Z morderstwem mi do twarzy – recenzja serialu „Wednesday”

fot. mat .dystrybutora

Na Netflixie pojawił się długo wyczekiwany przeze mnie serial „Wednesday”. Produkcja w reżyserii Tima Burtona skupia się na córce Morticii i Gomeza Addamsów — Wednesday. Trupiobladej, niezwykle inteligentnej i zabójczo sarkastycznej szesnastolatce, która nie może przejść obojętnie obok serii morderstw. Na jej drodze staną nowi przyjaciele, ale również uwielbiani przez nią antagoniści.

Interesujące połączenie serialu kryminalnego, fantastyki oraz nutki złowieszczej groteski nadaje niezwykły klimat dla nowego serialu Netflixa. Trzymająca w napięciu produkcja opowiada historię rozwiązania niezrozumiałej serii zabójstw w Jericho, której podejmuje się sama Wednesday. Nie pasująca nigdzie outsiderka z alergią na kolory. Zaintrygowana sprawą postanawia porzucić plan ucieczki ze szkoły Nevermore i całkowicie ofiarowuje się śledztwu, poświęcając ku temu wszystko i wszystkich. 

Po współpracy z Timem Burtonem spodziewać by się mogło niezwykle mrocznej twórczości, a jednak serial podejmuje również typowe dla produkcji młodzieżowych tematy: nastoletnia miłość, rywalizacja czy przyjaźń. Ktoś, kto bardzo dobrze zna rodzinę Addamsów, mógłby powiedzieć, że jest to kwestia niepasująca do posępnego usposobienia familii. Według mnie jednak jest to wprowadzenie czegoś nowego, spojrzenie na Wednesday z innej perspektywy. Możemy zobaczyć, że nawet ktoś tak ponury, jak ona, jest w stanie zdobyć się na coś tak błahego (według głównej bohaterki), jak przyjaźń.

Trzeba też zwrócić uwagę na, według mnie, doskonały dobór aktorów do swoich ról. Obsadzenie Jenny Ortegi na współczesną młodą Addams było genialnym posunięciem. Gra aktorska Jenny bardzo mnie urzekła swoim sposobem przedstawienia postaci — oziębłością i upiornym pomysłem z ograniczeniem mrugania w serialu. Te wszystkie rzeczy niesamowicie wpłynęły na jego odbiór, sprawiając, że jest to chyba najlepsza odsłona Wednesday, jaką dotychczas widziałam. Poza tym drugą osobą, która przykuła najbardziej moją uwagę, była nowa Morticia, grana przez Catherine Zeta-Jones. Patrząc na jej bohaterkę, można było wyczuć od niej grację, dojrzałość, tajemniczość oraz niezwykłą urodę. Spotkałam się z bardzo dużym niezadowoleniem odbiorców pod względem wyboru aktora grającego Gomeza — ojca Wednesday. Wielokrotnie porównywano go do aktora grającego w filmach o rodzinie Addamsów z lat 90. XX wieku. Reżyser zrezygnował bowiem ze szczupłej wersji Gomeza znanej nam z filmów lat 90. i postawił na bardziej komiksową wersję. Pomimo że moje odczucia wobec nowego przedstawienia familii są jak najbardziej pozytywne, również czuję lekki niedosyt i niezadowolenie w związku z nim. Większość elementów związanych z rodziną jest oddana starszym filmowym wersjom, jedynie ojciec szesnastolatki pozostaje wzięty z komiksu. Chyba nieco się to ze sobą gryzie.

Doskonale dobrana scenografia, charakteryzacje oraz muzyka wywołują olbrzymie wrażenie na odbiorcach. Każdy kostium dokładnie odwzorowuje danego bohatera, co sprawia, że możemy poznać ich jeszcze lepiej. Zwrócono dużą uwagę na detale oraz odpowiednią paletę barw — postawiono na ciepłe odcienie, które idealnie kontrastują z trupiobladą cerą Addamsów. Należy również docenić oddanie Jenny Ortegi wobec serialu, albowiem nauczyła się ona specjalnie na tę okazję grać na wiolonczeli. Wednesday przygrywająca kompozycje Vivaldiego nadaje osobliwy klimat. Oczywiście w serialu o rodzinie Addamsów nie mogło również zabraknąć charakterystycznego pstryknięcia, które możemy usłyszeć wielokrotnie podczas oglądania.

Myślę, że z całą pewnością mogę gorąco polecić ten serial wszystkim, którzy tak samo, jak ja, stęsknili się za rodziną Addamsów, ale także tym zainteresowanym bardziej upiorną i tajemniczo-fantastyczną stroną produkcji Netflixa. Serial od początku do samego końca trzyma w napięciu, od czasu do czasu rozluźniając widzów urokliwą groteską. Pomimo pewnej przewidywalności, twórcy pozostawiają wiele niewyjaśnionych wątków i tajemnic, wprost idealnych, by sięgnąć po kolejny, drugi sezon.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *