Selma. Przestroga na przyszłość

selmaJak mówi łacińska sekwencja, człowiek człowiekowi wilkiem. Trudno uwierzyć jak prawdziwy to opis Stanów Zjednoczonych lat 60., których pięćdziesiąt lat później prezydentem jest Barack Obama. Do polskich kin trafiła „Selma” przedstawiająca historię ruchu Martina Luthera Kinga. 

Po odebraniu Pokojowej Nagrody Nobla, Martin Luther King (David Oyelowo) wraca do Ameryki, gdzie trwa batalia Afroamerykanów o prawo do głosowania. Doktor King rusza do Selmy, miasteczka w Alabamie, skąd wraz ze swoim ruchem udaje się do Montgomery, by walczyć o równouprawnienie dla czarnoskórych mieszkańców.

Film Avy DuVernay przypomina sinusoidę. Przejmujące sceny marszów, dramatycznych przemówień przeplatają się ze statycznymi scenami planowań i rozmyślań. Zaczynamy z wysokiego C, kiedy prezydent Johnson (Tom Wilkinson) i doktor King spotykają się w Białym Domu. Już od tej sceny wiadomo, ze Oyelowo jest filarem tego filmu i jego kreacja jako przewodniczącego ruchu pokojowego zasługuje przynajmniej na nominację do Oscara. Nie można nie wspomnieć o znaczącej, choć epizodycznej roli Oprah’y Winfrey. To ona (bez wykształcenia aktorskiego) najbardziej wysuwa się na pierwszy plan ze wszystkich pozostałych bohaterów.

Zamysłem reżyserki było obdarcie bohatera czarnoskórych Amerykanów z mityczności i to jej się udało. Widz, prócz charyzmatycznego przywódcy, poznaje także prywatną odsłonę Kinga: kochającego ojca i męża. Człowieka, który poświęca swoje życie rodzinne dla dobra innych, mając przy tym czasami chwile zwątpienia i zawahania. Wydaje się, że gdyby nie Oyelowo, cel nie zostałby osiągnięty. Aktor, którego przygoda z rolą trwała siedem lat, oddaje w pełni autentyzm Martina Luthera Kinga zarówno podczas wygłaszania ekspresyjnych przemówień, jak i w czasie prywatnych rozmów z żoną (Carmen Ejogo) czy ze współpracownikami.

Film to swoistego rodzaju pomnik czarnoskórych kobiet, walczących, bitych, więzionych. Ofiar wojny o równość. Coretty King – która nie może pogodzić się z rolą swojego męża, ale mimo to walczy o swoje małżeństwo i pomaga doktorowi w jego działaniach. Annie Lee Cooper (Oprah Winfrey) – która nie zważając na swój wiek, maszeruje mostem im. Edmunda Pettusa i nie boi się powalić na ziemię barczystego policjanta. Richie Jackson (Niecy Nash) – której syn ginie na jej oczach. Sądząc po ich silnej pozycji w całym obrazie to właśnie one, a nie historia Luthera Kinga, były powodem, dla którego DuVernay zdecydowała się na nakręcenie filmu.

„Selmie” nie można odmówić dobrej muzyki. Mimo że wyróżniony nagrodą Akademii utwór „Glory” pojawia się dopiero w napisach końcowych, jest idealnym podsumowaniem ścieżki dźwiękowej wywołującej ciarki na plecach. Trzeba przyznać, że Jason Moran odpowiedzialny za tę część filmu wykonał kawał dobrej roboty. Połączenie muzyki gospel z emocjonującymi scenami zaskakuje widza już po pół godzinie seansu, gdy rozbrzmiewają pierwsze nuty „I’ve got the new world in my view”.

Ekranizacja wydarzeń z Alabamy na pewno zapisze się w historii amerykańskiego kina i to nie tylko ze względu na swoją treść. Tamtejsi widzowie uwielbiają grę na emocjach oraz patos, z jakim przedstawiono walkę czarnoskórych o równouprawnienie. Wychodząc z seansu przedstawiającego jak tragiczny los sporządzili Afroamerykanom ich przodkowie, nadal twierdzą, że Stany Zjednoczone to najlepszy kraj na świecie. Przecież w końcu im się udało, prezydent Johnson podpis ustawę. Dziś są prawowitymi obywatelami, a krajem rządzi syn Kenijczyka z plemienia Luo.

Mimo dużej promocji film nie otrzymał nominacji w najważniejszych oscarowych kategoriach. Mówiło się nawet o „wybieleniu” nagród, a Akademię Filmową krytykowano za rasizm. Czy ma to związek z ubiegłorocznym sukcesem „Zniewolonego”? Być może. Ale „Selma” nie jest dziełem nadzwyczajnym. To raczej dobry wyciskacz łez, który po pewnym czasie zaczyna się oglądającemu nudzić. Przesadnie wydłużone sceny zakończone zapisem wiadomości agentów FBI, wzbudzają niechęć do kontynuowania seansu. Całość ratuje dobra gra aktorska (choć rola Tima Rotha jako gubernatora Wallace’a jest przerysowana) oraz oddanie klimatu tamtych czasów. I przekaz. Bo ten obraz to przede wszystkim przestroga przed powtórką wydarzeń, które były aktualne pięćdziesiąt lat temu i są obecne także dzisiaj.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *