Nick Cave – pięć ballad Księcia Ciemności

(fot. thevermilion.com)

(fot. thevermilion.com)

Od lat jest jednym z najbardziej nieoczywistych, eklektycznych i zaskakujących artystów świata. Post-punkowy Książę Ciemności, jednocześnie liryczny i szorstki. Poeta, muzyk, prozaik, niedoszły malarz. Kim właściwie jest Nick Cave? Zanim spróbujemy odpowiedzieć na to pytanie pokuśmy się o krótki, subiektywny ranking jego twórczości.

Fraza „pięć najważniejszych utworów” to w kontekście ogromu i różnorodności dorobku australijskiego artysty wyrażenie co najmniej ryzykowne, jeśli nie śmieszne. Taki właśnie zestaw będzie jednak dobrym początkiem rozważań nad różnego rodzaju dziełami  tego wszechstronnego artysty. Konieczność chwilowego ograniczenia ich do odsłony stricte muzycznej też nie jest wbrew pozorom zbrodnią – Cave to przecież przede wszystkim instrumentalista, wokalista i autor tekstów. Zobaczmy więc, jak przedstawia się wspomniane zestawienie. Znów (tak jak w przypadku niedawnego tekstu o Jacku Kaczmarskim) nie jest ono chronologiczne, ale wybrane utwory są z pewnością istotnymi elementami twórczości mistrza.

1. „Where The Wild Roses Grow”

Zaczynamy z wysokiego „C” – ten utwór to jeden z najbardziej znanych i uznanych kompozycji Nicka Cave’a. Dialog mordercy oraz jego niewinnej, delikatnej ofiary to pięknie poetycki oraz niezwykle klimatyczny efekt współpracy artysty z Kylie Minogue. Choć z obecnej perspektywy wydaje się on być elementem zamierzchłej przeszłości, nie stracił nic ze swojej uniwersalności i urody. Wydany na niezapomnianej płycie Murder Ballads w 1996 roku, utwór do dziś pozostaje ponadczasowym, nieśmiertelnym hitem.

Odległość stylistyczna obojga artystów nie zaburzyła współpracy. Co więcej, to prawdopodobnie dzięki niej efekt końcowy jest tak ciekawy. Jak mówił sam Cave – Where The Wild Roses Grow była pisana z myślą o Kylie. Od wielu lat chciałem dla niej napisać piosenkę. Wcześniej powstało ich kilka, a jednak żadna nie wydawała się odpowiednia. Kiedy napisałem właśnie tę, pomyślałem, że nareszcie stworzyłem coś, co pasuje do śpiewu Kylie. Nie da się ukryć – utwór był przysłowiowym „strzałem w dziesiątkę”. Co więcej, do dziś pozostaje najlepszym z ogólnoświatowych duetów tego rodzaju. Piosenki takie jak np. „Summer Wine” w wykonaniu Ville Valo i Natalii Avelon garściami czerpały ze stylistyki Cave’a i Minogue, ale (choć na swój sposób były udane) nie zbliżyły do artystycznego efektu niegdysiejszej współpracy dwojga Australijczyków.

2. „Henry Lee”

Zostańmy jeszcze przez moment przy mieszanych duetach i płycie Murder Ballads. Kolejny istotny moment tego albumu to tradycyjna szkocka

Nick Cave z PJ Harvey (fot. www.jaymag.it)

Nick Cave z PJ Harvey (fot. www.jaymag.it)

ballada „Young Hunting”, którą muzycy The Bad Seeds zaaranżowali na swój sposób i zmienili jej tytuł. Tym razem mistrza wokalnie wsparła gwiazda alternatywnego rocka PJ Harvey. Mroczna, oniryczna, ale i romantyczna wersja uwodzi urokliwą melodią. Tym razem morderczynią jest zraniona, zdesperowana kobieta, która „zatrzymuje” ukochanego przy sobie na zawsze. Zabójcze inklinacje są świetnym dopełnieniem hipnotyzującej warstwy muzycznej. Wystarczy posłuchać. Pikanterii dodaje fakt, że podczas powstawania tego utworu Nicka i Polly Jean połączył romans. I choć krótki, nie był pozbawiony pasji i namiętności, a mówiono wręcz, że jedno z nich jest muzycznym i życiowym odpowiednikiem drugiego.

3. „The Ship Song”

To uwór nieco starszy niż omawiane powyżej. Wydany został jako singiel zapowiadający album The Good Son w 1990 roku. To kolejna z nastrojowych, pięknie melodyjnych ballad pióra Nicka Cave’a. Co więcej, pozbawiona jest wszelkich morderczo – krwawych inklinacji, co pozwala na gładki, ale i głęboki odbiór tekstu oraz  melodii.

Porównanie zmysłowego zbliżenia pary kochanków do „pływających statków” i „płonących mostów” połączone z zagadkowym „określaniem własnej moralności” i wspólnym „tworzeniem historii” składa się na jeden z (moim zdaniem) najlepszych dzieł poetyckich australijskiego pieśniarza. Metaforyka i duchowość obecna w utworze poparta jest kolejną (którą już z kolei?) fantastyczną melodią, którą Cave śpiewa delikatnie, acz stanowczo.  „Niech Twe okręty wpłyną / Niech spłoną mosty twe…” – nic dodać, nic ująć.

4. „The Curse of Millhaven”

Koniec romantyzmu. Czwarty z kolei utwór tego zestawienia to kolejna, liryczno-muzyczna podróż w czasy Murder Ballads. Tym razem dziewczyna z miasteczka zwanego Millhaven opisuje serię morderstw na tubylcach. Później okazuje się (a jakże!), że sama ich wszystkich dokonała, bo… i tak przecież wszyscy muszą umrzeć. Chciałoby się napisać: „Typowy Cave”, gdyby nie był to prostacki skrót myślowy. W warstwie muzycznej, co naturalne w kontekście liryki, dzieje się więcej niż w balladach – rytmiczny, niepokojący puls gitar znakomicie podkreśla psychotyczny, choć momentami także ironiczny obraz scen wyłaniających się z tekstu. Cave mądrze używa stylistycznych środków, skutecznie oddając specyfikę młodocianego, zaburzonego umysłu morderczyni. Momentem niewątpliwie kulminacyjnym jest wyznanie – O fuck it! I’m a monster! I admit it!

5. „Into My Arms”  

Ballada wszech czasów. Wielu powie, że większość piosenek z tego zestawienia zasługuje na taki tytuł, a jednak właśnie ten utwór jest chyba najbardziej znanym z repertuaru Nicka Cave’a. Ta najmłodsza w zestawieniu pieśń wydana została jako singiel albumu The Boatman’s Call w roku 1997. W tamtym momencie Australijczyk, będący bohaterem tego tekstu, mógł ewidentnie czuć się zmęczony dominującą na poprzednim albumie atmosferą śmierci. Stąd zapewne wynika to nagranie, prezentujące proste w formie, ale niewątpliwie głębokie wyznanie opiekuńczego, zakochanego mężczyzny. Ateisty, który dla miłości potrafi nawet na chwilę uwierzyć w Boga i anioły. Badacze twórczości Cave’a umieszczają tekst w kontekście prywatnych, bolesnych rozstań i kruchych związków samego artysty, ale nie jest to aż tak istotne. Najważniejsza jest powaga, ale i ujmująca lekkość, z jaką Cave podaje ten piękny, miłosny tekst. Podobno sam on określa tę pieśń jako jedną z tych, z których jest najbardziej dumny. Słuchając jej najzwyczajniej trudno się dziwić.

– Into my arms / Oh Lord… –  krótko, zwięźle, genialnie.

Tak oto przedstawia się mój subiektywny ranking działalności muzycznej Nicka Cave’a. Wyróżnianie pięciu utworów z jego przepastnego dorobku jest jak szukanie perły wśród diamentów, a jednak powyższy tekst niewątpliwie może być przydatny. Dla początkujących badaczy jego twórczości będzie rodzajem skrótowego przewodnika, dla znawców przyczynkiem do niekończących się dyskusji. Dla mnie osobiście jest autorskim hołdem. Hołdem dla niepowtarzalnego, znakomitego artysty, który z właściwą tylko sobie sprawnością potrafi pisać zarówno o bólu i śmierci, jak i o nieuchwytnej, ponadczasowej miłości. Artysty, który pomimo upływu lat nie zwalnia tempa. Nic w tym dziwnego. Tacy jak Nick Cave nie wypalają się nigdy.

POST SCRIPTUM

Podobnie jak na przykład Leonard Cohen czy Bob Dylan, Nick Cave darzony jest szczególną sympatią w… Polsce. Uznanie dla niego jest do tego stopnia

Okładka płyty "Nick Cave i przyjaciele" (fot. www.empik.com)

Okładka płyty “Nick Cave i przyjaciele” (fot. www.empik.com)

wysokie, że powstała płyta z  tłumaczeniami utworów mistrza. Przekładami zajęli się doświadczeni w tego typu działalności Aleksander i Roman Kołakowscy. Na albumie „W moich ramionach”, który jest de facto audiowizualnym zapisem koncertu, który odbył się 14 marca 1999 we Wrocławiu, wystąpili m.in. Stanisław Soyka („W moich ramionach”, „Pieśń o płaczu”), Maciej Maleńczuk z Anną Marią Jopek („Henry Lee”) i Kinga Preis („Przekleństwo Millhaven”). Najważniejszym jednak uczestnikiem przedsięwzięcia był… sam Nick Cave, który zaintrygowany naturą pomysłu (i zachwycony interpretacjami jego piosenek zaprezentowanych na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej) przyjechał do Wrocławia. Wsparł Stanisława Soykę w obu przypisanych mu wyżej utworach i wykonał kilka innych samodzielnie. Płyta do dzisiaj jest ewenementem na skalę światową, a fakt obecności Cave’a w projekcie wskazuje, iż nie był on jedynie ciekawostką, a dojrzałą, udaną i docenioną przez samego mistrza próbą nowatorskiego podejścia  do jego mrocznej twórczości. Aby poczuć efekt, wystarczy posłuchać.

 

Teksty Cave’a do dziś są tłumaczone i wykonywane na estradzie i w teatrach  (np. przez Katarzynę Groniec), a dwójka polskich aktorów – wspomniana wcześniej Preis oraz Mariusz Drężek –  już w 2000 roku wydała album Ballady Morderców oparty na wiadomym dziele. Wszystko to każe twierdzić, że Nick Cave jest w Polsce niezwykle ceniony. Biorąc pod uwagę poziom większości stacji radiowych w kraju – jest to silny promyk nadziei wśród intelektualnych mroków rodzimego popu. Pozostaje mieć nadzieję, iż dobra „moda na Cave’a” utrzyma się wśród polskich artystów i słuchaczy jeszcze przez wiele lat.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

pięć × dwa =