Nowoczesny surrealizm – recenzja „Ederly”
2 min readMiejsce, którego nie ma. Rodzina, którą widzi się pierwszy raz w życiu. Sytuacje na granicy jawy i snu. To tylko niektóre elementy „Ederly”. Brzmi tajemniczo? Taki też jest film Piotra Dumały.
Piotr Dumała, specjalista od animacji, kolejny raz bierze się za film poważny, wręcz filozoficzny. Po debiutanckim pełnometrażowym „Lesie”, który poruszał temat trudnych relacji syna z ojcem, przyszedł czas na „Ederly” – opowieść z pogranicza jawy i snu, pełną absurdów. Reżyser sam pisze scenariusze do swoich filmów,, które bazują na jego własnych doświadczeniach i sposobie postrzegania rzeczywistości. – To film nie dla mnie, ale dla ludzi – mówi Dumała, wskazując, że przedstawione przez niego zachowania społeczne i zagubienie w świecie nie są rzadkością.
Do małego miasteczka przyjeżdża Słow (w tej roli znakomity Mariusz Bonaszewski) – konserwator zabytków, wynajęty przez miejscowego księdza do odnowy rzeźb. Błąkając się, trafia do domu, którego mieszkańcy rozpoznają w nim zaginionego przed laty domownika. Mężczyzna zostaje wplątany w skomplikowane relacje rodzinne. Dla matki (Helena Norowicz) staje się cudownie odnalezionym synem, dla brata (Piotr Skiba) – rywalem, a dla służącej (Agnieszka Poławska) – długo wyczekiwanym kochankiem. Kiedy zagubiony bohater trafia w końcu na plebanię, ksiądz nie poznaje w nim parafianina. Odtąd żyje on w dwóch światach – w domu jest członkiem rodziny, a na plebanii uważa się go za parobka, który jest na służbie już pół roku. Słow początkowo twierdzi, że zaszła pomyłka. Potem jednak przyjmuje nową tożsamość i żyje światem Ederly. Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, kiedy w miasteczku dochodzi do morderstwa.
Tytułowe Ederly jest miasteczkiem, w którym XXI wiek miesza się z przeszłością, prawda z fikcją, a humor ze śmiercią. Żadnych drogowskazów, samochodów, jedynie zdezelowany autobus i tajemniczy chłopiec, który wskazuje Słowowi drogę. Ederly przyśniło się Dumale. Autor podkreśla, że Słow jest jego odzwierciedleniem – zagubionym w świecie absurdu człowiekiem. Co ciekawe, Mariusz Bonaszewski został wybrany do tej roli, ponieważ jest bardzo podobny do reżysera. W filmie wziął udział (w roli profesora) zmarły niedawno Jerzy Płażewski, wybitny krytyk filmowy i historyk kina.
Kto zabił? Kim jest Słow? Na te pytania każdy widz musi odpowiedzieć sobie sam. Tajemniczości obrazowi dodaje jego czarno-biała forma, która nawiązuje do kina niemego. W filmie widać inspiracje reżysera Kafką oraz Gombrowiczem. „Ederly” jednak, mimo wszechobecnego absurdu, jest komedią. Zakończenie jest wyjęte z kontekstu i nie współgra z filmem. Pozostawia wolność interpretacji. Ostatnia scena stanowi jednak pierwszą scenę kolejnego filmu reżysera. Dzieło Dumały będzie więc miało ciągłość.