Stary Maneż zapłonął od muzyki Wrońskiej!
3 min readW środę, 28 listopada, mimo że na dworze zimno, w Starym Maneżu temperatura była gorąca. Wszystko to za sprawą Barbary Wrońskiej i jej pierwszego, solowego albumu – „Dom z Ognia”. Artystka swoim występem udowodniła, że jej krążek nazywa się tak nie bez powodu. Kawałki zaprezentowane na płycie rzeczywiście rozgrzały publiczność do czerwoności.
Koncert planowo miał rozpocząć się o godzinie 20.00. Artystka jednak kazała swoim fanom trochę poczekać. Czy było warto? Jak najbardziej!
To nie była impreza z rodzaju tych w wielkim ścisku, z piwem w jednym ręku, a papierosem w drugim. Przed Starym Maneżem nie było kolejek, a bilety sprzedawano do ostatniej chwili. Pomimo to, wszystkie stoliki były zarezerwowane, a przy barze tłoczyło się mnóstwo ludzi. Sala koncertowa wydawała się stworzona dla Barbary Wrońskiej, albo to Wrońska dla sali – trudno powiedzieć. Połączenie nowoczesności ze starymi brzmieniami to to, co charakteryzuje i Stary Maneż i piosenkarkę. Razem robiło to piorunujące wrażenie. W dodatku światło sączące się ze sceny i zapalone świeczki przydawały swego rodzaju magii, której nie sposób opisać. Artystka już na samym początku podkreśliła, jak bardzo marzyła o tym, żeby tu wrócić i zagrać cały koncert. Rok temu zawitała do tego miejsca, ale poprzedzała tylko występy Brodki.
Wrońska została przywitana ogromnymi brawami. Co zaskakujące, na koncercie można było spotkać ludzi w różnym wieku. „To był prawdziwy miszmasz”. Tak określiła swój występ artystka – i miała rację. To był miszmasz ludzi, piosenek i emocji.
Nie zabrakło takich utworów jak „Nieustraszeni”, „ Abstrakcja”, czy promującej płytę piosenki- „Nie czekaj ”. Artystka nie ukrywała, że jest przejęta koncertem. Po każdym kawałku starała się nawiązać relację z publicznością. Pytała: „Podobało się? ”. Rozentuzjazmowany tłum krzyczał zawsze „ Tak!”. W przerwach opowiadała też o swoim życiu osobistym i zapraszała do podejścia pod scenę. Publiczność z chęcią spełniła jej prośbę. Chłopaki z zespołu też świetnie dawali sobie radę. Profesjonalny sprzęt techniczny i oświetleniowy pozwolił na to, że wszystko było na najwyższym poziomie.
Barbara Wrońska w Starym Maneżu zaprezentowała też kilka premierowych kawałków, których nie ma na płycie. Z głośników dało się słyszeć piosenki: „ Serce”, „Gwiazda” czy „Obecnie znajduję się w czarnej dupie”. Ta ostatnia wzbudziła wiele emocji. Fani niewątpliwie byli zaskoczeni, ale raczej pozytywnie. Każdemu utworowi towarzyszyła zapowiedź. Barbara Wrońska starannie dobierała słowa, mówiła o rzeczach przyjemnych, ale też i tych trudnych, na przykład o wychowywaniu dzieci i depresji.
Wszyscy słuchali gwiazdy wieczoru w skupieniu i wpatrywali się w nią jak zauroczeni. Ci przed sceną, bujali się w rytm muzyki. Sama piosenkarka zachowywała się jak w transie – to, co robiła na scenie, to nie był zwykły taniec. Zresztą w tym koncercie wszystko było takie inne, tak wyjątkowe i chyba wszyscy to czuli.
Końcówka koncertu zapewniała kolejne dawki emocji. Po podziękowaniach dla zespołu i publiczności, owacje na stojąco nie ustały, nawet gdy muzycy zeszli ze sceny. Wszystkiemu towarzyszyły gwizdy i radosne okrzyki. Publiczność domagała się grania na bis. Artystka spełniła prośbę ku uciesze fanów. Na zakończenie zaśpiewała ponownie trzy nowe piosenki. W ostatnich słowach swój koncert nazwała przygodą. Powiedziała, że czuje bardzo dużo różnych rzeczy, jednak najważniejsze jest dla niej to, że nie musi być, ani abstrakcyjna, ani hip-hopowa, ani poważna. Może być sobą. I tak też radzi innym.
https://www.instagram.com/p/Bqwbk1lBNpd/