„Gierek” w pelerynie, czyli już za późno na pomoc

fot. materiały dystrybutora

Czy to ptak? Czy to samolot? Nie! To tylko „Gierek”, nowy film Michała Węgrzyna. Reżysera, który spojrzał w stronę filmu superbohaterskiego i postanowił go przełożyć na polskie kino biograficzne.

Brzmi to zawile, ale tytułowa postać kreowana przez Michała Koterskiego zachowuje się niemal jak polski Superman. Traktuje wszystkich Polaków jak członków rodziny, jest patriotą i mężem stanu. Nie ma dla niego za trudnych wyzwań, a swoim powiedzeniem „Pomożecie? Pomożemy” wypełnia co drugą lukę scenariuszową. Do pełni szczęścia i bohaterstwa brakuje mu jedynie biało-czerwonej peleryny. Ale może twórcy nie chcieli przypadkiem przesadzić.

„To jak? Pomożecie?”

W filmie można dokładnie wyróżnić stronę „tych dobrych”, oraz „tych złych”. Tutaj pozytywny i dobry „Edzio” Edward Gierek wypuszczony jest na walkę z niedźwiedziowatym Breżniewem z Moskwy, generałem KGB, oraz proradzieckimi karierowiczami, czyli generałem Roztockim (nie bez powodu przywodzącym na myśl Jaruzelskiego), oraz wtórującym mu tajemniczym Maślakiem. Ci dwaj ostatni razem tworzą nie do końca udany duet antagonistów. Bliżej im do tytułowych postaci z bajki „Pinky i Mózg” niż do postaci wzorowanych na historyczne. 

Sam dobór aktorów i sposób gry pozostawia wiele do życzenia. Momentami czuć że aktorzy nie pasują do swoich roli. Antoni Pawlicki grający generała z wysokim czołem i jeszcze większą głową gra papierowo, wyraźnie nie radząc sobie m.in. z próbą odtworzenia charakterystycznego dla generała Jaruzelskiego sposobu mówienia. Cezary Żak w roli Breżniewa również przywodzi na myśl bardziej nieudaną karykaturę, niż postać historyczną. Podobnie z Małgorzatą Kożuchowską odgrywającą żonę głównego bohatera, której rola została sprowadzona do wołania „Edziu!”, „Edek!”. Jednak Michał Koterski w roli tytułowego Gierka zaskoczył pozytywnie na tyle, jak bardzo pozwolił mu scenariusz. A pozwolił niestety na niewiele. Sam sposób przedstawienia biografii Pierwszego Sekretarza KC PZPR pozostawił mało możliwości i dróg na rozwinięcie postaci. Gierek grany przez Michała Koterskiego ma tylko jedną stronę, mimo że gdy tylko ma okazję, bohatersko nadstawia drugi policzek, a każdą złą wiadomość przyjmuje ze stoickim spokojem.

Wszystko by się udało, gdyby nie…

Ale to właśnie charakteryzuje „Gierka” – przydługie dialogi, sceny bez puenty i ograniczona gama kolorów użyta przez twórców filmu utrudniają przetrwanie ponad 2 godzin przed ekranem. To wszystko sprawia, że z barwnej opowieści o polityku, którego rządy po latach nadal wzbudzają kontrowersje, zrobiono uproszczony rysunek zarysowany grubą kreską. Ciężko go obronić nawet tym, że miejscami ze strony technicznej jest pokolorowany bez zarzutu. Warto zwrócić uwagę na scenografię, autorstwa Natalii Maciejewskiej, przenoszącą widza do gabinetów z lat 70. Oraz zdjęcia Wojciecha Węgrzyna, któremu bardzo zręcznie udało się to wszystko przedstawić. Ale nawet te punkty nie ratują filmu, gdy podczas przedstawiania skrzętnie uknutych intryg w tle pojawia się muzyka grozy, niczym z mrożącego krew w żyłach dreszczowca.

„Gierek” to kolejny pomnik ufundowany przez polską kinematografię. Niestety postawiony tam, gdzie krzyżują się alejki „zmarnowany potencjał” i „kino patriotycznego pokoju”. Z przerysowanymi grubą kreską postaciami i wątkami, które delikatnie wyjeżdżając za kreskę koloruje wykonanie. Mimo to całość pozostaje ciężka w odbiorze. I tutaj nie ma już w czym pomagać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *