Nowy poziom doskonałości – Smolik i Kev Fox w Starym Maneżu

Andrzej Smolik i Kev Fox ponownie zawitali do Gdańska z materiałem ze wspólnej płyty. Dzięki takim koncertom niedziela staje się najlepszym dniem tygodnia, a sformułowanie „dobry koncert” nabiera nowego wymiaru. Wszystko to miało miejsce 10 kwietnia w Starym Maneżu – w jednej z najpiękniejszych przestrzeni koncertowych w Trójmieście.

Przeglądając losowo wybrany ranking najlepszych polskich płyt 2015 roku na próżno szukać takiego, w którym w ścisłej czołówce brakuje tej zatytułowanej po prostu „Smolik/Kev Fox”. Genialne dziewięć kompozycji, a jedna lepsza od drugiej. Jedyny zarzut jaki można mieć do płyty i do koncertów – są stanowczo za krótkie. Mistrza Smolika i niezwykle wyrazistego Foxa można by było słuchać długie długie godziny, a na końcu i tak pozostałby niedosyt. Bo za krótko.

_TG_9964To nie jest produkt. To nie jest pięknie opakowana i sprzedana muzyka. To jest granie, które wskakuje na wyższy poziom doskonałości. To czyste dźwięki stworzone ze szwajcarską wręcz precyzją. To zderzenie dwóch niesamowicie wyrazistych postaci, z których każda ma inne zadanie i odpowiada za inną sferę. Teksty i wokal Keva bez wątpienia bronią się samodzielnie, o czym z resztą można się przekonać szperając trochę na YouTube, ale dopiero w połączeniu z całą gamą dźwięków sygnowaną nazwiskiem „Smolik” i fantastyczną perkusją, nabierają charakterystycznego kunsztu.

Wersje koncertowe nie są odwzorowaniem 1:1 tego, co słychać na płycie. Pojawiają się drobne rysy i tak zwane smaczki, a poszczególne numery są rozbudowywane, czego najlepszym przykładem jest „Run” z końcówką o szaleńczym wręcz tempie. Jest to też najlepszy przykład tego jak bardzo na koncercie przeszkadzać mogą miejsca siedzące. Atmosfera w Starym Maneżu zdecydowanie nie sprzyjała kontemplowaniu muzyki w absolutnym spokoju, a raczej zachęcała do większej aktywności. Apel do przyszłych organizatorów koncertów Smolika i Kev Foxa – miejsca siedzące naprawdę nie będą dobrym rozwiązaniem. Przydałoby się więcej momentów w których publiczność może tańczyć, bawić się, skakać, celebrować to niewątpliwe święto muzyki. W Gdańsku było to możliwe tylko podczas drugiego, bisowego „Run”. Chociaż swoją drogą miało to swój urok, bo publiczność, która nie spodziewała się drugiego bisu, powoli zaczęła kierować się w stronę szatni… Do momentu w którym panowie po raz ostatni tego wieczoru nie pojawili się na scenie, stawiając tym samym kropkę nad i, po raz kolejny udowadniając jak powinno się grać koncerty. Sam Kev natomiast obiecał, że następnym razem wszyscy będziemy tańczyć, i to nie tylko podczas ostatniego numeru. Nie możemy się doczekać!

Na koncertowy set złożyły się między innymi „Mind the bright lights”, „Clocked”, „Help Yourself”, „Hollywood”, w którym panom towarzyszyła Marsija z Loco Star czy „Regretfully Yours” z Y z zespołu Bokka, która pojawiła się… na ekranie i którą rzecz jasna można było usłyszeć. Trzeba przyznać – ciekawy zabieg. Oprócz tego pojawiły się doskonale znane covery „Where did you sleep last night” i „Come together” w bardzo chłodnych, surowych wersjach.

Zachwytom po koncercie nie ma końca. Publiczność daje jej wyraz na Facebooku, będąc pod ogromnym wrażeniem kunsztu wykonania każdego z utworów. W tym miejscu można powtórzyć także wyjątkowo udane sformułowanie z poprzedniej koncertowej relacji, że Andrzej i Kev tworzą muzykę niezwykle szlachetną. Taką, do której z dumą możemy dopisywać „Made in Poland”. I taką, którą z dumą możemy chwalić się międzynarodowo. A jeśli jeszcze jakimś cudem nie miałeś okazji zapoznać się z twórczością panów, to jak najszybciej nadrób zaległości. Bo może się okazać, drogi czytelniku, że to najszlachetniejsza muzyka, jaką kiedykolwiek będziesz miał okazję usłyszeć. I jeden z najlepszych koncertów, na jakim będziesz miał okazję być.

fot. Tomasz Gałązka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

dziesięć + sześć =