Wiosenna „Odwilż” HBO Max – recenzja serialu

Wraz z wiosną przychodzi „Odwilż” i zalewa pozytywnymi recenzjami, stając się najchętniej oglądaną produkcją w Europie na platformie HBO MAX.  

DEBIUTUTANT NA HBO-WSKIM EKRANIE

Polska odpowiedź na poprzednie produkcje serwisu, takie jak „Mare z Easttown” lub „Detektywa” (podczas oglądania którego rodził się już pomysł na serial, jak mówi w wywiadzie z Gazetą Wyborczą scenarzystka, Marta Szymanek)?  A może wyznaczająca nowy nurt ekranowych kryminałów produkcja? „Odwilż” to serial oryginalny, za który odpowiada studio Magnolia Films przy dofinansowaniu od Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej i będącego jednocześnie dystrybutorem – HBO. Ten projekt, którego reżyserem jest Xawery Żuławski („Wojna Polsko-Ruska”, „Mowa Ptaków”, „Prawo Agaty”), to kolejny w przeciągu kilku lat zryw w fali kryminałów, która napływa na polską scenę kinematografii i streamingów. Mieliśmy już „Belfra”, dwa sezony „Rojsta” i „Znaków” czy zeszłorocznego „Klangora”. Teraz przyszło na historię śledztwa prosto ze Szczecina.

Na brzegu lodowatej Odry wędkarze odnajdują ciało młodej kobiety. Sprawą zajmuje się policyjny duet: Zawieja i Trepa. Wraz z rozpoczęciem dochodzenia okazuje się, że nie tylko poszukiwać będą sprawcy zabójstwa, ale i dziecka, które kobieta urodziła na krótko przed śmiercią. Na ręce policjantów patrzeć będą przełożeni, jak i całe miasto, bo ojcem zamordowanej jest uznany szczeciński prokurator. Dla innych dochodzenie wydaje się szybką sprawą, a dla starszej aspirantki Zawiei nabiera ona drugiego, mroczniejszego dna. Zmuszającego ją do podróży w głąb siebie i swojego małżeństwa, macierzyństwa oraz związanych z tym słabości, które dla bohaterki są ujmą na oznace oraz honorze.

W KOTKA I MYSZKĘ Z WIDZEM

Ten serial świetnie dozuje przedstawiane widzowi informacje. Każdy odcinek to nowy rollercoaster, po którym wiezie się emocje i przeczucia widza. Kiedy ten myśli, że zna już odpowiedzi na tłoczące się w powietrzu fabuły pytania – ta niespodziewanie zmienia tory, po których wcześniej prowadziła wątki, zwodząc za nos. Odpowiedzialna za scenariusz Szymanek z wykształcenia jest psycholożką i doskonale przekuwa się to w grze, jaką prowadzi z odbiorcą. Jak w zabawie w chowanego zabójcę ukrywa się z następnymi odcinkami głębiej i dalej. Jest tak aż do finałowej godziny, która niestety odbiega swoim rytmem i grozą od reszty. Odbiega, ale nie w kierunku oczekiwań i standardów, jakie wyznaczyły poprzednie odcinki, pozostawiając niedosyt.

Natomiast atutem, jest fakt, że cała historia nie została podana użytkownikom serwisu od razu, jak na talerzu. Sześcioodcinkowy serial podzielony został w czasie na trzy premiery po dwa odcinki, wychodzące od 1 kwietnia, w popołudniowe piątki. Przez taki zabieg, należały one na platformie do „Odwilży” i niemogących doczekać się kontynuacji fanów.

SZCZECIN WCHODZI W KADR

Pierwsza polska produkcja HBO Max nie wiąże się z wszechobecnym w kinematografii stolicocentryzmem. Tutaj mamy do czynienia z mroźnym Paryżem Północy – Szczecinem, przedstawianym w serialu jak jedna z postaci. Wiele scen z różnych lokalizacji (w centrum, jak i na obrzeżach miasta) sprawiają, że odkrywamy je tak samo, jak odkrywamy bohaterów fabuły. Daje się ono poznać jako mroczne i ponure przez krótkie, ciemne dni owite wilgotną masą powietrza związane z porą, podczas której kręcono. Chłodne kolorystycznie ujęcia, przepełnione mieszanką szarości i niebieskości, nie są pocztówkami z wakacji zachęcającymi turystów. Są uchwyceniem codzienności: burej i brudnej. Szczecin nie stanowi tylko tła, ale jest elementem historii, który też skrywa swoje tajemnice. Wszystkie drogi prowadzone są w nim do punktu wyjścia i czołówki – zlodowaciałej Odry, która w połączeniu z piosenką „When the party’s over” autorstwa Billie Eilish na początku każdego odcinka staje się momentem ciszy przed wywołaną po chwili w fabule burzą oraz podkreśleniem uniwersalnego charakteru produkcji, która swój debiut zalicza na całym świecie.

ZŁA MINA DO ZŁEJ GRY?

Dobrze napisane postacie przygniatane są jednak zbyt wielkimi aktorskimi ambicjami. Co pozytywne, to w „Odwilży” na pierwszym planie postawiono kobietę, która dla kryminału nie jest często synonimem. Od roli Zawiei, granej przez Katarzynę Wajdę bije niezależność. Bohaterka w męskim środowisku pracy nie ujmuje siłą, której pokłady gromadzi nie tylko na posterunku, ale również w domu. Wdowa, samotnie wychowująca swoją córkę przeżywa w serialu swoją własną odwilż. Postać z każdym odcinkiem zdejmuje z siebie, pewną warstwę zbroi, próbując otwierać się na swoje emocje i związane z nimi wydarzenia, które widz chcę poznawać i zrozumieć, choć sama Wajda nie zawsze to umożliwia. Jej gra aktorska często się zmraża. Wiele scen, mimo szeroko rozbudowanego przez scenariusz portretu psychologicznego bohaterki, granych jest na jedną groźną minę, jedną postawę i jedno rzucenie w eter „kurwą”. Jakby aktorka bała się opuścić gardę surowej aspirantki. W scenach ze swoim służbowym partnerem, w tej roli Bartłomiej Kotschedoff, raz mamy chemię, a raz brak pomysłu na pociągnięcie tej relacji, które przemilczane jest zjedzeniem kolejnej paczki orzeszków przez bohatera. Bogusław Linda w roli prokuratora nie jest niczym, czego po aktorze byśmy się nie spodziewali. Jednak charakterystyczna teatralność, wkładana przez niego w postać, nie zgrywa się z autentycznym wydźwiękiem, który produkcja zamierzała osiągnąć. Przerost formy nad treścią. Sebastian Fabijański jako jego fabularny zięć ma z resztą podobnie.

Najbardziej przekonujące w tej produkcji są, o ironio, postacie z krótszym czasem antenowym. Andrzej Grabowski w roli teścia głównej bohaterki, dziadka jej dziecka, ale i ojca zmarłego niespodziewanie syna, z którego brakiem nie jest w stanie się pogodzić, jest urzekający. Tą postać chciałoby się odkrywać dalej, lecz przez wielowątkowy natłok, w serialu otrzymujemy tylko fragment, mogącej pokazać jeszcze więcej postaci. Cezary Łukaszewicz jako policjant Andrzej Radwan ciągnie ten serial i jego mroczny klimat, doskonale wprowadzając ten mrok do swojej postaci. Jego wątki zaciekawiają, a zachowania oddają gatunkowi to, co należne.

„Odwilż” to serial, który w swojej nie nowotarskości jednak nadaje powiewu rześkości, niczym bałtycka bryza w tle obrazowanej historii. Mieszanka zachodnich schematów ze skandynawskim klimatem stworzyła polski dobry serial kryminalny z wątkami thrillera psychologicznego, które przez ostatnie lata stały się nierozerwalnym elementem tego gatunku. Lecz ten kryminał/dramat/thriller, tak jak wody Odry, nie jest nieskazitelny. Ale może pozostawiona przez produkcję furtka, dla swojej kontynuacji będzie szansą na odwilż.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

czternaście − jeden =