Bęben maszyny losującej obostrzenia jest pusty…

obostrzenia

fot. Twitter

Rząd Zjednoczonej Prawicy zarządził, że 12 lutego złagodnieje część obostrzeń, zapominając jednak chociażby o dogorywających restauracjach. Coraz trudniej zrozumieć działania władz, które wydają się wrogie obywatelom.

Stefan Kisielewski kiedyś napisał: „Socjalizm jest to ustrój, w którym bohatersko pokonuje się trudności nieznane w żadnym innym ustroju”. Oczywiście nie zamierzam tym dosyć wyświechtanym cytatem porównywać dzisiejszego ustroju do socjalizmu, bo z „korwinizmów” wyrosłem jakiś czas temu. Niemniej jednak trudno nie odnieść wrażenia, że Mateusz Morawiecki i jego pomocnicy próbują gasić pożar, który sami co jakiś czas na nowo wzniecają. I ludzi to zwyczajnie denerwuje.

Każda rozsądna osoba zgodzi się z tym, że w celu ochrony społeczeństwa przed koronawirusem należy przygotować się do pewnych wyrzeczeń. Problem tkwi w braku możliwości przygotowania. Nikt nie kontaktuje się z przedstawicielami poszczególnych branż, ani w sprawie zamknięcia, ani w sprawie otwarcia. O rządowych decyzjach dowiadują się dopiero z konferencji. Tym samym duże sieci kinowe nie skorzystają ze zniesienia obostrzeń jeszcze przez jakiś czas, ponieważ nie mają gotowych repertuarów, a do tego brakuje głośnych premier. Dawno przestały być przestrzegane progi, które informowały o etapach zasad bezpieczeństwa. Tymczasem Morawiecki i pomocnicy zabawili się w malarzy i wymieszali planowane kolory. Zamiast dopiętej strategii wyszedł artystyczny nieład.

obostrzenia

fot. Pixabay/Pexels

Z najtrudniejszą sytuacją borykają się właściciele restauracji. Tłumaczenia o niebezpieczeństwie przenoszenia wirusa drogą kropelkową wydają się śmieszne, gdy Polacy już niedługo będą mogli wyjść na basen. Opcja działania „na wynos” pozwala im na zdobycie jedynie skrawka możliwych przychodów. Nic więc dziwnego, że wzięli sprawy we własne ręce i ruszyli z akcją #otwieraMY. Akcją, która pokazuje, że ludzie potrafią bez bata nad głową zadbać o bezpieczeństwo. W zamian za wiązanie końca z końcem codziennie na lokale nasyłani są pracownicy sanepidu razem z nierzadko zastępami mundurowych, co niedawno miało miejsce w gdańskim pubie Top Gun. Co ma to na celu? Zastraszenie. Nic innego nie osiągną, gdyż przedsiębiorcy działają zgodnie z obowiązującym prawem. „Do minimum ograniczyć postępowania sprawdzające i jak najszybciej wdrażać postępowania karne wobec wznawiających działalność” – tak brzmi polecenie zastępcy Prokuratora Krajowego Krzysztofa Sieraka, które ujawnił Onet. Potencjalne kary od sanepidu w wysokości 30 tys. nie działały, więc zaczęto grozić nawet 8 latami pozbawienia wolności. Przykro się patrzy na to, że Polacy boją się korzystać z własnych praw. Jeszcze bardziej przykro, że zostaliśmy do tego przyzwyczajeni.

Zapowiedzi coraz to ściślejszej współpracy z przedstawicielami każdej z branż pełzną na niczym. Otwieranie krok po kroku? Każdy się zastanawia, gdzie te kroki może odnaleźć. Upada autorytet ludzi, którzy mieli nas przez pandemię przeprowadzić. Ludzie są zmuszani do zamykania lokali, na które poświęcili część swojego życia i które są jedynym źródłem utrzymania dla nich i ich rodzin. Jak w takiej sytuacji myśleć o wirusie? Szczególnie gdy państwo nie jest skore do wyciągania pomocnej ręki. Ot, muszą „jeszcze wytrzymać”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

dwa − dwa =