Zespół Coma − koncertowa pożywka w Uchu
4 min readTak właśnie powinno się żyć. Dużo ludzi, którzy spotykają się w celu zabawy na koncercie Comy. Mocna, porywająca muzyka, hałas, wewnętrzne poruszenie i to przekonanie, że będzie dobrze. Fenomenalną przestrzeń do zabawy zbudował zespół Coma w niedzielę 13.12. w Klubie Muzycznym Ucho. Trzeba powiedzieć, że grupa w pełni zasługuje na nagrody, uznanie w środowisku oraz udział w najlepszych światowych festiwalach i chodzenie z uniesioną wysoko głową.
Coma nikogo nie zaskoczyła. To staje się nudne, że koncerty tego zespołu są zawsze wypełnione po brzegi energią, którą może chłonąć każdy fan obecny w klubie. Zespół wszedł na scenę z opóźnieniem, ale nikt się nie obraził. Po drugim utworze Piotr Rogucki zerknął na dół, żeby wspomnieć − To nasz ostatni koncert w tym roku. Dodajcie nam trochę energii przed Sylwestrem! Po tych słowach zaczęło się wszystko, co niezbędne w obcowaniu z metalem i grungem. Pogo dla odważnych, taniec w postaci lekkiego bujania lub trans dla bardziej wrażliwych. Każdy kolejny kawałek skłaniał fanów do większych oklasków. Rzeczywiście chłopaki z grupy odpowiednio ułożyli setlistę, która z powodzeniem budowała napięcie i wzmagała zniecierpliwienie w oczekiwaniu na kolejną piosenkę. „Widokówka” była spokojnym wejściem w atmosferę ochoty zgłębienia myśli. „Transfuzja” pozwoliła wszystkim na wbicie się w ciężki muzyczny trans, który już potem był naturalnym stanem umysłu. Działo się dużo. Był „Chaos i „Emigracja”, „Wojna” i „Schizofrenia”, a pod koniec wszyscy spadali w korytarze świateł. Teksty wielu kawałków tej grupy, mają w sobie proste wulgaryzmy i znaczące metafory, co zachowuje wyjątkowy urok i trzeba czasem zostać anarchistą wsłuchując się w taki przekaz. To wszystko w połączeniu z growlem frontmana uczyniło wydarzenie ekstremalnym przeżyciem.
Utwór zarezerwowany na bis, zawsze dopełnia całości. Kiedy zabrzmiały pierwsze akordy „Los Cebula i Krokodyle Łzy”, dało się wyczuć entuzjazm wśród publiczności. Tekst tej piosenki wprowadza pewien rodzaj melancholii. „Dla mnie też niezbyt łaskawy był dzień” działa ku pokrzepieniu serc, wielu ma go za swój ulubiony.
Wśród ludzi, którzy bawią się z uśmiechem na twarzy są też tacy, którzy zamykają oczy. Nie jest to głupie i nie świadczy o tym, że chce się zniknąć, bo nic się nie podoba. Muzyka do niczego, oblali ręce i nogi piwem i na dodatek ściskają z każdej strony, a lampy dają po oczach − nie ma mowy! Zamykanie oczu na Comie jest jak najbardziej wskazane i powinno być odebrane za największy komplement. To są momenty zachwytu pojedynczym dźwiękiem, który przenika na wskroś albo drżenie ciała od szarpanych basowych strun. Bycie żywą tarczą dla pocisków perkusyjnych wystrzałów staje się bodźcem odruchu bezwarunkowego zaciśnięcia powiek. Pewne, że lepiej czasem tak odbierać falę akustyczną, o ile nie porywa szalone pogo lub choćby podskoki. W takich chwilach można poczuć radość, zupełnie naturalnie, jakby od środka.
Oklaski pomiędzy utworami były dowodem na udaną ucztę alternatywy. Coma została ciepło przyjęta przez publiczność w Gdyni. Każdy kto skusił się na ten koncert powinien czuć oczywisty niedosyt, szczególnie kiedy zespół zaczął grać akustycznie, w nowej wersji oraz premierowo „Daleką drogę do domu”. Wokalista zapowiedział, że są w trakcie pracy nad płytą „The Gratest Hits” i stąd znany utwór w nowej wersji na koncercie.
Okrzyki − Dziękujemy! − na sam koniec zastępowały długie zdania, które mogłyby brzmieć − Jestem wdzięczny za taki dobry wieczór, który ratuje mój tydzień. Cieszę się, że jest jeszcze tylu dobrych polskich muzyków, którzy wiedzą co robią i robią to dobrze. Przywracacie mi wiarę w ludzi. Każdy fan chciałby powiedzieć kilka takich zdań, ale wystarczy dołączyć się do skandującego tłumu.
Warto czasami dać się oblać piwem, nawet dwa razy, bo być może jakaś przyjazna osoba z wyrzutami sumienia postawi jedno czy dwa, a wychodząc z klubu usłyszeć jakim dobrym prezentem urodzinowym jest bilet na koncert. Coma nie jest dla każdego, ale zawsze miło usłyszeć i zobaczyć ludzi, którzy czują się dobrze w takich klimatach i wszyscy są w jednym miejscu o jednym czasie, żeby w tej atmosferze na trochę się odnaleźć.
fot. Tomasz Gałązka