Na półmetku – Liga Mistrzów po trzeciej kolejce fazy grupowej

Piłka nożna w ostatnich miesiącach przeżywa –  jak większość znanej nam rzeczywistości – kryzys. Wielkie widowiska związane z rozgrywanymi na europejskich boiskach meczami, kibicowskie oprawy i rozgrzewające do czerwoności trybuny emocje to dzisiaj tylko piękne, acz brutalne, wspomnienie. Koronawirus na dobre zmienił obraz znanego nam futbolu na wielu różnych poziomach, również jeśli chodzi o samą jakość gry. Dzisiaj, na półmetku fazy grupowej Ligi Mistrzów, bardzo łatwo można wyciągnąć takie wnioski.

W bieżącym tygodniu, jak i w poprzednich, nie obyło się bez niespodzianek. Bramek padło na szczęście sporo, zwłaszcza pierwszego dnia, co dało chociaż namiastkę wrażeń fanom siedzącym przez telewizorami (tylko podczas pięciu z szesnastu rozegranych spotkań ograniczona liczba osób mogła wejść na stadion). Najwięcej strzelono ich w meczu Salzburg-Bayern, zakończonym wynikiem 2:6, nieco mniej udało się zdobyć Borussii Moenchengladbach w starciu z Szachtarem Donieck (0:6), a Liverpool pokonał na wyjeździe Atalantę 0:5.

Po trudnej przeprawie, po raz pierwszy w tej odsłonie Champions League, Real Madryt, który już dwa sezony temu przestał w tych rozgrywkach być „królewski”, wygrał 3:2 z Interem Mediolan. Pochwalić się za to nie ma czym Manchester United – Czerwone Diabły uległy tureckiemu Basaksehirowi (siódme miejsce w kraju) 2:1. Taką samą porażkę poniosło również faworyzowane Paris-Saint Germain, na dodatek kończące mecz bez dwóch zawodników. Czerwone kartki otrzymali Idrissa Gueye (69’) oraz Presnel Kimpembe (90+5’). Przegrywająca do 21 minuty z rosyjskim Krasnodarem 0:2 Sevilla ostatecznie, grając w dziesiątkę, strzeliła mu trzy bramki, dzięki czemu zajmuje drugie miejsce w swojej grupie i jest niemal pewna awansu do finałów.

Tylko czterem drużynom udało się zdobyć dotychczas komplet punktów: Bayernowi Monachium, Manchesterowi City, Liverpoolowi oraz FC Barcelonie. Dwa kluby – Marsylia i duński Midtyjlland – konta mają dziś puste, walczyć mogą już tak naprawdę tylko o honor. Najwięcej goli również strzeliła drużyna Roberta Lewandowskiego (12), natomiast po 11 straciły ich Salzburg wraz z węgierskim Ferencvarosem. O tytuł króla strzelców walczą obecnie aż czterej piłkarze: wspomniany wyżej Haaland z BVB, Diogo Jota z „The Reds”, Alvaro Morata z Juventusu, a pierwszy stopień podium zamyka Marcus Rashford z Manchesteru United. Wszyscy panowie zdobyli po cztery gole, co daje średnio 1,33 bramki na mecz.

Nadszedł czas na przerwę reprezentacyjną. Liga Mistrzów powróci w ostatnim tygodniu listopada. Kto, ostatecznie, dostanie się do fazy finałowej, kogo czeka Liga Europy, a kto wróci do domu z pustymi rękoma? Przekonamy się już za miesiąc. Jedno jest pewne: emocji nie zabraknie, choć ich skala jest zupełnie inna niż chciałoby się tego oczekiwać…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

trzy × 3 =