Citroën C4 — kameleon z kosmosu

fot. Bartek Biernacki/CDN

Citroën w historii motoryzacji zapisał się wyjątkowymi samochodami. DS, XM, C5, czy też C6 to modele innowacyjne, zawierające pionierskie technologie. Niektóre z nich się sprawdziły, ale były też takie, o których francuska marka woli zapomnieć. Jednak jednego inżynierom znad Sekwany odmówić nie można. Odwaga, to chyba kluczowe słowo towarzyszące przy wszystkich niesamowitych projektach. Czasy się zmieniły i obecnie ciężko jest znów wprowadzić na rynek model, który pod względem mechanicznym będzie zupełnie czymś nowym. Natomiast, co innego dotyczy kwestii wizualnej. Tutaj mamy jeszcze szerokie pole do popisu. Sprawdźmy więc zatem auto kompletnie inne niż wszystkie — Citroëna C4.

Obecna generacja C4, na rynku zadebiutowała w 2020 roku. Umówmy się, że nie da się obok tego auta przejść obojętnie. Przyciąga naszą uwagę z każdej możliwej strony. Ale wróćmy jeszcze na chwilę do historii, bo tutaj też jest ciekawie. Kiedyś opisywany model był klasycznym kompaktem. Jako zwykły przedstawiciel segmentu C, auto produkowane było aż przez dwie generacje! Jednak trendy w motoryzacji się zmieniają i jeszcze za życia C4, w 2014 roku na rynek wszedł C4 Cactus, czyli mały miejski crossover. Odpowiednik Peugeota 2008 w gamie Citroëna zapamiętany zostanie przede wszystkim z dużej ilości plastików na drzwiach o wdzięcznej nazwie „Airbump”. Swoją drogą to bardzo fajny samochód, chwalony przez wielu użytkowników. Niestety, uśmiercony w 2020 roku, podobnie jak zwykłe C4 (tutaj koniec produkcji w 2017). Trochę to wszystko skomplikowane, ale już zmierzamy do końca. Teoretycznie przez 3 lata w gamie Citroëna nie było klasycznego kompaktu, a więc nie było też C4. Praktycznie nazwa ta cały czas pojawiała się przy modelu Cactus. Samemu ciężko mi to odpowiednio rozstrzygnąć, jednak wiem, że ten samochód to prawdziwy kameleon. Raz jest, później go nie ma. Raz jest zwykłym kompaktem, by obecnie być kompaktowym crossoverem coupe. Istne szaleństwo, jak na francuskiego producenta przystało.

fot. Bartek Biernacki/CDN

Trochę to potrwało, zanim przeszliśmy przez etap „kameleon”. Teraz skupmy się na najważniejszym elemencie tego samochodu, czyli wyglądzie. To właśnie tutaj Citroën znów zrobił coś zupełnie odmiennego. Jeśli zawirowania wokół modelu nazwałem wcześniej szaleństwem, to nie ma chyba odpowiedniego słowa, aby opisać design C4. Pierwszy raz spotykam się z tak odważnie narysowanym samochodem. To auto, na spokojnie mogłoby zostać samochodem koncepcyjnym i raczej nikomu nie przyszłoby do głowy, że właśnie w takiej formie będzie produkowane. Zacznijmy od przodu auta, który nie jest wcale sportowy, agresywny, ale futurystyczny, nowoczesny i odważny. I bardzo mi się to podoba, bo już od samego początku patrząc na C4 wiemy czego możemy się spodziewać. Jak to przy takich projektach bywa, zdaję sobie sprawę, że zdania będą podzielone. Natomiast osobiście doceniam projektantów Citroëna za to, że stworzyli coś, czego wcześniej nie było. To auto na zewnątrz ma być inne niż wszystkie i nie ma tu miejsca na półśrodki. Przód auta naprawdę przypadł mi do gustu. Natomiast zupełnie inaczej jest z tyłem. Oczywiście jest tu równie kosmicznie jak w przedniej części. Szalona linia lamp, prawdziwe dwie końcówki układu wydechowego, a na deser spojler wkomponowany w sylwetkę coupe. Znów jest odważnie i bez kompromisów, ale jakoś nie mogę się przekonać. Jednak tak jak pisałem wcześniej, jak to bywa przy takich autach, albo się spodoba, albo nie spodoba.

Wnętrze to rzecz o którą najbardziej się obawiałem. Pamiętając stare zacinające się multimedia koncernu PSA, byłem raczej nastawiony negatywnie do tego, co zobaczę w środku. Natomiast zostałem pozytywnie zaskoczony, gdyż główny 10-calowy ekran podczas testu, ani razu nie odmówił posłuszeństwa. Wszystko działało poprawnie, jednak niektóre z rozwiązań nowego systemu były kompletnie nieintuicyjne. To, że sterowanie głosowe żyje własnym życiem to nie jest żadna nowość (nie tylko w Citroënie), ale trochę zajęło mi odkrycie jak puścić muzykę. Po 30 minutach walki – udało się! Okazało się, że domyślnie zawsze „gra” radio, nawet gdy telefon jest połączony z samochodem. A więc za każdym razem manualnie musimy zmienić źródło na to z telefonu. Trochę to denerwujące, biorąc pod uwagę, że w innych markach gdy sparujemy już smartfona, wystarczy puścić muzykę z telefonu, a nie grzebać w ekranie. Ale wróćmy do pozytywów, czym bez wątpienia jest przywrócenie fizycznych przycisków ustawień klimatyzacji, a także regulacji głośności. Na dodatek pojawił się także przycisk „home”, który umożliwia jednym kliknięciem powrót do ogólnego menu. Na pewno warto także pochwalić samą ergonomię jak i funkcjonalność wnętrza. Aż dwie duże tacki na telefon, wyjście USB typu C jak i zwykłe, podłokietnik, miejsca na kubeczki, a także schowki. To wszystko sprawia, że w środku C4 czujemy się naprawdę przyjemnie i komfortowo. Na plus zasługuje także zdecydowanie kierownica, świetnie leży w dłoniach i poprzez ścięcie u dołu jest kolejnym fajnym detalem, który uatrakcyjnia ten samochód.

fot. Bartek Biernacki/CDN

Teraz czas na mniej przyjemną część dotyczącą wnętrza. Mianowicie chodzi tutaj o deskę rozdzielczą, która w całości wykonana jest z twardego plastiku. Naprawdę ciężko znaleźć jest miejsce, w którym choć trochę jest miękko. Wszystko twarde jak skała. Trochę szkoda, że w aucie za około 130 tysięcy złotych nikt nie pokusił się nawet o zastosowanie choć trochę lepszej jakości materiałów. Co prawda, faktura jak i wzorki maskują chamski plastik, jednak niesmak pozostaje. O dziwo, mimo takiego wykończenia w aucie jest cicho i komfortowo. Nic nie puka, nic nie skrzypi, a spasowanie oceniłbym jako wręcz doskonałe. Nawet na wyboistej drodze, przy dużych prędkościach, wnętrze nie wydaje niepokojących dźwięków.

Citroën C4 jest podniesionym kompaktem, a więc wymiary są takie, jak na prawdziwego przedstawiciela segmentu C przystało: 4354 milimetry długości, 1800 milimetrów szerokości, 1522 milimetry wysokości. Zaskoczeniem nie będzie, gdy powiem, że jeśli chodzi o prześwit, to od np. Toyoty Corolli różni się on tylko 2. centymetrami (156 mm vs 136 mm). Tak tylko dla porównania, bo raczej dla potencjalnego nabywcy nie jest to zbytnio istotne. Czas znów powrócić do wnętrza, jednak tym razem zajmiemy się komfortem podróży. Jak już wcześniej pisałem, jest on na bardzo wysokim poziomie. W środku jest przestrzennie. Przypomnę, że mam 193 centymetry wzrostu, a problemów z miejscem na nogi nie miałem. Na miejscu kierowcy zasiadłem bez najmniejszych obaw o ilość miejsca. Moje kolana nie wylądowały na desce rozdzielczej, ani nie uderzały w kolumnę kierownicy. Podobnie było w drugim rzędzie siedzeń, gdzie siedząc sam za sobą miałem jeszcze sporo miejsca. Co ważne, sylwetka coupe nie ogranicza także przestrzeni na wysokość. Ja na spokojnie się zmieściłem. Dla przykładu, przywołując znów Corolle, tam przestrzeni z tyłu było zdecydowanie mniej. Warto poświęcić także chwilę fotelom, które są bardzo wygodne. Na plus także ich wykończenie, ekoskóra wraz z materiałowymi wstawkami. Nie tylko świetnie wyglądają, ale są także przyjemne w użytkowaniu. Niestety za zdecydowany minus uważam zagłówek, którego nie da się wyregulować, przez co wyższe osoby mają problem z odpowiednim ułożeniem głowy. O ile na krótkich trasach nie jest to jakiś koszmar, to z pewnością przy dłuższych podróżach rosłe osoby będą odczuwały dyskomfort. Bagażnik to klasyka gatunku, jest światełko (nie ledowe!), haczyki, a także dwupoziomowa podłoga. 380 litrów to standardowy wynik w tej klasie. Pewnie byłby większy, ale to przecież coupe dlatego ścięty tył zabiera trochę miejsca. No cóż, coś za coś.

fot. Bartek Biernacki/CDN

Przejdźmy zatem do najnudniejszej części testu, czyli jazdy. Ze wszystkich części to właśnie ta najmniej mnie zaskoczyła. Zresztą sam Citroën tutaj zbytnio nie kombinował, gdyż paleta możliwych silników do wyboru składa się z dobrze znanych i sprawdzonych jednostek. Zaczynamy od diesla, 1.5 BlueHDi o mocy 130 koni mechanicznych dostępny tylko i wyłącznie z automatyczną skrzynią biegów. Jeśli chodzi o benzynę, to tutaj też do wyboru jest tylko jeden motor, stosowany od lat w pojazdach koncernu PSA 1.2 PureTech występujący w dwóch wariantach mocy, 100 KM i 130KM. Ten słabszy występuje tylko z manualną skrzynią biegów, natomiast mocniejszy można zespolić z manualem jak i automatem. W Polsce oferowana jest także elektryczna odmiana o nazwie e-C4. Ale to tak tylko w kwestii uzupełnienia, gdyż szału na polskim rynku nie robi.

Do testów otrzymałem C4 z silnikiem benzynowym 1.2 o mocy 130 KM z automatyczną skrzynią biegów. Auto jeździ poprawnie, jednak nie ma tutaj żadnych fajerwerków. Czuć, że to jednostka 3-cylindrowa poprzez charakterystyczne wibracje, nie jest to rzecz denerwująca, ale trzeba się do niej przyzwyczaić. Podobnie jest z pracą 8-biegowej automatycznej skrzyni biegów. Raz czuć, że zmienia biegi, a raz nie. Na pewno to, co irytowało najbardziej to wyczuwalna zmiana z „jedynki na dwójkę”, czasem nawet z szarpnięciem. Być może nie jest to rzecz, która obniża komfort podróży, jednak mi osobiście nie przypadło to do gustu i wolę gdy zmiana przełożeń jest nieodczuwalna, zwłaszcza w miejskim aucie. Wybierając automat, dostajemy także możliwość zmiany trybów jazdy – Normal, Sport i Eco. Najbardziej odczuwalna różnica to zdecydowanie praca przekładni. Kiedy jedziemy na „sporcie”, utrzymuje auto na wyższych obrotach. Zmienia się także lekko układ kierowniczy, który stawia większy opór. Sama możliwość zmiany trybów to raczej bajer, który zbytnio na jazdę nie wpłynie. Podobnie jak możliwość zmiany biegów za pomocą manetek przy kierownicy. Fajnie, że coś takiego jest, ale w takim samochodzie z takim silnikiem za często raczej używane nie będzie. Natomiast francuscy projektanci kawał dobrej roboty zrobili w kwestii zawieszenia. Nie dość, że auto prowadzi się jak zwykły kompakt, to na dodatek C4 połyka każdą napotkaną dziurę, czy też nierówność z dziecinną łatwością. Na pewno duża w tym zasługa zawieszenia z Progressive Hydraulic Cushions, czyli progresywnymi ogranicznikami hydraulicznymi, które mają wspomagać amortyzatory, kiedy te intensywnie pracują. Faktycznie, działa to świetnie. Podczas testu Citroën spalił około 8 litrów na 100 kilometrów. Myślę, że biorąc pod uwagę gabaryty auta, a także dobrą dynamikę tego silnika w mieście jest to wynik zadowalający.

fot. Bartek Biernacki/CDN

Francuscy projektanci znów zaskoczyli świat. Być może teraz już tylko designem, ale może to i lepiej. Można było skupić się na innych istotnych rzeczach, w których Citroën zrobił naprawdę duży postęp. Jasne, mankamenty są, ale jest ich znacznie mniej niż kilka czy kilkanaście lat temu. Zresztą C4 jest samochodem innym niż wszystkie. Do pewnych rzeczy trzeba się po prostu przyzwyczaić. Pamiętam, że gdy wsiadłem do niego pierwszy raz, byłem rozczarowany, zupełnie nie tego oczekiwałem. Jednak z każdą kolejną minutą jazdy oswajałem się z tym samochodem i pomimo początkowego zawodu coraz bardziej się do niego przekonywałem. Natomiast myślę, że osoba zainteresowana zakupem musi się w nim zakochać od pierwszego wejrzenia. Zaakceptować go takim, jakim po prostu jest, inaczej nie da rady, bo zawsze coś nie będzie grało. Mimo wszystko fajnie, że takie auta cały czas powstają, a Citroën kontynuuje swoją tradycję i produkuje coś innego niż wszyscy. A nowy model jest już w drodze. Kolejny C4, tylko tym razem z literką „X”. Uwaga, jak mówi francuski producent, będzie to połączenie fastbacka i hatchbacka w jednym. Już nie mogę się doczekać!

Prezentowany egzemplarz to C4 w najbogatszej wersji wyposażenia Shine. Samochodu do testu użyczyła firma Citroën Zdunek mająca swoją siedzibę w Gdańsku przy Alei Grunwaldzkiej 295 tuż obok Uniwersytetu Gdańskiego.

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

siedemnaście − dwa =