Przegląd wydarzeń w NBA #6: Lakers mistrzami In-Season Tournament!

LeBron James z trofeami

Fot. https://www.instagram.com/p/C0r23QGRHod/ – autor: instagram.com/barbwiretape

Minione dni stały w NBA pod znakiem In-Season Tournament. Pierwszym w historii triumfatorem tych rozgrywek została drużyna Los Angeles Lakers. Nie oznacza to, że poza tym nic się nie działo. Najlepsza liga świata, jak co tydzień zresztą, dała fanom wiele emocji – pozytywnych i negatywnych. Najbardziej cieszy fakt, że w tym wszystkim to koszykówka pozostaje w centrum uwagi. Pora więc przyjrzeć się wydarzeniom, które w ostatnim czasie rozpalały miłośników tego wspaniałego sportu.

Hot: Los Angeles Lakers

Trudno rozpocząć ten tekst inaczej, niż od pochwały drużyny, która zgarnęła pierwsze trofeum w sezonie 2023/2024. Lakers w fazie Playoff In-Season Tournament odprawili z kwitkiem Phoenix Suns, New Orleans Pelicans oraz Indianę Pacers. Swoją postawą w turnieju udowodnili, że przedsezonowe głosy o ich szansach na główny tytuł wcale nie są przesadzone. Rozpędzali się z każdym kolejnym meczem, co zaprocentowało końcowym sukcesem. Przy okazji dokonali tego w świetnym stylu.

Zdecydowanie kluczową rolę w zdobyciu pucharu odegrała postawa trójki liderów Jeziorowców. LeBron James, Anthony Davis i Austin Reaves pokazali prawdziwą klasę. W spotkaniu finałowym zanotowali odpowiednio 24, 40 i 28 punktów. Nagrodę MVP zdobył ostatecznie Król, ale to AD był najlepszy w Finale. Do zdobyczy strzeleckich dołożył 20 zbiórek, 5 zbiórek i 4 bloki. W pewnym momencie był tak zmotywowany, że prezencją przypominał Kobego Bryanta z najlepszych czasów. Mowa tutaj o specyficznym wyrazie twarzy:

Nie można nie docenić również reszty rosteru Lakers. Stabilna forma D’Angelo Russella, powrót po kontuzji Jarreda Vanderbilta (niestety teraz znowu zalicza przerwę przez uraz) i renesans Cama Reddisha uczyniły z nich nieprzewidywalną i mocną drużynę. Największym atutem drużyny z Miasta Aniołów znowu jest defensywa. Przeciwko Pacers udało się 10 razy zablokować rzuty rywali, a także wymusić aż 20 strat. Jeśli uda im się utrzymać zdrowie do kwietnia, będą liczyć się w walce o wejście do Finałów, bez względu na to, kto będzie ich rywalem.

Flop: Zion Williamson

Największy przegrany In-Season Tournament. Nie tylko pod względem sportowym. W meczu eliminacyjnym przeciwko poźniejszym mistrzom popisał się całymi 13 punktami. W ogóle nie przypominał eksplozywnego skrzydłowego, a tym bardziej lidera, na którego w dalszym ciągu czekają w Nowym Orleanie. Najgorszą informacją dla Pelicans nie jest jednak słaba forma Ziona, ale raczej jej przyczyna. Od kilku lat Williamson ma problemy z masą, co nie pozwala mu utrzymać dobrej dyspozycji.

Głównym tematem wokół zespołu z Luizjany po bolesnej porażce z Lakers nie była mierna postawa na boisku. Wszystkie media rzuciły się na Ziona, który, delikatnie mówiąc, nie przypomina koszykarza NBA. Krytykowano jego podejście do kariery i brak determinacji do zrzucania zbędnych kilogramów. Nic dziwnego, w końcu chodzi tu o zawodnika, który opuścił prawie połowę meczów w dotychczasowej przygodzie z zawodową koszykówką. W docinkach przodował oczywiście niezawodny Stephen A. Smith:

Trudno powiedzieć, jakim cudem Williamson w dalszym ciągu nie jest w stanie zbić wagi. Pewne jest jedno – przeszkadza mu ona w grze w koszykówkę. Zdążył już stracić połowę atletyzmu, którym zachwycał w high schoolu i college’u. Bez stanowczej decyzji o wzięciu się za siebie, jego kariera poszybuje w dół błyskawicznie. Pytanie brzmi, czy stać go na radykalne kroki i czy w ogóle znajdzie do tego motywację. Póki co jest jednym z największych what ifs ostatnich lat.

Hot: Indiana Pacers

Skoro chwaleni są Lakers, warto też wspomnieć o doskonałej postawie ich rywali z finału In-Season Tournament – Indianie Pacers. Ci nie tylko pokazali piękny styl, ale też uporali się po drodze z Boston Celtics i Milwaukee Bucks. Jeśli wygrywasz mecze o wysoką stawkę z dwiema najsilniejszym drużynami w swojej konferencji, musisz wejść na naprawdę wysoki poziom. I właśnie to uczynili Tyrese Haliburton i spółka, zachwycając nawet najbardziej nieprzejednanych ekspertów.

Młody rozgrywający w przypadku zwycięstwa w turnieju niechybnie zostałby uznany MVP. W meczu z Koniczynkami zaliczył pierwsze triple double w karierze (26 pkt, 13 ast, 10 zb), a przeciwko Bucks zabrakło mu do tego zaledwie 3 zebranych piłek z tablicy. Zalicza niesamowity progres, stając się postrachem gigantów. Sprawdza się jako lider, narzucając drużynie swój styl i dbając o pozytywne nastawienie. Warto zauważyć, że na początku sezonu Pacers ulegli Celtics różnicą 51 punktów. Trzeba mieć naprawdę mocny mental, żeby podnieść się po czymś takim.

Jakościowe wsparcie dali swojemu liderowi Buddy Hields i Myles Turner. Buddy zdaje się wracać do najlepszej formy. Znowu jest piekielnie groźny zza łuku, a do tego wspiera rozegranie. Z kolei Turner wciąż jest jednym z najlepszych obrońców obręczy w całej NBA. W zasadzie co noc zalicza 2 bloki, co wystarcza, by zniechęcać rywali do wjazdów pod kosz. Widać wyraźnie, że Indiana to jedna z najlepiej zbalansowanych drużyn w lidze. Do walki o najwyższe cele brakuje im tylko jeszcze jednej gwiazdy. Nie jest wykluczone, że już w tym sezonie włodarze Pacers pokuszą się o ruch, który zapewni Haliburtonowi jakościowego partnera.

Flop: Toronto Raptors

Ile znaczy postać trenera we współczesnej koszykówce, przekonują się na własnej skórze Raptors. Nick Nurse zabrał swoje talenty do Philadelphii, która teraz radzi sobie bardzo dobrze. Zostawił tym samym swój macierzysty zespół, skazując go na ciężką przeprawę przez przebudowę. Toronto znacząco obniżyli loty i nie są już tą samą drużyną, która w każdym meczu stanowiła zagrożenie. Nikt nie drży już przed zasiekami obronnymi Dinozaurów, o ofensywie nie wspominając.

Darko Rajakovic stanął w debiutanckim sezonie na ławce trenerskiej NBA przed arcytrudnym zadaniem. Musiał zastąpić postać ikoniczną dla koszykówki w Kanadzie. Na chwilę obecną ta rola zdaje się go przerastać, bo Serb ma ewidentny problem z pozytywnym wpłynięciem na grę Raptors. Ostatnie 7 meczów przyniosło im tylko 1 zwycięstwo przy 6 porażkach. Mają najgorszą skuteczność zza łuku w całej lidze, rzucają niewiele punktów, a do tego obniżyli loty w defensywie. Nie zapowiada się, by niedoświadczony trener poradził sobie z tymi problemami w najbliższym czasie.

Sytuacja wyglądałaby jeszcze gorzej, gdyby nie sprowadzony latem Dennis Schröder. Niemiec na rozegraniu to gwarancja spokoju, co widać w statystykach. Toronto w minionych rozgrywkach zaliczało najwięcej strat ze wszystkich zespołów. Obecnie znajdują się na 19. miejscu w tej klasyfikacji. Szkoda tylko, że to jeden z nielicznych pozytywów w grze mistrzów z 2019 roku. Pascal Siakam i OG Anunoby zatrzymali się w rozwoju, stając się kandydatami do transferu. Z tej pary większy problem ma Kameruńczyk, który już 1 lipca wejdzie na rynek wolnych agentów. Zapowiada się, że nie dostanie maksymalnego kontraktu.

Hot: Joel Embiid

Wygląda na to, że ten sezon jest dla Kameruńczyka szansą na coś więcej. Zeszłoroczny MVP nie poprowadził co prawda 76ers do sukcesów w In-Season Tournament, ale to dlatego, że już czeka na Playoffy. Po krytyce jaka spadła na jego barki za niepowodzenie w ostatnim postseason jest podwójnie zmotywowany, by wreszcie osiągnąć coś drużynowo. Wreszcie stał się potworem, jakim zawsze miał być. Nie tylko przewodzi w NBA pod względem punktów na mecz, ale pomaga zespołowi wygrywać.

Na przestrzeni całego sezonu jego średnia to 33,4 PPG, ale w ostatnich 5 meczach urosła aż do 37,4 PPG. Stało się tak głównie za sprawą 50 punktów zdobytych przeciwko Washington Wizards (o których już za chwilkę). Rywal może i nie robi wrażenia, ale dorobek strzelecki już tak. Embiid wygląda jak Hermiona Granger – za każdym razem, kiedy podnosi rękę, udziela właściwej odpowiedzi na pytanie. Od dawna wiadomo, że w sporcie motywacja działa cuda, tym bardziej taka, która płynie z podrażnionej dumy.

Na tym etapie kampanii nie można wytypować jeszcze, kto zgarnie statuetkę dla najlepszego gracza. Znamy już jednak głównego faworyta. Przy problemach Giannisa Antetokounmpo i Nikoli Jokicia, na prowadzenie w tym wyścigu wysunął się center Sixers. W dalszym ciągu problemem będzie jego zdrowie (zazwyczaj opuszcza przynajmniej 15% z 82 spotkań), ale powinien osiągnąć próg 65 meczów wymaganych do zdobycia nagrody. Sam Kameruńczyk zapewne nie myśli o tym dużo, skupiając się na pomaganiu drużynie w odnoszeniu zwycięstw. A to na razie wychodzi mu całkiem nieźle – Philadelphia jest w pierwszej czwórce Wschodu z małą stratą do wyższych miejsc.

Flop: Washington Wizards

Jeśli jakiś zespół w bieżących rozgrywkach ma spore szanse na 0 występów w rubryce HOT, są to na pewno Wizards. Drużyna-mem nie przestaje szokować poziomem żenady, goniąc pod względem liczby porażek San Antonio Spurs i Detroit Pistons. Z ostatnich 15 meczów ekipa ze stolicy Stanów Zjednoczonych wyszła z bilansem 1-14. Zaznaczę tylko, że jedyne zwycięstwo odniosła przeciwko… Detroit. Jeśli kiedyś będą przyznawane nagrody za najgorsze sezony w historii NBA, kandydatura Czarodziejów nasuwa się sama. Nawet jeśli nie pobiją rekordu najmniejszej ilości wygranych, zapiszą się w kronikach jako największe pośmiewisko.

Kiedy ostatnio pisałem o ich wyczynach, można było jeszcze myśleć, że wraz z trwaniem kampanii obudzą się i przynajmniej powalczą o zachowanie twarzy. Nic bardziej mylnego! Owszem, nie dostarczają już contentu do kompilacji wstydliwych momentów, ale wciąż są fatalną drużyną koszykówki. Przykład? Ostatni mecz przeciwko Philadelphii. Pisałem wyżej o 50 punktach Joela Embiida, ale warto również dodać, że potyczka zakończyła się porażką Wizards (tu akurat bez zaskoczeń) i to aż 45 punktami! Coach Unseld Jr. musi już mieć przyszykowaną rezygnację ze stanowiska, bo trudno wyobrazić sobie, że ta przygoda nie odbije się negatywnie na jego zdrowiu psychicznym.

Jedynym graczem, który wyróżnia się jakkolwiek pozytywnie z całego rosteru, jest Daniel Gafford. Nie tylko zalicza ponad 2 bloki na mecz, ale także trafia swoje rzuty na blisko 70% skuteczności. Zawodzą liderzy – Kyle Kuzma i Jordan Poole, którzy przewodzą drużynie pod względem punktów na mecz, ale próżno szukać ich w czołówce najbardziej efektywnych strzelców zespołu. Deni Avdija pewnie do końca życia będzie żałował, że to właśnie Wizards wybrali go w drafcie. Na szczęście ich sezon skończy się na początku kwietnia i aż do października nie trzeba będzie pamiętać, że taka drużyna istnieje.

Kącik Rodzynka

Nie ma łatwo Jeremy Sochan. San Antonio Spurs przegrywają wszystko jak leci, za co obrywa się także jemu. Najbardziej ciążą zarzuty o to, że z nim na rozegraniu cierpi Victor Wembanyama. Po zaledwie 1/4 sezonu Gregg Popovich podjął więc decyzję o tym, że eksperyment z Polakiem na pozycji point guarda musi się zakończyć. Trudno w tej chwili powiedzieć, czy oznacza to koniec kredytu zaufania dla niego, ale jedno jest pewne – Jeremiemu nie udało się sprostać oczekiwaniom człowieka, który nie ma dużej historii wybaczania błędów.

W ostatnim spotkaniu Sochan wrócił jednak do pierwszej piątki, co pozwala mieć nadzieję, że nie wszystko jest stracone. Należy przy tym pamiętać, że jego największym problemem jest zestaw umiejętności ofensywnych. Ten jest w dalszym ciągu mocno ograniczony, co widać wyraźnie w statystykach. Poza wybrykiem w meczu z Atlantą (33 punkty), Polak w tym sezonie nie osiągnął ani razu choćby 20 oczek. Czas ucieka, a każda kolejna wpadka będzie bolała coraz bardziej.

Przykro się patrzy na Jeremiego, który mierzy się z największym wyzwaniem w swojej krótkiej karierze. Musi za wszelką cenę udowodnić, że jest w stanie być wartościowym wsparciem dla swojego francuskiego kolegi. W innym wypadku jego dni w San Antonio będą policzone. Jeśli można na czymś oprzeć wiarę, że Sochan sprosta oczekiwaniom, to na jego fenomenalnej etyce pracy. Sam Pop przyznawał już wiele razy, że 9. numer draftu 2022 chłonie wiedzę jak gąbka i chce robić postępy. Pora zatem, by pokazać na boisku, że coś w tej kwestii ruszyło. Trzymam kciuki i życzę rodakowi, by ostatecznie podbił NBA.

Ubiegły tydzień zdominował, jak zresztą widać, In-Season Tournament. Tymczasem już za rogiem czekają święta Bożego Narodzenia. Dla NBA to szczególny czas, nie tylko ze względu na atmosferę, ale również przez nagromadzenie ciekawych meczów w kalendarzu. Następny Przegląd powinien więc przynieść jeszcze więcej ciekawych tematów. Sezon się rozpędza i nie pozostaje nic innego, jak tylko śledzić z wypiekami na twarzy perypetie herosów z najlepszej koszykarskiej ligi świata!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sześć + 18 =