21/11/2024

CDN

TWOJA GAZETA STUDENCKA

#WiecznaWojna: Agata Tarnowska z kanału Izrealia — ,,Kanapą zabarykadowaliśmy drzwi”

10 min read

Agata Tarnowska, zdjęcie nadesłane

Agata Tarnowska, zdjęcie nadesłane

Izraelczycy są najbardziej osamotnionym narodem na świecie, żyjącym w permanentnej niepewności jutra. Dokonywane na nich zbrodnie są usprawiedliwiane, a do prześladowań Żydów, w tym tych niezwiązanych z Izraelem, dochodzi również w Europie i Stanach Zjednoczonych.

Agata Tarnowska to Polka żydowskiego pochodzenia, która w dorosłym życiu zgłębia swoje korzenie i odkrywa swój drugi dom – Izrael. Urodziła się w Warszawie, ale to Tel Aviv okazał się jej miejscem na ziemi. Od ponad czterech lat stara się pokazywać prawdziwe kolory tego kraju i budować mosty pomiędzy jej dwoma domami. Jest autorką największego kanału YouTube o Izraelu – Izrealia – a jej filmy zostały obejrzane ponad trzy miliony razy. Jej misją jest obalanie mitów i stereotypów na temat Izraela, najbardziej niezrozumianego kraju świata. Po doświadczeniu wojny rozpoczętej siódmego października prowadzi kampanię edukacyjną na swoich profilach na YouTubie i Instagramie, walcząc z dezinformacją i pokazując realia życia w ,,Ziemi Świętej”.

Czy Izraelczycy czują się zdradzeni przez resztę Zachodu postawą, jaką przybrał on po siódmym października?

To pytanie jest wielowymiarowe. Obserwuję duże różnice pomiędzy postawą rządów zachodniej Europy a jej mieszkańcami. Po rzezi Hamasu dokonanej na izraelskiej ludności cywilnej siódmym października Europa zachodnia niemalże jednogłośnie opowiedziała się po stronie Izraela. Wsparcie płynęło do nas z największych światowych demokracji. Nie mogę jednak pominąć skandalicznego zachowania instytucji takich jak ONZ czy Czerwony Krzyż, które swoją pieczą okazały się chronić prawa człowieka tak długo, jak tym człowiekiem nie jest Izraelczyk czy Żyd.
W tym samym czasie zaobserwowałam niepokojący fenomen rozwijający się wśród tzw. woke lewicy. Osoby, które dotychczas uważałam za wzór moralności i, wydawać by się mogło,, ,,z mojej bańki”, zaczęły legitymizować, a nawet pochwalać największą rzeź dokonaną na Żydach od czasów Holokaustu. Zbrodnie takie jak gwałt czy dzieciobójstwo nazwane zostały ,,oporem”. To był dla mnie szok.
Środowiska feministyczne, z którymi byłam blisko, odmawiały potępienia przemocy seksualnej na Izraelkach. Pojawiało się milczenie, a nawet zaprzeczanie wydarzeniom, które przez sam Hamas zostały nagrane i wrzucone do sieci. Miałam wrażenie, że wszelkie wartości wywrócone zostały do góry nogami. Obserwowałam lewicowych aktywistów świętujących masakrę z siódmego października na ulicach. Osoby dotychczas niosące prawa kobiet i mniejszości na sztandarach nagle stanęły na wspólnym froncie z fundamentalistyczną organizacją terrorystyczną, która jest zaprzeczeniem wszelkich tych wartości.
Dla mnie, dla osoby, która o swoim żydowskim pochodzeniu wie zaledwie od kilku lat to wszystko było nowe. Z kolei Izraelczycy są do tego przyzwyczajeni. Niejednokrotnie podczas poprzednich wojen słyszałam, jak zadają sobie pytanie ,,Dlaczego oni (w domyśle: reszta świata) tak nas nienawidzą?”. Z tego pytania płynęło szczere niezrozumienie.
Wraz z rosnącą liczbą ofiar w Gazie wsparcie dla Izraela malało i wydawać by się mogło, że Izrael został sam na arenie międzynarodowej. Dlatego ogromnym zaskoczeniem była reakcja krajów ościennych na kwietniowy atak Iranu. Nie muszę mówić jak znaczącym historycznie zjawiskiem była pomoc Arabii Saudyjskiej i Jordanii, które zestrzeliwały irańskie rakiety chroniąc Izrael. Więc chociaż zdawać by się mogło, że Bliski Wschód nigdy nie był dalej od pokoju, nadziei warto szukać w takich wydarzeniach.

Czy myślisz, że doświadczenie wspólnej walki z Hamasem może pogodzić spolaryzowane społeczeństwo Izraela?

I tak, i nie. W pierwszych miesiącach wojny obserwowaliśmy niezwykłe zjednoczenie. Radykalni prawicowcy i lewicowcy, którzy kilka miesięcy wcześniej rzuciliby się sobie do gardeł na protestach antyrządowych, wspólnie zbierali ubrania i przygotowywali posiłki dla rodzin, które straciły swoje domy w masakrze lub zostały przesiedlone po atakach rakietowych Hamasu i Hezbollahu. Ten zryw był niesamowity. Zatarły się wszelkie różnice i podziały. Mój nauczyciel hebrajskiego, totalny liberał, opowiadał mi, jak wspólnie płakał i ściskał się z konserwatystami podczas zbioru owoców na podnoszącym się po masakrze południu Izraela.
Niestety wojna ze wspólnym wrogiem pomimo tego, że jednoczy, potrafi też społeczeństwo podzielić. Już po kilku miesiącach rozpoczęło się wzajemne obwinianie za porażkę izraelskiego rządu w kwestii siódmego października. Ludzie nie mogli uwierzyć, że doszło do takiego zaniedbania. Wiele mówiło się o wykorzystaniu przez Hamas ówczesnej niestabilnej sytuacji politycznej Izraela. Kiedy Izraelczycy tłumnie wychodzili na ulice, protestując przeciwko skrajnie prawicowemu rządowi i reformie sądownictwa, Hamas miał szansę wykorzystać wewnętrzne podziały.
Wznowiły się spory. Lewica obwiniała prawicę za destabilizację kraju i jego bezpieczeństwa, a prawica lewicę za antyrządowe protesty, które miały podzielić naród dając Hamasowi okazję do ataku.
Obecne spory dotyczą także strategii odbicia zakładników. Siódmego października Hamas uprowadził prawie 250 osób z ich domów, w tym kobiety, niemowlęta, osoby starsze i ocalałych z Holokaustu. Do dziś w Gazie pozostaje 133 zakładników różnej narodowości, w większości izraelskich cywili, o których nie mamy informacji, nie wiemy ilu z nich żyje. Rodziny porwanych protestują, a społeczeństwo podzieliło się w kwestii strategii, którą rząd powinien przyjąć w celu ich uwolnienia.

Jaką postawę wobec obecnej wojny przybrali arabscy mieszkańcy Izraela?

Podczas większości poprzednich wojen, np. po ostrzale rakietowym Hamasu w 2021 r., dochodziło do zamieszek arabskich mieszkańców Izraela. I choć tuż po masakrze społeczeństwo obawiało się wewnętrznych napięć, tym razem było zupełnie inaczej. Według stanu mojej wiedzy, od siódmego października nie doszło do żadnych starć czy manifestacji ze strony arabskich obywateli. Nie jesteśmy w stanie jednoznacznie zdiagnozować przyczyny tego stanu.
Masakra z siódmego października była najbardziej brutalnym atakiem w historii Izraela, w skali jakiej kraj nie doświadczył nigdy wcześniej. Niektórzy mówią, że okrucieństwo dokonane tego dnia odwiodło izraelskich Arabów od podejmowania działań, które mogłyby w jakikolwiek sposób okazać poparcie dla tego ataku. Warto również wspomnieć, że wśród barbarzyńsko zamordowanych ofiar oraz zakładników uprowadzonych tego dnia byli Arabowie.

Istnieje szansa, że powściągliwość niektórych arabskich obywateli przed podejmowaniem społecznych działań wynika z obawy przed potencjalnymi konsekwencjami. O tyle, o ile wyjście na ulicę po ataku rakietowym mogło nie wzbudzać w izraelskich Arabach niepokoju przed implikacjami, tak można by się spodziewać, że tolerancja izraelskich służb dla ewentualnego poparcia bestialskiej rzezi siódmego października mogłaby być ograniczona.

Niekiedy w polskich tygodnikach opinii czytam o takich zjawiskach, mających występować u młodych Polaków, jak depresja klimatyczna czy niepokój wywołany wojną za naszą wschodnią granicą. Jakkolwiek oba te źródła smutku są rzeczywiście bardzo poważne, o tyle Izraelczycy codziennie stoją przed ogromnymi zagrożeniami tu i teraz. Jak przekłada się to na ich samopoczucie? Jak radzą sobie z negatywnymi emocjami?

Cieszę się, że poruszyłeś ten temat, bo cierpienie Izraelczyków jest w mediach często przemilczane. Ja w ciągu zaledwie pięcu lat w tym kraju przeżyłam kilka wojen, kilkadziesiąt ataków terrorystycznych w tle i wiele godzin spędzonych w schronie. Wielu Izraelczyków wciąż pamięta intifady, podczas których wyjście z domu wyglądało jak rosyjska ruletka, bo nigdy nie było wiadomo, który autobus zostanie wysadzony przez zamachowca samobójcę. Zawsze miało się z tyłu głowy, że to może być twój autobus, którym akurat jedziesz dziś do pracy. Mówimy o zamachach na cywilach – strzelaniu do ludzi w restauracjach, atakach nożem w centrach handlowych czy rozjeżdżaniu przechodniów na ulicach.
Ostatnie trzy lata mieszkaliśmy na ulicy Dizengoff w centrum Tel Avivu. Swojego czasu ta ulica była regularnym miejscem ataków. Któregoś dnia po pracy wybraliśmy się na kawę i wahaliśmy się czy zostać dłużej, czy wracać. Zmęczenie wzięło górę i piechotą poszliśmy do domu. Dwadzieścia minut później zaczęłam dostawać wiadomości od znajomych sprawdzających, czy jestem bezpieczna, bo okazało się, że palestyński terrorysta zastrzelił kilka osób siedzących w barze na naszej ulicy. W miejscu, które mijaliśmy zaledwie chwilę temu. Z okna słyszeliśmy syreny wozów policyjnych ścigających terrorystę. Ludzie przekazywali sobie informacje, że ten chowa się na klatkach schodowych. Kanapą zabarykadowaliśmy drzwi. Z kolei pokojowy festiwal muzyczny Nova, jedno z miejsc rzezi siódmego października, to festiwal, na który chciałam pojechać ze swoją przyjaciółką. Do dziś dziękuję losowi, że nie miała siły jechać.
Ostrzały rakietowe są w Izraelu powszedniością. Wszystkie mieszkania wybudowane po 1993 r. muszą posiadać schron, tzw. ,,mamad”. Jak wejdziesz w Google Maps pierwsze co zobaczysz to pinezki ze schronami przeciwbombowymi wokół. W okresach ostrzału karetki pogotowia zmieniają dźwięk swoich syren, tak żeby ludzie nie pomylili go z alarmem rakietowym. Z kolei strzelanie fajerwerkami jest w Izraelu zabronione, bo liczba obywateli z PTSD, czyli zespołem stresu pourazowego, jest tak ogromna, że należało zaprzestać jakichkolwiek hałasów, które przypominają wybuchy. Trzeba podkreślić, że ataki rakietowe Hamasu są zawsze wycelowane w cywili.
Jeśli pytasz o radzenie sobie z negatywnymi emocjami, powiem Ci, że pierwsze co pomyślałam po przyjeździe do Izraela, to że nigdy nie widziałam ludzi, którzy tak korzystają z życia. Oni nie odkładają nic na później, nie czekają na weekend, żyją pełnią życia tu i teraz. Być może to efekt życia w nieustannym zagrożeniu, świadomość kruchości życia. Jednocześnie mam teorię, że gorący temperament Izraelczyków i ich porywczość to wynik ciągłego stresu. Wyżywanie się na klaksonie samochodu, nerwowość i tzw. krótki lont to moim zdaniem rezultat funkcjonowania w ciągłym napięciu. Przecież Izraelczycy to społeczeństwo z DNA traumy. Potomkowie ocalałych z Holokaustu, którzy niosą na barkach wspomnienie Zagłady, a jednocześnie są notorycznie traumatyzowani na nowo.

17 listopada na swoim kanale na YouTube zamieściłaś przetłumaczony przez siebie na język polski wstrząsający film ,,GWAŁT TO NIE OPÓR. MASAKRA W IZRAELU” autorstwa Ashley Waxman Bakshi i Renny Grinshpan. Każdy powinien go zobaczyć, doskonale ilustruje to, jak świat usprawiedliwia popełniane przez Hamas zbrodnie. Niestety wciąż wiele osób zdaje się nie zdawać sprawy z tego, co właściwie zdarzyło się siódmego października. Pamiętam, jak jakiś czas temu zobaczyłem na pewnej feministycznej demonstracji dziewczynę, która w jednej ręce niosła palestyńską flagę, a w drugiej karton z napisem ,,tylko tak oznacza zgodę”. Co powiedziałabyś tym ludziom, żeby ich obudzić?

A czy istnieje cokolwiek co mogłoby ich obudzić, skoro siódmy października tego nie zrobił? Ludzie wolą uporządkowany błąd niż skomplikowaną prawdę. Jeśli od lat projektowali w swojej głowie Palestyńczyków jako nieskazitelny, niewinny, uciemiężony naród to teraz nie mogą dopuścić myśli, że przedstawiciele tego narodu mogli dokonać tak brutalnych zbrodni, a ulice Gazy je świętowały. To powoduje dysonans poznawczy i prowadzi do zaprzeczenia.

Film, do którego się odwołałeś, doskonale pokazuje podwójne standardy stosowane wobec Izraela i Żydów. To szokujące, że po tym, co się wydarzyło ludzie potrafili powiedzieć ,,To straszne, ALE…”. Nie ma żadnego ALE. Jeśli ktoś przeskakuje przez płot i pali żywcem niemowlę w kołysce, to jest to barbarzyństwo rodem z horroru i nie może zostać poprzedzone żadnym ALE. To jest zło w czystej postaci. Nie istnieje usprawiedliwienie dla takich czynów.
Nie zapominajmy, że ważnym, o ile nie kluczowym czynnikiem tej układanki jest antysemityzm. Antysemityzm ukryty, który tylko czekał na dobry moment, by po latach wypłynąć na powierzchnię. Wystarczy spojrzeć na to, co dzieje się na amerykańskich uniwersytetach względem żydowskich studentów, w ogóle niezwiązanych z Izraelem. Są to obrazki rodem z 1938 r. Swastyki na żydowskich mieszkaniach w Europie, smsy do żydowskich rodziców, żeby nie przyprowadzały dzieci do szkoły, bo propalestyńscy aktywiści mogą stanowić dla nich zagrożenie, zrywanie plakatów z porwanymi izraelskimi dziećmi, w tym Kfira Bibasa, mającego w dniu porwania dziewięć miesięcy, liczne apele, aby nie nosić gwiazdy Dawida w miejscach publicznych. Czy czegoś nam to nie przypomina?
Żeby zrozumieć proporcje wystarczy spojrzeć na mapę. Ta malutka kropeczka ledwie widoczna pomiędzy wielkimi krajami arabskimi to Izrael. Jedyny kraj żydowski na całym świecie z liczbą zaledwie siedmiu milionów Żydów, a także dwóch milionów Arabów, posiadających pełnię praw, w tym wyborczych, zasiadających w izraelskim parlamencie i zajmujących stanowiska na uniwersytetach i w szpitalach.
Świat arabski to 22 kraje z 475 milionową populacją. Jednocześnie to w kontekście Izraela mówi się o imperializmie i kolonializmie! Jeśli jedyną nacją na świecie, której odmawiasz posiadania własnego państwa są Żydzi, to nie jesteś antysyjonistą, jesteś antysemitą. A jeśli nie jesteś antysemitą, to wskaż proszę którego jeszcze kraju na świecie chciałbyś się pozbyć?
Na koniec w teście intencji warto zapytać, dlaczego świat żywi tak niezdrowe zainteresowanie Izraelem. W samym Jemenie zginęło 400 tysięcy osób, to dane ONZ z 2022 r., natomiast cztery i pół miliona zostało przesiedlonych. Nie zauważyłam protestów na ulicach, milczą dziś tak aktywne, choć milczące siódmego października, instagramowe influencerki.
Z jakiegoś powodu ofiary wojen niezwiązanych z Izraelem nie wzbudzają w ludziach aż takiej empatii i zrywu moralności. I może to powinno być pytanie wyjściowe, bo odnoszę wrażenie, że dzisiaj Żydzi potrzebują swojego kraju bardziej niż kiedykolwiek w historii.

Dziękuję za rozmowę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

16 + 2 =