![](https://cdn.ug.edu.pl/wp-content/uploads/2022/11/313405232_5553898704704288_3668125037104880933_n-352x440.jpg)
fot. materiały prasowe
Pierwsza część „Rozczarowanej” podbiła serca fanów Disneya w 2007 roku. Film fabularny, połączony z elementami animacji był czymś do tej pory niespotykanym w twórczości wytwórni. „Zaczarowana” w piękny sposób ukazuje, że miłość „jak z bajki” może przydarzyć się nawet w świecie pozbawionym magii. Na drugą część czekaliśmy aż 15 lat. Tylko czy było warto?
Akcja „Rozczarowanej” dzieje się 10 lat po wydarzeniach z „Zaczarowanej”. Giselle i Robert oraz ich córki — Morgan i Sophia — wiodą szczęśliwe, choć monotonne życie. Giselle brakuje jednak prostoty bajkowego świata. Przeprowadzają się zatem z centrum Nowego Jorku na przedmieścia, gdzie liczą na zmianę, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Tuż po przeprowadzce, w nowym domu Roberta i Giselle zjawiają się król Edward i Nancy z prezentem dla Sophii — andaluzyjską różdżką. Wykorzystuje ją Giselle, życząc sobie, by świat, w którym żyje, zamienił się w bajkę. I tak właśnie się dzieje, jednak czar przynosi konsekwencje. Zmienia Giselle w złą macochę.
„Rozczarowana” zdecydowanie miała potencjał na wzruszającą i pouczającą przypowieść. Jednak ten potencjał został całkowicie zmarnowany. Po zwiastunie i ogólnej koncepcji myślałam, że historia przedstawi to, że życie w realnym świecie może być równie piękne, jak w magicznej krainie, jeżeli masz wokół siebie ludzi, których kochasz. Tak było jedynie na początku. Po transformacji zwykłego świata w bajkę fabuła skupiła się przede wszystkim na przemianie Giselle w złą macochę i jej rywalizacji z królową miasteczka. Pozostali bohaterowie zostali zupełnie zmarginalizowani i działający właściwie samodzielnie. Zwłaszcza Robert, który w tej części historii był zupełnie zbędny. Próbowano wykreować go na bohatera, walczącego ze smokami i olbrzymami, a ostatecznie wyszło tak, jakby twórcy na siłę wciskali sceny z jego udziałem. Nieco większą rolę odegrała Morgan, która, chociaż miała do wykonania jakąś misję. Natomiast Edward i Nancy ponownie stali się postaciami epizodycznymi. Sama fabuła jest bardzo prosta i przewidywalna. Żaden ze zwrotów akcji mnie nie zaskoczył, a wszystkie działania bohaterów były aż zbyt oczywiste.
Przez większą niż w pierwszej części liczbę piosenek i układów tanecznych, film przyjmuje bardziej formę musicalu. Nie wpłynęło to jednak na niego pozytywnie. Żadna z piosenek szczególnie mi się nie spodobała i nie utkwiła w pamięci. Choć tematycznie odpowiadały fabule, ich teksty były banalne, miejscami nużące i niewiele wnoszące do rozwoju akcji, czy wzbudzenia emocji widzów.
![](https://cdn.ug.edu.pl/wp-content/uploads/2022/11/rozczarowana-440x293.jpg)
fot. materiały prasowe
Film nie posiada jednak samych wad. Aktorzy zaprezentowali się genialnie. Przede wszystkim Amy Adams jako Giselle wypadła fenomenalnie. Doskonale zagrała zarówno dobrą bohaterkę, jak i złą macochę. Rola Jamesa Marsdena, jako księcia Edwarda, choć epizodyczna, sprawiła, że sceny z jego udziałem są zdecydowanie najlepszymi w całym filmie. Swoje naprawdę zabawne kwestie dostarczał w najlepszy możliwy sposób. Warto pochwalić również kostiumy i scenografię. Stroje bohaterów były świetnie do nich dopasowane, zarówno te zwyczajne, jak i bajkowe. Bardzo podobała mi się zmiana nasycenia kolorów przy transformacji świata. Po zamianie miasteczka na magiczne, kolory w nim stały się bardziej żywe.
„Rozczarowana” okazała się dość nieudaną kontynuacją. Spodziewałam się bardziej rozbudowanej historii, a ostatecznie wyszła z tego kolejna bajka Disneya, która dodatkowo nie miała zbytnio powiązania z bardzo udaną pierwszą częścią. Lepiej traktować ją, jako osobny twór. Film warto obejrzeć dla nostalgii, ponownego spotkania z bohaterami i całkiem ciekawej, choć niezbyt nowatorskiej, historii. Jeżeli jednak liczyliście na poruszającą opowieść, wypełnioną piękną muzyką i niespodziewanymi zwrotami akcji, możecie poczuć się dość rozczarowani.