Faraoni nad planszą – Bez prądu #14

Nefertari – żona Ramzesa II – grająca w senet. Obraz pochodzi z jej grobowca w Dolinie Królów

Gry planszowe, mimo że w wielu przypadkach kojarzą się z czymś błahym, tak naprawdę są krokiem milowym w rozwoju cywilizacji. Były pewnego rodzaju wskaźnikiem tego, czy dane społeczeństwo jest rozwinięte, czy nie. 

Wszyscy kojarzymy piramidę Maslowa. Wymienia ona potrzeby człowieka zgodnie z ich istotnością: potrzeby fizjologiczne, bezpieczeństwa, przynależności, uznania, samorealizacji.

Można z niej wyczytać, co tak naprawdę buduje społeczeństwo. Człowiek, żeby przeżyć, przede wszystkim potrzebuje pożywienia. Łatwiej je upolować w grupie. Tak powstały grupy łowieckie.

Już na początku dostrzeżono, że jedzenie nie tylko biega i ryczy. Ono też rośnie, można więc je hodować. Tak więc człowiek się osiadł w jednym miejscu, zaczął uprawiać rolę. Zyskał tym samym czas na inne czynności, takie jak wzmacnianie domów, udoskonalanie narzędzi, czy… Granie w planszówki.

To raczej pospolity fakt, ale gry planszowe naprawdę są starym wynalazkiem. Jestem pewien, że jednak stanowcza większość ludzi nie zdaje sobie sprawy jak starym. Otóż cotygodniowe spotkania przy planszówkach praktykowane były już w neolicie! No… Może nie odbywały się co tydzień, bo kalendarz to stosunkowo nowy wynalazek, ale były istotnym elementem życia w społeczeństwie. Gry planszowe były ważnym wynalazkiem w historii człowieka, po dziś dzień uważane są za społeczny lubrykant (środek ułatwiający nawiązywanie i podtrzymywanie relacji z innymi ludźmi). Dlatego można traktować je jako wyznacznik rozwoju… Bo gdy człowiek zaspokoił dwie potrzeby: fizjologiczną i bezpieczeństwa (poprzez budowę działającego społeczeństwa), nastała pora na trzecią najważniejszą – potrzebę przynależności.

Wspomniana wcześniej przynależność budowana była na paru płaszczyznach. Przynależność do wielkiej – państwowej już – społeczności oraz małej wspólnoty lokalnej. Najlepszym sposobem na zacieśnianie więzi lokalnie było wspólne spędzanie czasu. Tu do wyboru było wspólne gotowanie, biesiadowanie, uprawianie sportu, rozmowa oraz… granie w planszówki. 

Nierzadki widok: Syryjczycy grający w tryktrak, fot. belovedsyria.com.au

Śmiało można wyobrazić sobie dwójkę Babilończyków wieczorem rzucających kostkami i stukających pionkami o planszę. Zamiast mieszkańców Babilonu, mogliby tam znaleźć się Egipcjanie, Grecy, Etruskowie etc., a scena byłaby w dalszym ciągu bardzo bliska rzeczywistości! Jedne z najstarszych gier planszowych liczą sobie ponad 5000 lat (np. tryktrak, mehen, czy senet). Towarzyszą człowiekowi od czasów, gdy ten nie umiał czytać i pisać. Co więcej, gdy jedyne pisma służyły przede wszystkim handlowi, spisywaniu prawa i systemów wierzeń, każdy znał zasady do najpopularniejszych gier. To właśnie z tego powodu nie jesteśmy stuprocentowo pewni zasad do Królewskiej gry z Ur. Po prostu nigdzie nie zapisano instrukcji! Wydaje się to całkiem komiczne, gdy uświadomimy sobie, że mieszkańcy Mezopotamii spisywali dosłownie wszystko: transakcje, eposy, kodeksy, czy przepisy na piwo. Dlatego najbardziej sensownym wytłumaczeniem według antropologów po prostu jest to, że każdy znał zasady.

Rozrywka planszowa jest silnie związana z Bliskim Wschodem. Nie bez powodu. Z lekcji historii wiemy, że to tamtejsze cywilizacje rozrosły się najszybciej. Właśnie tam najwcześniej pojawiła się potrzeba socjalizacji. Gry planszowe w Europie nie łączą się bezpośrednio z żadną kulturą. Jednakże w ich ojczyźnie, na terenie Żyznego Półksiężyca i okolic, gry planszowe traktowane są jako żywy do dziś element życia społecznego. Praktyka grania w kawiarniach, czy parkach jest zaskakująco aktualna, nie jest traktowana jako nic staromodnego… Ale jako naprawdę cenny spadek po przodkach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

11 + piętnaście =