Trudy e-dorastania

fot. unsplash.com

Zastanawiacie się czasem, jak wyglądałaby codzienność bez telefonu komórkowego w nieustannym zasięgu kilku centymetrów od naszej dłoni? Albo jak żyłoby się otoczonym większą bliskością zamiast zimnym ekranem i milionem bodźców? Żeby się o tym przekonać, wystarczyłoby cofnąć się o zaledwie kilkanaście lat.

Cieszę się, że mając kilka lat, w ręku trzymałam łopatkę i wiaderko, a nie smartfon z najnow szym klipem Ekipy Friza. Z biegiem czasu, w podstawówce, nieposiadanie dotykowego urządzenia stało się jednak obciachowe i było powodem wytykania palcami przez rówieśników. Najnowsze modele pojawiały się z dnia na dzień, a świat zmieniał się na naszych oczach. Nagle odrabianie pracy domowej z rodzicami odeszło w niepamięć, bo przecież Google wiedziało lepiej. A kiedy przyszła pora na zainstalowanie Snapchata i Instagrama, nie było już odwrotu. Uznaję to za tak zwany początek końca. Wtedy to wszystko wydawało się takie nowoczesne i wielce rozrywkowe. Po kilku latach telefonu przyklejonego do dłoni myślę sobie, że wolałabym nigdy nie poznać żadnej z modnych aplikacji. Nie odbieram mediom wszystkich pozytywów i ogromu możliwości, jakie nam gwarantują. Zauważam jednak bezkres wad, które nieustannie i bezkarnie zamieniają nasze dorastanie w piekło.

Od tego tak naprawdę nie można uciec. Bez Facebooka trudno być na bieżąco nawet z własnymi zajęciami na studiach. Innymi prawami rządzi się Instagram. Świadomość, co robią nawet od lat niewidziani znajomi, jest dziwnie uzależniająca. Wyidealizowane zdjęcia z życiowych podróży i wieczny uśmiech na twarzy każdego, mimo że wyglądają sztucznie i tak codziennie do nas przemawiają. Otaczający nas z każdej strony lifestyle narzuca nam schematy, których trzymamy się bez zastanowienia. Budowanie idealnej sylwetki z pomocą diet ­­— cud influencerek wydaje się skuteczniejszy niż głosy specjalistów. Widocznie zmienione w photoshopie zdjęcia robią na nas wrażenie i zapadają w pamięć jako prawdziwe. Towarzyszy nam poczucie wykluczenia i presja, gdy Instastory znajomych wypełniają relacje z imprez, a my akurat spędzamy piątkowy wieczór w łóżku. Nieustanne i mimowolne porównywanie się do wszystkich i wszystkiego nie daje nawet chwili spokoju. Z tym właśnie kojarzy mi się dorastanie i wieczne próby odnalezienia własnego głosu w e-chaosie.

Czy  da się jeszcze coś z tym zrobić? Nie wiem, ale nawet Google nie wie. Czasami chciałabym cofnąć się w czasie i przeżyć najlepsze lata młodości tak jak moi rodzice. Albo chociaż wiedzieć tak dużo jak oni, bez konieczności włączenia Wikipedii.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

osiem − 5 =