W naszej wyobraźni przesycony przemocą, ale czym jest naprawdę? Analiza filmu „Funny Games” Michaela Haneke
9 min czytania
Fot. materiały prasowe Velvet Spoon
W 1997, kiedy wszedł do kin, wzbudził ogromne kontrowersje. Na festiwalu w Cannes sprawił, że ludzie w oburzeniu opuszczali salę. Doprowadziła ich do tego skala przemocy … której nie widać na ekranie. O co chodzi z filmem Funny Games Michaela Haneke?
W minioną niedzielę, w kinie IKM, mieliśmy okazję obejrzeć Funny Games na wielkim ekranie. Za sprawą dystrybutora Velvet Spoon film Hanekego powraca do kin, aby ponownie wzburzyć emocje widzów i zadać pytanie: dlaczego nie wyjdziesz z seansu?
Normalna rodzina
Film zaczyna się niewinnie, na ekranie widzimy zwyczajną rodzinę: mamę, tatę i syna. Jadą właśnie autem do swojego domku letniskowego, gdzie planują spędzić tydzień, może dwa. W radiu leci Mozart. A w planach oczywiście żeglowanie, golf, obiady z przyjaciółmi.
Pierwsze przełamanie następuje na samym początku – muzyka z klasycznej zmienia się na ciężki rock. Na ekranie zaczynają się pojawiać krwisto czerwone napisy. Można by pomyśleć, że po takim przedsmaku znamy już cały schemat filmu: mocne kontrasty. Teraz już nic nas nie zaskoczy. Nic bardziej mylnego.
Gość w dom, Bóg w dom

Rodzinka spokojnie przejeżdża obok domku sąsiadów, którzy trenują ze znajomymi golfa. Główna postać kobieca – Anna – zauważa, że coś jest nie tak. Przecież mieli nie trenować przed wspólną grą, a poza tym sąsiadka Eva jakoś dziwnie się zachowuje, jest jakaś cichsza niż zazwyczaj. Korzystając z okazji, mąż – Georg – krzyczy z dala do sąsiada Freda, czy ten pomógłby mu z puszczeniem łodzi na wodę. Dla Freda to żaden problem. Chwilę później zjawia się w bramie naszej rodziny, wraz z synem znajomego — Paulem.
Przeciętny widz od razu zauważa, kto w tej gromadzie jest „antybohaterem”. Ubrany cały na biało, bardzo szczupły, odstaje od innych. Dodatkowo na dłoniach nosi białe rękawiczki, a mamy przecież środek lata. Tak właśnie prezentuje się Paul.
Jednak Georg wpuszcza go do domu, przyjmuje pomocną dłoń.
W tym czasie Anna urzęduje w domu, rozpakowuje bagaże i przygotowuje jedzenie. Nagle do domu przychodzi inny mężczyzna, ubrany tak samo jak Paul. Przedstawia się jako Peter, mówi że sąsiadka Eva przysłała go po jajka, bo akurat zabrakło jej do obiadu. Anna wpuszcza go do domu.
„Home invasion”
Fani horrorów, szczególnie tych z typu Obecności wiedzą, że zło nigdy nie wchodzi samo w nasze progi. To my je zapraszamy, bo może się nam jawić jako coś zupełnie innego.
Kiedy duch młodej dziewczyny poprosi nas o możliwość zamieszkania w jednym z naszych przedmiotów, poruszeni jego losem, zgadzamy się (Annabelle). A kiedy obcy mężczyzna wspomni w rozmowie imię naszej zaufanej sąsiadki, od razu spojrzymy na niego łaskawszym okiem.
To tylko jeden z wielu schematów motywu „Home invasion”, w którym zło wchodzi do naszego domu. Widzów Kina IKM z tym motywem zapoznał przed seansem dr Bartosz Filip – filmoznawca wykładający na Uniwersytecie Gdańskim. Film Funny Games zestawił z dziełami takimi jak Parasite czy Kevin sam w domu. W każdym z tych filmów zło wchodzi do domu bohaterów, w ten czy inny sposób, zaproszone lub nie.
„Home invasion” zazwyczaj łączy się z innym, równie popularnym motywem więzienia małej ilości osób w jednej przestrzeni, gdzie skazani są tak właściwie tylko na siebie. I jak się okazuje, ma to zastosowanie również w Funny Games.
Zapowiedź kłopotów
Anna, jako przykładna sąsiadka, daje Peterowi jajka. Nie pakuje ich, bo chłopak mówi że to niepotrzebne. Kilka kroków później upuszcza je w progu drzwi. Anna śmieje się, mówi że to przecież nic takiego, da mu kolejne cztery. Kiedy już zabiera się do tego, żeby tym razem je zapakować, Peter strąca telefon do zlewu pełnego wody.
Trzeba zaznaczyć, że akcja filmu nie dzieje się w czasach teraźniejszych, tylko w latach dziewięćdziesiątych. Telefon stacjonarny, który właśnie został stracony, był dla bohaterów jedyną opcją kontaktu ze światem zewnętrznym.
Teraz Anna zaczyna się już lekko denerwować. Szybko daje Peterowi jajka i ponagla go w stronę drzwi. Ten jednak znowu powraca, tym razem w towarzystwie wspomnianego już wcześniej Paula. Obaj mężczyźni czują się bardzo komfortowo, ignorują złość gospodyni.
Paul wyjaśnia, że pies rodziny, Rolfi, bardzo głośno szczeka, a Peter boi się psów. Z racji tego zbił kolejne cztery jajka, a teraz oczekuje następnych czterech. Twierdzi, że to na pewno nie będzie dla Anny problemem, bo przecież widział że miała w kartonie całe 12 jajek. Anna jest onieśmielona odwagą mężczyzny, wyglądającego przecież tak niewinnie. W rozmowę wcina się Paul, który zauważył stojące w korytarzu kije golfowe. Pozwala sobie wypróbować jeden z nich.
Zarówno Peter jak i Paul są obcesowi w swoim zachowaniu. Ich bezczelność i panoszenie się są ciężkie do wytrzymania, nawet jedynie siedząc przed ekranem. Od razu ma się ochotę wyrzucić ich z domu. To też próbuje zrobić Anna. Jest w tym jednak bardzo nieśmiała, nie potrafi (a może nie chce?) powiedzieć mężczyznom dlaczego ich wyrzuca. Kiedy jej mierne próby nie dają efektu, do domu wchodzi Georg z synem.
Pierwsza gra
Można pomyśleć, że dojrzały, poważny mężczyzna da radę wyrzucić z domu dwóch chłystków. Zdenerwowany uderza Paula otwartą dłonią w twarz. Jednak nikt nie przewidział tego, że Paul pożyczonym kijem golfowym odda Georgowi w nogę, przy okazji łamiąc mu kość.

Zostajemy więc z następującym składem:
- Głowa rodziny unieruchomiona na krześle, któremu każde, nawet najlżejsze poruszenie sprawia mu ból,
- kobieta która nie potrafi się postawić,
- roztrzęsione dziecko.
No i oczywiście pozostaje dwóch złoli, obu w pełni sił.
Zdaje się, że już wystarczająco naruszyli gościnność rodzinki, jednak Peter i Paul dalej idą w zaparte. Tym razem odwracają kota ogonem. Przecież gdyby Georg nie uderzył Paula, ten nie złamałby mu nogi. Dla gości zdaje się to być oczywiste. A poza tym Peter deklaruje, że jest lekarzem, więc pomoże Georgowi opatrzyć nogę.
Georg oczywiście odmawia, z resztą lepiej dla niego. Właśnie wtedy Paul zaczyna pierwszą z „zabawnych” gier. Wyjawia, że nie wypróbował kija golfowego grając w grę, tylko zabijając psa. W ramach zabawy, każe Annie szukać jego zwłok po ogrodzie. Daje jej wskazówki: zimno, ciepło, gorąco.
Kim jesteśmy w tej historii?

Właśnie podczas tej gry ma miejsce pierwszy ciekawy zabieg: Paul puszcza oczko do kamery. I wtedy też możemy zdać sobie sprawę, że cały ten film to eksperyment. A my jesteśmy jego częścią, razem przebywamy w laboratorium. Testuje nas i naszą cierpliwość. Ale też zadaje pytanie: po czyjej stronie jesteśmy? Zła czy jego ofiar?
Po tym niespodziewanym przełamaniu czwartej ściany wracamy do okrutnej rzeczywistości i Anny, która znajduje zwłoki psa na siedzeniu auta. Jej szok trwa jednak krótko, bo w tej samej chwili do pomostu przybijają inni znajomi, z drugiej strony jeziora.
Rozmowa trwa krótko, jednak wystarczająco długo żeby dać znać, że coś jest nie tak. Ale Anna tego nie robi, udaje że wszystko jest okej. Siedząc przed ekranem zastanawiałam się, dlaczego nic nie powiedziała. W końcu Paul był jeden, a jej i sąsiadów było łącznie czterech. Na pewno dałoby się coś zdziałać, choćby zrzucić go z pomostu do wody.
I tutaj Haneke wplata poboczny wątek, który mógłby wydawać się tak właściwie nieistotny w kontekście reszty fabuły. Ja jednak uważam, że oglądając film tylko pod tym względem, można by dokopać się do wielu ciekawych rzeczy.
Krytyka klasy średniej
Anna nic nie mówi, bo nie chce wyciągać prywatnych brudów na wierzch. Idzie w myśl popularnej filozofii „co dzieje się w domu, zostaje w domu”. Nawet w sytuacji zagrożenia życia nie odważa się pokazać, że coś może być nie tak.
Przebłysk tego zachowania mogliśmy zauważyć już prędzej. Dlaczego Anna po prostu nie powiedziała Paulowi i Peterowi dlaczego ich wyrzuca? Powód jest ten sam. Nie chce się przyznać do tego, że coś jest nie tak. Chce zachować obraz idealnej gospodyni jak najdłużej.
Haneke powiela ten koncept. Możemy się domyślać, że rodzinę sąsiadów również spotkał podobny terror. I również nic nie powiedzieli. Eva co prawda nie miała styczności z naszymi bohaterami, ale Fred już tak. I również, będąc na posesji, nie dał po sobie poznać, że coś może być nie w porządku. A dodatkowo przekazał zarazę, w postaci chłopaków, na Annę i Georga.
Nikt nie chce przecież zniszczyć obrazu idealnej rodzinki.
Co o tym sądzisz?
Po tym jak ostatnia szansa na pomoc odpływa dalej w rejs po jeziorze, w domu rozpoczyna się prawdziwy terror. Georg cierpi najbardziej, każdy ruch sprawia mu ból, a mężczyźni próbują usadzić go w salonie. Kiedy rodzina pyta po raz setny dlaczego ich to spotyka, Paul zaczyna opowiadać.
Mówi, że Peter pochodzi z trudnej rodziny. Bierze narkotyki. Tata go zostawił. A potem że to wszystko nieprawda. Podczas tego oboje doskonale się bawią. Częstują się jedzeniem, śmieją. W końcu Paul przechodzi do kolejnej gry i ponownie zwraca się do nas, widzów. Chce się założyć z rodziną o to, czy przeżyją do 8 rano. Pyta się nas, co my o tym sądzimy?
Film jest z gatunku thrillerem. I z tego powodu chcemy wierzyć, że dobrze się skończy, że rodzinka przeżyje. Ale to pytanie wytrąca z równowagi. Część z nas już wtedy zauważa, że to nie może się dobrze skończyć. I może właśnie wtedy powinniśmy opuścić salę kinową, tak jak zrobili to eksperci na festiwalu w Cannes. Ale my jesteśmy tu w innym celu. W końcu zapłaciliśmy za bilet, no to już zostaniemy do końca. Zobaczymy, kto wygra ten zakład.
Gdzie jest ta przemoc?

Reszta filmu to tak naprawdę mordercza zabawa Petera i Paula. Bawią się niewinnością i brakiem sprawczości rodziny. Znęcają się nad nimi, ale raczej psychicznie, niż fizycznie – i to również ciekawy wątek.
Funny Games w 1997 roku wzbudziło spore kontrowersje właśnie z powodu przemocy, która ma miejsce w filmie. Jednak wbrew pozorom, nie ma jej tak wiele na ekranie. Krzywdę bohaterów symbolizuje nam jedynie dźwięk, a dokładniej krzyki. Najbrutalniejszą sceną, którą widzimy na ekranie jest chyba, wspomniane wcześniej, uderzenie Georga w nogę kijem golfowym.
Podczas seansu kinowego to właśnie zmysł wzroku powinien działać na nas najbardziej. W tym przypadku jest to jednak słuch. Słysząc przerażające krzyki, wyobraźnia płata nam figle. Sami wyobrażamy sobie sceny, których wcale nie ma przecież w filmie. Owszem, widzimy skutki przemocy, jak np. martwe ciało czy plamy krwi. Ale sam akt nie jest widoczny.
Haneke pokazuje jak jest
Funny Games nie jest kontrowersyjne bez powodu. Pokazuje nam nasze podejście do przemocy. Lubimy ją oglądać w kinie, bo wierzymy że ma jakiś cel. Prowadzi do szczęśliwego zakończenia, uwolnienia ofiar, śmierci predatorów. W Funny Games nic takiego nie ma miejsca. Przemoc nie ma tu żadnego uzasadnienia. Paul i Peter są psychopatami i czerpią przyjemność ze znęcania się nad innymi.
Tutaj pada pytanie: skoro cały ten film jest eksperymentem, to jaka jest w nim nasza rola?
To my jesteśmy królikiem doświadczalnym. Haneke sprawdza, czy świadomość bezzasadnej przemocy sprawi, że opuścimy salę kinową. Czy będziemy się na nią cicho godzić, bo wydaliśmy już pieniądze i głupio tak po prostu wyjść?
W Kinie IKM-u nikt nie opuścił sali w trakcie seansu. Haneke dowodzi w ten sposób, że my też jesteśmy oprawcami. Może i cichymi, ale jednak oprawcami. Bo przecież mamy wybór.
