Charles Leclerc zdominował Grand Prix Australii!

fot. f1.com

Charles Leclerc w imponującym stylu wygrał Grand Prix Australii i umocnił się na prowadzeniu w klasyfikacji kierowców. Sergio Perez, który na metę dojechał jako drugi, do kierowcy Ferrari tracił aż 20 sekund! To prawdziwa przepaść biorąc pod uwagę, że podczas wyścigu dwukrotnie na tor musiał wyjeżdżać samochód bezpieczeństwa. Podium uzupełnił (dość sensacyjnie) kierowca Mercedesa George Russell, który na metę dojechał tuż przed swoim zespołowym partnerem Lewisem Hamiltonem. 

Nowy – stary tor

Po ponad dwóch latach rozbratu Formuła 1 powróciła do Australii. Przerwa spowodowana była pandemią koronawirusa, a dokładniej obostrzeniami, które w znaczący sposób uniemożliwiały zorganizowanie zawodów w „krainie kangurów”. Mimo to organizatorzy nie próżnowali i wolny czas wykorzystali na zmiany na Albert Park. Pierwszą z nich była modyfikacja „nitki toru”. Przebudowie uległy zakręty (1,3,6,13,15), a także aleja serwisowa. W obydwu przypadkach metamorfoza dotyczyła poszerzenia nawierzchni. Najwidoczniejsza przemiana to zdecydowanie dawna „dziewiątka” i „dziesiątka” gdzie z szykany (prawa–lewa) zrezygnowano na rzecz szybkiego łuku. Ci najbardziej spostrzegawczy kibice dostrzegą również, że na całej trasie został wymieniony asfalt. Wszystkie zmiany miały na celu uatrakcyjnienie ścigania. Tor jest teraz szybszy i co istotne, jest na nim więcej miejsca na walkę kierowców.

Zmiany pomogły

Trzeba przyznać organizatorom, że modernizacja toru była prawdziwym strzałem w dziesiątkę. Wyścig był zdecydowanie dynamiczniejszy i atrakcyjniejszy do oglądania. Dzięki poszerzeniom nawierzchni m.in. w zakręcie numer 1. pierwszy raz od kilku lat udało wystartować się bez zbędnego chaosu i wypadków. Za start należy wyróżnić przede wszystkim Lewisa Hamiltona, który świetnie ruszył, aby następnie jeszcze lepiej opóźnić hamowanie do „jedynki” i z piątego miejsca wskoczyć na trzecie. Zupełnie w innym nastroju był Carlos Sainz, który już na pierwszych metrach wyścigu stracił aż 5 pozycji. Hiszpan miał ogromne problemy z dogrzaniem opon, przez co najpierw wypadł poza punktowane pozycje, by już na drugim okrążeniu przestrzelić hamowanie i ostatecznie ugrząźć w żwirze. To właśnie przez kierowcę Ferrari na torze pojawił się samochód bezpieczeństwa. Była to szansa dla Maxa Verstappena, aby spróbować zaatakować Charlesa Leclerca. Jednak Monakijczyk jechał dzisiaj w innej lidze. Szybko zbudował sobie kilkusekundową przewagę nad Holendrem i kontrolował tempo.

fot. facebook.com/formula1

Kolejny występ Safety Cara (dziś był to Aston Martin) to 23. okrążenie, a wszystko za sprawą Sebastiana Vettela, który na wyjściu z zakrętu złapał uślizg i uderzył w bandę. Jak się później okazało, był to kluczowy moment wyścigu dla George Russella. Brytyjczyk wykorzystał neutralizację i zjechał do boksu, dzięki czemu „wyprzedził” Sergio Pereza i Lewisa Hamiltona. Kilka kółek później Meksykanin wyprzedził kierowcę Mercedesa, jednak ta sztuka nie udała się siedmiokrotnemu mistrzowi świata. Wydawało się, że George skończy tuż poza podium i pewnie tak by było, gdyby nie kolejna awaria silnika w samochodzie Maxa Verstappena, dzięki której dosyć niespodziewanie stanął „na pudle”. Holender nie ukończył aż dwóch z trzech rozegranych wyścigów, a do swojego głównego rywala o tytuł traci już 46 punktów! Red Bull ma naprawdę szybki bolid, ale jeśli chce cały czas walczyć o najwyższe cele, musi zwiększyć trwałość swoich jednostek.

Ostatecznie na mecie zameldowało się 17 kierowców. Wszystkich kibiców cieszy na pewno solidny wyścig McLarena, który po fatalnym początku w Bahrajnie z wyścigu na wyścig radzi sobie coraz lepiej (Lando P5, Daniel P6). Warto odnotować kolejny dobry występ Estebana Ocona (P7), a także Valtterego Bottasa (P8). Wczoraj kierowca Alfy Romeo zakończył swoją niesamowitą serię 103 kolejnych występów w Q3. Były to pierwsze kwalifikacje od GP Abu Zabi w 2016 roku, w których Fin nie wszedł do ostatniego etapu eliminacji. Swoje pierwsze punkty w Williamsie zapamięta na pewno Alex Albon (P10), który do wyścigu startował z ostatniego pola. Taj praktycznie cały dystans przejechał na jednym komplecie opon. Do boksu zjechał dopiero na ostatnim okrążeniu i mimo to udało mu się wywalczyć pierwsze punkty od momentu powrotu do Formuły 1. (Na samym dole tekstu zamieszczona jest klasyfikacja konstruktorów i kierowców).

Prawdziwy bohater

fot. facebook.com/ScuderiaFerrari

Zdecydowanie najlepszym i najszybszym kierowcą na torze był dziś Charles Leclerc. Monakijczyk jechał dziś obłędnie, ale i bezbłędnie. Na metę dojechał z 20 sekundami przewagi nad drugim Sergio Perezem. Był dzisiaj w innej lidze. Pierwszy raz od 2010 roku kierowca Ferrari zdobył Grand Slama (pole position, wygrany wyścig, najszybsze okrążenie i prowadzenie od startu do mety). Po raz ostatni dokonał tego… Fernando Alonso podczas GP Singapuru. Dzięki temu osiągnięciu Leclerc wszedł do elity kierowców, którym udało się zdobyć takie wyróżnienie, a o to wcale łatwo nie jest. Dla porównania Lewis Hamilton, który pomimo 103 zwycięstw w karierze na swoim koncie posiada „tylko” 6 Wielkich Szlemów. Niemniej jednak podczas tego weekendu Ferrari wykonało kolejny wielki krok do pierwszego mistrzostwa konstruktorów od 2008 roku. Natomiast Monakijczyk znów udowodnił, że jest odpowiednim kierowcą, aby do zespołowego tytułu dołożyć ten indywidualny dla najlepszego kierowcy na świecie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

dwanaście + 5 =