U nas było im dobrze

Źródło: pexels.com, autor: RDNE Stock project

Źródło: pexels.com, autor: RDNE Stock project

Kiedy pytają, czym się zajmowałem, to odpowiadam, że siedziałem. 20 lat za niewinność. Ba! Nawet sam się zgłosiłem. Cóż za zdziwienie, gdy mówię, że codziennie opuszczałem zakład o wpół do ósmej wieczorem, a potem wracałem tam o wpół do ósmej rano.

Pralnia

Jeździłem wcześniej na taksówce, tam nie płacili, a w kryminale można było zarobić. Każdy dzień był podobny. Zameldowanie „starszy posterunkowy Czerwiak”, odbierałem osadzone i szliśmy do pralni. Chcieli mnie udupić, bo mam niewyparzoną gębę, to wrzucili mnie na dół z babami. Liczyli, że Czerwiak uszczypnie którąś w dupę, a ta się poskarży. Ale ja żyłem z nimi dobrze, wiedziały, że ja im nie szkodzę, nie zaczepiam, to one też były w porządku. Osiem ich siedziało skazanych za morderstwo. Siedem wykończyło swoich pijaków. I to żadna nie dźgała w furii i nie katowała. Każda walnęła raz. Los chciał, że trafiła bardzo dobrze. Była jeszcze jedna prostytutka, co facetowi piwo zabrała, a ten dał jej pysk. Dźgnęła go i zabiła. Dziewczyny jej nie lubiły, bo to było ucho komendantów. Przychodziła do roboty i nic nie robiła. Jeden raport o tym, że nie chce pracować, drugi, trzeci bez odpowiedzi, bo oni wiedzieli, że ona tam nie jest od roboty, tylko od kapowania. Dostała do obsługi automat. Dwie wanny, wirówkę i cztery krany. Dwa niebieskie z zimną wodą, dwa czerwone z ciepłą. Na drugi dzień już nie pracowała, za uprzejmością życzliwych komendantów i nocnych negocjacjach. Jak się zwolniłem, to zlikwidowali tę pralnię, a kobiety przenieśli do Turawy. Dla kobiet zrobili tam zakład z naszego byłego ośrodka wczasowego dla Służby Więziennej.

Cezarki

W Strzelcach Opolskich na jedynce była recydywa do 15 lat, a na dwójce do oporu. Mało tego, na jedynce do 68 roku siedzieli hitlerowcy, którzy byli kierowani na odsiadkę ileś tam lat po wojnie. W areszcie w Opolu już różni siedzieli. Pamiętam przedsiębiorcę, chlejusa z Krakowa. Trzy, cztery razy był na odwyku, cuda wyprawiali, aż w końcu spowodował wypadek. Zabił. Siedział. Nie mogli sobie z nim poradzić, wywozili go do pracy, to zawsze znalazł sposób, żeby się napruć. O 9 dzwonili, żeby go zabrać, bo już był sztywny. Raz przyjechałem i powiedziałem, że go nauczę. Kupiłem całe pudło cezarków. Tej wody kolońskiej Cezar, bo wtedy taka była. Nalałem mu do garczka. Wypił pół garnka półlitrowego, to nalałem mu drugi raz. Zaczął wymiotować, poszedłem po pielęgniarkę. Wzięła go na izbę chorych, mnie zwyzywała od debili i wariatów, ale nikomu nie zgłosiła. Od tego czasu już nie pił. Jak wyszedł, dostałem list od jego żony. Dziękowała, że uratowałem jej męża.

Prysznic

Jak ja robiłem, to skazani za przestępstwa w stosunku do dzieci byli strasznie traktowani przez współwięźniów. Trzeba było ich pilnować, bo jak inni się dowiedzieli, że ktoś stłukł dziecko lub, nie daj boże, zamordował, to nie miał życia. Był jeden, co zgwałcił i zabił dziewczynkę, która szła na nauki komunijne. Dorwał ją koło ciepłociągu w Opolu, na ulicy Dambonia. W więzieniu szybko wyszło, kto i co zrobił. Po wyroku wysłali go właśnie do Strzelec, bo tam był zaostrzony rygor. Po kąpieli znaleźli go sztywnego w łaźni. Nikt nic nie widział i nie słyszał, ani osadzony, ani klawisz. Para była, woda była — śladów brak. Złodzieje go wykończyli.

Układy

Jak ktoś miał głowę na karku, to wiedział, że skazany potrzebuje cię po to, żeby coś od ciebie wyciągnąć. A to wynieś mu gryps, a to gdzieś coś schowaj, a tu kogoś chciał ustawić. Potem jak mu byłeś niewygodny, to Cię potrafił sprzedać. Warto było mieć ich szacunek, ale jak ktoś był mądry, to się nie wpieprzał w układy. W więzieniu jest tak zwana poczta pantoflowa. Jak przychodzi nowy, to są dwie grupy. Grypsery i skazani pierwszy raz, oni swoim mówią, na którego uważać, który pilnuje, a który mniej. Nikomu nie szkodziłem, jak komuś nie pomogłem, to nie wpieprzałem się w układy, typu ja przeniosę, ja powiem, ja zrobię. Tak jak mówił regulamin, to stosowałem się względnie z regulaminem i dzięki temu zyskałem szacunek, co mi potem wielokrotnie pomogło. Ale u nas było im i tak dobrze. Jak któregoś przewozili gdzie indziej, to się najczęściej albo wieszali, albo rżnęli, bo gdzie indziej nie chcieli trafić. U nas było im dobrze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

siedem − sześć =