Podwójne standardy w Formule 1. Dlaczego nie odwołano Grand Prix Arabii Saudyjskiej?

arabia saudyjska

Fot. twitter.com/Cla_Cottingham. W tle dym nad płonącymi obiektami firmy Aramco

Arabia Saudyjska od siedmiu lat jest zaangażowana w wojnę domową w Jemenie, w której zginęło prawie 400 000 osób. Ta wojna zrujnowała Jemen, celowo wywoływane były klęski głodu. Jest to bardzo krwawy konflikt, który w związku z rozgrywaniem się od wielu lat został przez świat zapomniany. Teraz sytuacja znowu się nasila, a Formuła 1 wciąż ściga się na ulicach Dżuddy. Dlaczego?

Gdy Formuła 1 przyjechała do Arabii Saudyjskiej w ostatni weekend marca, nic nie zapowiadało tego, co się może wydarzyć. Podczas piątkowych treningów doszło do kilku ataków rakietowych kilkanaście kilometrów od toru. Wystrzelono je z terenu Jemenu. Celem były obiekty firmy Aramco, która jest głównym sponsorem F1. Doszło do pożaru jednego z magazynów, który gaszono przez wiele godzin. Dym widoczny był podczas transmisji telewizyjnych. Arabia Saudyjska wraz z innymi państwami regionu pomaga rządowi Jemenu w walce z ruchem Huti, którzy wspierani są przez Iran. W odwecie regularnie atakują oni rakietami i dronami infrastrukturę Aramco oraz inne ważne budynki w Arabii. Nie jest to pierwszy raz, kiedy naloty mają miejsce podczas dużych imprez w tym kraju. Do ataków doszło również podczas E-Prix Formuły E w lutym zeszłego roku, lecz system antyrakietowy zestrzelił pociski nad Rijadem (FE ściga się na ulicach stolicy Arabii, a F1 w Dżuddzie). Grand Prix Arabii Saudyjskiej w kalendarzu Formuły 1 to wielki ukłon w stronę firmy Aramco. Dla Liberty Media (właściciel F1) to kolejne ogromne pieniądze, które popłyną na ich konto, gdyż państwa arabskie nie szczędzą finansów na organizacje wyścigów.

Po rozegraniu piątkowych sesji treningowych doszło do kilkugodzinnego, wieczornego spotkania. Udział w nim wzięli kierowcy, szefowie zespołów, prezes FIA — Mohammad bin Sulayem oraz szef F1 — Stefano Domenicali. Po zakończeniu rozmów ogłoszono, że Grand Prix będzie kontynuowane zgodnie z planem. Toto Wolff mówił, że tor to najbezpieczniejsze miejsce w całej Arabii Saudyjskiej. Bin Sulayem powiedział, że ataki wyprowadzane są na infrastrukturę, a nie w cywilów, więc są bezpieczni. Słuchając wypowiedzi obu panów, miałem wrażenie, że kiedyś już takie deklaracje słyszałem i to nawet dość niedawno. Kierowcy nie byli przekonani o bezpieczeństwie, więc ich spotkanie trwało jeszcze kilka godzin. Ostatecznie zakończyło się chwilę po 2 miejscowego czasu, czyli trwało ponad 4 godziny. Całość śledziło mnóstwo dziennikarzy. Wszystko wskazywało na to, że kierowcy nie chcą się ścigać, a przynajmniej ich część, dlatego tyle to trwało. Ostatecznie George Russell jako przedstawiciel GPDA (stowarzyszenie kierowców) poszedł na spotkanie z szefami F1. W sobotę rano Formuła 1 wspólnie z FIA wydała krótkie oświadczenie. Zapewnia w nim, że dostała gwarancje bezpieczeństwa i wyścig odbędzie się zgodnie z planem. Ma również prowadzić dialog w sprawie przyszłości tego wyścigu. Cóż za piękne kłamstwo. Liberty Media nie zerwie z Arabią kontraktu, nie pozbędą się tego Grand Prix. Jeśli by to zrobili, naraziliby się firmie Aramco, mogliby oni anulować umowę z F1, a to oznacza ogromne straty finansowe. W oczach momentalnie pojawia mi się obraz FIFA, która długo nie widziała żadnego problemu z Gazpromem. To jednak nie był koniec cyrku.

Kierowcy postawieni pod ścianą

Według informacji, jakie napłynęły z toru, o których mówiło m.in. BBC, kierowcy, którzy zbojkotowaliby wyścig, mieliby problem, aby wyjechać z kraju. Arabia Saudyjska jest w stanie zastosować tego typu zastraszanie. Przynajmniej część zawodników chciała zrezygnować, ale zostali ostrzeżeni o tym, że może to wiązać się dla nich z dużymi konsekwencjami. Reszta weekendu odbyła się bez zakłóceń i nikt już nie pokusił się o żadne gesty ani bojkoty. Niewykluczone, że kierowcy i zespoły powiedzą, że nie chcą wracać tam za rok.

Arabia Saudyjska płaci rekordowe pieniądze razem z Aramco. Jest to 100 mln $ rocznie. Liberty Media nie chce z tego zrezygnować. Ten wyścig od początku był kontrowersyjny, bo prawo w krajach Półwyspu Arabskiego jest dalekie od zachodnich standardów, a kraj ten dodatkowo prowadzi wojnę. Jeżeli F1 tak chętnie i słusznie odwołało GP Rosji, to dlaczego nic się nie dzieje z Arabią Saudyjską? Czyżby pieniądze były ważniejsze? Po raz kolejny okazuje się, że „Cash is King”. Być może temat teraz ucichnie, ale powróci za rok. Co wtedy powie Liberty Media? Może będą się tłumaczyć, że to nie wojna, tylko specjalna operacja mająca na celu zagwarantować bezpieczeństwo toru. Brzmi znajomo prawda?

 

Zdjęcia z tekstu zostały usunięte z przyczyn niezależnych od autora publikacji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *