Jak przetrwać przy wigilijnym stole z zaburzeniami odżywiania?

Źródło: Pexels.com

Święta to czas przepełniony radością, spotkaniami w rodzinnym gronie, zapachem choinki i smakiem wigilijnych potraw… Tylko czy dla wszystkich? Co z tymi, dla których wizja stołu zastawionego dwunastoma daniami jest scenariuszem prosto z horroru? O strategiach, technikach relaksacyjnych i tym, gdzie szukać wsparcia, które pozwoli przetrwać ten czas osobom z zaburzeniami odżywiania rozmawiałam z Aleksandrą Dejewską – psychologiem, terapeutką zaburzeń odżywiania i dietetykiem, a także osobą, która pomagając swoim pacjentom, czerpie z własnego doświadczenia wieloletnich zmagań z bulimią.

Kiedy umawiałyśmy się na spotkanie wspomniała Pani, że grudzień jest dla Pani bardzo intensywnym czasem. Zajmuje się Pani przede wszystkim pracą z osobami z zaburzeniami odżywiania. Czy to znaczy, że takie osoby potrzebują przed świętami więcej wsparcia? 

Oczywiście wszystko zależy od tego, na jakim etapie procesu terapeutycznego taka osoba się znajduje. Jeśli jest ona gdzieś dalej, to jest już w miarę dobrze wyposażona w narzędzia i kompetencje, które pozwalają jej sobie radzić na przykład z asertywnym stawianiem granic. Ale osoby, które dopiero rozpoczynają swoją drogę terapeutyczną faktycznie potrzebują tego wsparcia więcej. Niektórzy dodatkowo zmagają się z samotnością, jakimiś konfliktami w relacjach albo boją się powrotu do domu, a wszystko to wzmaga napięcie, które trzeba regulować.

No właśnie, jakie aspekty świąt są dla osób z zaburzeniami odżywiania szczególnie trudne?

Po pierwsze jest aspekt rodzinny. Czasami te relacje nie są najlepsze. Rodzina potrafi być bardzo krytykująca albo czasem wręcz urządzać sobie „roast” przy stole, komentując pozostałych członków rodziny, często nie zdając sobie sprawy z tego, jak trudne jest to dla tych, którzy muszą tych komentarzy słuchać. I co roku jest to samo. „O przytyłaś”, „schudłeś” – ogień krytyki lub grubiańskie żarty. Nie zawsze te relacje są złej jakości, ale często nawet nieświadomie wypowiedziany komentarz jest szybko wyłapywany.

Druga sprawa to oczywiście samo jedzenie. Często na stole pojawiają się tłustsze potrawy. Powiedzmy sobie szczerze — mało dietetyczne czy zdrowe. I to jest oczywiście bardzo trudne dla osób, które bardzo zwracają na jedzenie uwagę.

Dodatkowym czynnikiem wzmagającym napięcie jest to, że bardzo często pacjenci trzymają swoje trudności dla siebie. I pojawia się obawa przed tym, że rodzina się zorientuje. A to dodatkowe napięcie, o ironio, rozładowują właśnie głodem lub objadaniem się. Często osoby z anoreksją mówią, że nie odczuwają emocji, kiedy czują głód.

Mam wrażenie, że święta w naszej kulturze wyjątkowo kręcą się wokół jedzenia, zwłaszcza zwyczaj 12 potraw na stole, których „koniecznie trzeba spróbować”.

Faktycznie często są pewne osoby w rodzinach, które bardzo cisną, żeby wszystkiego spróbować. Dla mnie to było trudne nawet zanim pojawiły się u mnie zaburzenia odżywiania, bo zwyczajnie ich nie lubiłam. Każdy ma swoje preferencje, osoby z ED także. Nie wspominając o tym, że każdy człowiek jak zje za dużo, może się źle czuć od przejedzenia, a u osoby z restrykcyjnymi zaburzeniami takimi jak anoreksja, dodatkowo wpadają w ogromny strach, że przytyją.

U osób z bulimią z kolei ta presja rodzinna może się za bardzo przechylać w drugą stronę. Takie komentarze „a może już wystarczy?” albo – co gorsza – pomijanie, czyli na przykład wszystkim nakładamy ciasto oprócz jednej osoby. To jest bardzo trudne i wykluczające, wzbudzające poczucie winy, kiedy rodzina próbuje kontrolować to, co jesz.

Możemy przygotować sobie kilka tekstów, które pomogą nam rozładowywać gęstą atmosferę, nie wchodząc w dyskusje czy kłótnie. Osobiście polecam „A co tam u Was na talerzu słychać?”

Jak zatem osoba, która ma problemy z odżywianiem, ale nie jest jeszcze za dobrze wyposażona w profesjonalne wsparcie, może się do tych świąt przygotować?

Najlepiej znaleźć sobie jakiegoś sojusznika w rodzinie. Kogoś, do kogo mamy zaufanie. Może to być rodzic, ale nie musi, jeśli nie mamy z nim dobrej relacji. Czasem lepszym sojusznikiem może być brat, kuzynka, ciotka czy wujek. Ktoś, kto będzie miał na względzie nasze trudności i okaże wsparcie wtedy, kiedy go potrzebujemy. Na przykład może zmienić temat, kiedy zauważy, że czujemy się z czymś niekomfortowo albo umówicie się, że w razie potrzeby oddalicie się na chwilę od stołu, żeby odsapnąć.

Jak poradzić sobie z samym jedzeniem? Taki suto zastawiony stół może przecież przerażać.

Zadbaj o to, żeby na stole pojawiła się jakaś potrawa, która jest dla Ciebie „bezpieczna”. Chodzi o to, żeby znaleźć coś, z czym czujesz się komfortowo. Oczywiście nie sama sałata, ale coś, co niekoniecznie jest bardzo tradycyjne, ale dostosowane do Ciebie. To może być na przykład ryba na parze czy pierogi z wody, a nie smażone. Albo poprosić, żeby część sałatki jarzynowej była z lekkim jogurtem, a nie majonezem.

Czyli tworzymy dla siebie taką bezpieczną bazę, na której można się oprzeć, a jednocześnie być w zgodzie z tym, na co mam siłę?

Właśnie. Zapobiega to też takiemu poczuciu wykluczenia, kiedy patrzę na stół i czuję, że wszystko mnie na nim przerasta. Są tradycyjne dania, które są typowo postne, jak na przykład kapusta z grzybami, ale też trzeba pamiętać, żeby się kierować tym, czego smak lubię a nie tylko tym, co ma najmniej kalorii.

W ciągu tych trzech dni naprawdę nie ma możliwości, żeby przytyć. To uczucie ciężkości czy to, że brzuch przestaje być płaski, to jest kwestia przemieszczającego się po nim jedzenia, ale nie ma po prostu takiej opcji, żeby nagle to wszystko zamieniło się w tkankę tłuszczową. Organizm nie jest tak sprytny, żeby nagle to wszystko przerobić w tłuszcz i zmagazynować. Zwłaszcza że osoby, które stosują restrykcyjne diety mają spowolniony układ trawienny i nie działa tu to wszystko tak wydajnie jak powinno.

I co bardzo ważne — nie pość przed kolacją. Wiem, że dla osób wierzących post może być czymś ważnym, ale rozmawiałam kiedyś na ten temat z księdzem i on też powiedział, że postu nie musimy traktować dosłownie. To może być post w innym wymiarze — na przykład zrezygnowanie w tym dniu z używania telefonu, social mediów. To powstrzymanie się od poszczenia jest szczególnie ważne u osób z bulimią.

Rekomenduję też nałożenie sobie raz a dobrze. Osoby z bulimią mają tak czasem, że sobie nakładają takie mini porcje, które zjadają, a potem sobie dokładają czegoś innego. Często ten cykl wymyka się spod kontroli, osoba nie wie, ile faktycznie zjadła i pojawiają się wyrzuty sumienia i myśli o kompensowaniu tego przez jakieś katorżnicze ćwiczenia albo zwracanie. Także zaplanuj, co chcesz zjeść, nałóż to razem na talerz i na tym oprzyj swój wieczór.

Jak sobie radzić z reakcjami rodziny na to jak się zachowujemy przy stole?

Jeśli rodzina jest świadoma tego, co się dzieje, to można ich wcześniej poprosić o to, żeby nie strzelali nerwowo wzrokiem w Twoją stronę. Jeśli dobrze znamy już to, jak nasza rodzina reaguje, to możemy przygotować sobie kilka tekstów, które pomogą nam rozładowywać gęstą atmosferę, nie wchodząc w dyskusje czy kłótnie. Osobiście polecam „A co tam u Was na talerzu słychać?”. Tu tak jak wcześniej wspomniałam, nieocenioną pomocą jest też rodzinny sojusznik.

A co w takich sytuacjach, gdy tego typu wytrychy już nie działają i ktoś dalej strzela kąśliwymi komentarzami w naszą stronę? 

Przede wszystkim nie wchodzić w kłótnie czy dyskusje. Najskuteczniejsze jest moim zdaniem parafrazowanie tego, co się usłyszało. Czyli odpowiedzieć po prostu „aha, słyszę, że mówisz to i to”, nie dodając żadnego komentarza, bo wtedy temat powinien się po prostu urwać. Oczywiście może się zdarzyć ktoś bardzo uparty, ale w większości przypadków zapobiegnie to eskalacji i dalszemu skupianiu uwagi na Tobie.

Jak jeszcze można sobie pomóc, gdy sytuacja robi się tak napięta, że staje się to dla nas nie do zniesienia?

Bardzo polecam technikę gruntowania. Może mieć ona różne formy, ale przede wszystkim polega na zmysłowym skupianiu uwagi. Czyli na przykład bierzemy na tapet obrus. I badamy — jest matowy czy błyszczący? Co czuję, gdy go dotykam? Czy jest gładki, czy szorstki? Czy gdy przesunę po nim palcami, to słyszę jakiś dźwięk? Albo sztućce — są lekkie czy ciężkie? Jaki mają odcień? Jeśli czuję się na siłach, mogę też skupić uwagę na jedzeniu — smaku, zapachu, fakturze. Czy pierwszy kęs tego, co jem smakuje tak samo jak drugi albo trzeci? Słyszałam też o takiej technice, gdzie ktoś, zamiast skupiać się na nieprzyjemnych komunikatach, zaczynał liczyć sylaby w wypowiadanych zdaniach. To może się wydawać głupie, ale zawsze mówię, że jeśli coś działa, to głupie nie jest.

Polecam też technikę oddychania do czterech, czyli wdychając liczymy do czterech, potem trzymamy w płucach przez tyle samo czasu i powoli wydychamy. I ten cykl powtarzamy 10 razy. Zwiększenie wydzielania dwutlenku węgla pozwala się wyciszyć, uspokoić, zredukować niebezpieczeństwo wystąpienia ataków paniki czy złości. Robimy to, żeby nie wypaść z takiego „okna tolerancji”.

Nie musisz „wyglądać” na swoją chorobę ani być „wystarczająco” chorą osobą, żeby zasługiwać na pomoc.

Spójrzmy teraz na temat trochę od drugiej strony. Załóżmy taką sytuację, że osoba studiująca w innym mieście przyjeżdża do domu pierwszy raz od kilku miesięcy i właśnie przy wigilii ktoś z rodziny zauważa jakieś niepokojące sygnały, które mogą sugerować zaburzenia odżywiania. Sama Pani wcześniej wspomniała, że strach przed „odkryciem” jest dla takiej osoby źródłem dużego napięcia. Co w takim razie może zrobić osoba zaniepokojona tym, co widzi, ale w taki sposób, żeby pomóc, a nie zaszkodzić? 

Na pewno nie poruszałabym tematu w trakcie samego posiłku, bo to samo w sobie jest bardzo stresogenne, a zwłaszcza kiedy przy stole jest wiele innych osób. Jeśli coś nas niepokoi to lepiej jest o tym porozmawiać na osobności, w spokojnych warunkach. Na przykład mogę zaproponować takiej osobie spacer, a na nim powiedzieć, co widzę i co czuję. Ważne jest, żeby nie oskarżać o nic takiej osoby ani nie wychodzić od konkluzji typu „masz anoreksję”, tylko powiedzieć na przykład „Widzę, że nic nie zjadłeś wczoraj na Wigilii. Martwi mnie to. Czy dzieje się coś, o czym potrzebujesz porozmawiać?”

I to zadziała? 

Możliwe, że ta osoba wszystkiemu zaprzeczy, bo chce być silna i przecież nie powie o tym, że coś jest nie tak, bo często w głowach takich osób uznanie tego, co się dzieje za problem, oznacza słabość. Osoby z zaburzeniami odżywiania czasami też specjalnie mówią, że mają zatrucie pokarmowe, niestrawność. Potrafią być mistrzami tuszowania. Ale może być i tak, że taka osoba poczuje się widziana i ważna, zacznie opowiadać o tym, co się dzieje. Więc myślę, że nie warto zrażać się, po jednej takiej rozmowie, jeżeli ktoś na początku zaprzeczy. Nie powinniśmy drążyć tematu aż się „złamie”, ale też nie zarzucać go całkiem, jeśli coś nas naprawdę niepokoi.

Czyli nie grillować takiej osoby, tylko dać jej znać, że ma w nas oparcie? 

Tak, sam taki komunikat „Jestem tu i zawsze Ci chętnie pomogę. Możesz ze mną porozmawiać, możemy wspólnie poszukać rozwiązań, jeżeli tego potrzebujesz” jest ważny. Warto też skierować pytania trochę w swoją stronę. „Czy mogę być lepszym wsparciem dla ciebie?”, „Czy coś, co ja robiłam spowodowało, że gorzej się poczułeś?”. Czasem łatwiej jest odpowiadać, jeśli to nie jest wprost o sobie.

No to jeszcze na koniec. Gdy osoba zaczyna zauważać, że to, co się z nią dzieje to zaburzenia odżywiania — gdzie szukać pomocy? 

Oprócz wsparcia rodzinnego czy wśród przyjaciół warto na pewno udać się do psychologa, psychoterapeuty albo psychodietetyka. Warto poszukać osoby, która specjalizuje się w takich tematach, bo psychologia to bardzo szeroka dziedzina. Ale też nie zrażać się, jeśli po pierwszej wizycie nie „kliknęło”. Musimy poczuć się w towarzystwie takiej osoby komfortowo, bo inaczej terapia nie będzie odnosić skutków. I pamiętaj — nie musisz „wyglądać” na swoją chorobę ani być „wystarczająco” chorą osobą, żeby zasługiwać na pomoc.


Zaburzenia odżywiania dotyczą osób każdej płci, wymienne stosowanie zaimków jest w tym artykule używane z pełną świadomością.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

piętnaście + siedem =