Zjednoczonych nie lubią czytać napisów w trakcie seansu.

Nie znaczy to, że remake lub sequel (druga część filmu, kontynuująca wątki z pierwszej) musi być gorszy od oryginału. Czasem twórca nowej wersji dodaje coś od siebie: komentarz do pierwowzoru, czy nawet swoisty hołd. Innym razem autor dzieła sam tworzy do niego kolejne części lub odnowiony obraz, by wzbogacić dzieło o nowe treści. Technologia się rozwija, dzięki temu niektóre wizje mogą zaprezentować się w pełnej krasie dopiero współcześnie.

Na przykład reżyser George Miller, pomysłodawca serii o Mad Maxie, nakręcił niedawno „Mad Max: Fury Road” (2015 r.). Film ten jest właściwie rebootem – odmianą remake’u, który jest nowym otwarciem, tylko w małym stopniu nawiązującym do oryginału (np. poprzez bohatera lub charakteryzację) – ale przez odniesienia do poprzednich części ma się wrażenie, że jest to równocześnie fourquel. W każdym razie uznawany jest za najlepszą produkcję z serii.

Dominacja?

Interesujące w kontekście remake’ów i „sequelizacji” kina popularnego jest to, że za sporą część wysokobudżetowych filmów odpowiada jedna firma – The Walt Disney Company. Podlega jej, oprócz disnejowskich studiów, Pixar, MCU, czy Lucas Film. Czyli w skrócie produkcje o superbohaterach z komiksów Marvela, animacje, a także nowa seria związana z „Gwiezdnymi Wojnami”, a wraz z filmami cały merchandising.

Disney prześciga zyskami wcześniejszego dominanta, czyli Time Warner. Wytwórnia braci Warner, mająca prawa do DC Comics, nie może się pochwalić ostatnio dobrym przyjęciem swoich komiksowych produkcji. „Batman v Superman” (2016 r.) został zmiażdżony przez krytykę, co odbija się też poniekąd na tego typu tworach konkurencji, ponieważ widzowie tracą zaufanie. Mimo to marvelowski „Captain America: Civil War” (2016 r.) zdobył serca fanów, a wielu znawców tematu uważa, że to wzór filmu o superbohaterach.

Ghostbusters

“Ghostbusters”: stare kontra nowe

Oprócz wspomnianych dwóch wielkich graczy, inne wytwórnie też kręcą własne historie o postaciach z kart komiksów. Jednak kolejne realizacje o Batmanie, Avengersach lub X-menach mogą spowodować przesyt u widzów, zwłaszcza że co kilka miesięcy pojawia się następny obraz. Pierwsze objawy znużenia sequelami i remake’mi już zaczynają się pojawiać wśród odbiorców.

Szczególnie oberwało się nowemu „Ghostbusters”, który ma mieć premierę latem 2016 roku. Jest to reboot filmów z 1984 i 1989 roku, gdzie w rolach głównych tym razem wystąpią kobiety. Oficjalny zwiastun na YouTube zebrał niemal 800 tysięcy głosów w dół („To mi się nie podoba”). Niektórzy oskarżają sceptyków o seksizm, a może negatywne przyjęcie wskazuje jednak, że nie każdą fabułę należy poddawać odnowieniu?

Choć niektóre dawne produkcje nie wytrzymują próby czasu, to trudno wyobrazić sobie remake dorównujący oryginałowi. Zapewne macie takie ulubione tytuły, których nie chcielibyście widzieć w uwspółcześnionych wersjach? „Blade Runner”? „Memento”? Niestety, „Łowca Androidów” w 2018 roku ma zyskać drugą część, natomiast jeśli chodzi o dzieło Nolana – wspomina się o planowanym remake’u. Na szczęście, w razie katastrofy, zawsze są pierwowzory, po które mogą sięgnąć i młodzi widzowie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

11 + jedenaście =