Piekło na ziemi – realia bloków socjalnych

Jeden z bloków socjalnych na ulicy Lechickiej w Koszalinie – fot. mapofpoland.pl

Patologia, odór, brud. Istne piekło na ziemi. Takim mianem określić można wiele bloków socjalnych w Polsce. Istnieją w celu pomocy ludziom potrzebującym. Niestety, nie zawsze należycie spełniają swoje zadanie. Są za to w wielu przypadkach gettami, oddzielonymi od reszty świata. Wychowują się w nich dzieci, doświadczają wielu okrucieństw, które wpływają na ich psychikę. Mieszkają tam również osoby starsze, nie mogą zaznać spokoju u schyłku swojego życia. Za feralny przykład posłużą „zastępczaki” na ulicy Lechickiej w Koszalinie. Miejsce, w którym będąc nieznanym, lepiej się nie pojawiać.

W największym mieście Pomorza środkowego na ulicy Lechickiej znajdują się dwa bloki socjalne w opłakanym stanie. Sypiąca się elewacja, nieszczelne okna i panująca wokół aura grozy to realia tych budynków. Sytuacje, jakie miały miejsce w kamienicach, i które nadal w nich występują, przyprawiają o dreszcze. W blokach występowały pożary, sytuacje społecznie niewytłumaczalne, jak chociażby odnalezione w piwnicy zwłoki w 2017 roku. Ciało było w stanie zaawansowanego rozkładu i, jak podawało koszalininfo.pl, śmierć mężczyzny mogła nastąpić nawet kilka tygodni przed odnalezieniem ciała. Jak widać, rzeczywistość iście jak z horroru.

Wchodząc na klatkę schodową czuć odór moczu i fekaliów, często spotykanym widokiem są osoby bezdomne – śpiące po kątach. Wszystko wokół jest brudne i odrażające. Ze ścian, na których widnieje graffiti, schodzi farba. Przebywając w środku można poczuć się jak w opuszczonym budynku. Wydaje się to aż nierealne, że można żyć w takich warunkach. Wszystko dopełnione wszechobecną patologią – bójkami, kłótniami, alkoholizmem i narkotykami. Rozmawiałem z byłym mieszkańcem budynku – Patrykiem, który przebywał w tym środowisku, będąc dzieckiem. Zadałem mu kilka pytań, jego odpowiedzi natomiast wywarły na mnie ogromne wrażenie.

Co cię najbardziej irytowało, gdy mieszkałeś w „zastępczaku”?

Cóż, te bloki mają to do siebie, że toalety są dzielone między ludzi mieszkających na danym piętrze. Większość z nich nie potrafi zadbać o własną higienę oraz o czystość toalet. To było dla mnie najbardziej irytujące i budzące obrzydzenie.

Jakie warunki panowały w bloku?

Na pewno nie były to dobre warunki. Powojenny budynek, który moim zdaniem powinien zostać poddany renowacji, nigdy się jej jednak nie doczekał. Na klatce schodowej widoczny mocz i odchody, śpiący bezdomni.

Jak wyglądało twoje mieszkanie, w którym żyłeś i ile osób w nim na co dzień przebywało?

Jeden pokój z małym aneksem kuchennym, przedzielony meblościanką. W takich warunkach wraz ze mną żyła dwójka dorosłych i trójka dzieci. Sporym problemem było wytłumienie mieszkania, którego tak naprawdę nie było. Dla przykładu, ktoś mógł oglądać telewizję kilka mieszkań dalej, a wszystko było u nas słychać.

Dało się odczuć obecność sąsiadów, sprawiali problemy?

Jednym słowem patologia. Zero higieny osobistej, jakiejkolwiek kultury. Codziennością były bójki i kłótnie na klatce schodowej. Tak naprawdę gdy do tego nie dochodziło, można było uznać taki dzień za święto.

Jaka sytuacja najbardziej zapadła ci w pamięć, gdy mieszkałeś na Lechickiej?

Pamiętam dzień, gdy pewna kobieta przyprowadziła na klatkę schodową „karków”, którzy mieli rozwiązać problem wywarzonych drzwi jej mieszkania. Ci goście zaczęli bić syna sąsiadki, do każdego mieli problem. Musiał interweniować mój ojciec i jeden z sąsiadów. W pewnym momencie pod blok przyjechała policja. Ta kobieta, która przyprowadziła agresorów, bardzo zestresowała się tą sytuacją, chciała uciekać, ale nie miała jak. Wyskoczyła z okna na półpiętrze, między drugim a trzecim piętrem. Po czym wstała i uciekła przed siebie.

Zapewne jako dziecko bardzo chciałeś mieszkać w innych warunkach?

Pytanie… Oczywiście, że chciałem. Ile bym wtedy dał, by zamienić się miejscem z kolegami, mieszkającymi zaledwie kilka minut ode mnie, ulicę czy dwie dalej, gdzie było zupełnie normalnie.

A jak wyglądało osiedle, wszystko to co działo się wokół bloków?

Całe otoczenie w tym miejscu jest strasznie toksyczne. Dziecka tam dobrze nie wychowasz, chyba że nie będziesz z domu wypuszczał. Dużo patologicznych rodzin, problemy z narkotykami i wszędzie bezdomni. A do tego wszystkiego sporo ludzi, którzy mają w nawyku napastować losowych przechodniów dla zaspokojenia własnych chorych potrzeb.

Czy życie w „zastępczaku” w jakikolwiek sposób na ciebie wpłynęło, a może wypierasz przeszłość i żyjesz z przeświadczeniem, że „było, minęło”?

Na pewno na mnie wpłynęło, nie miałem dużo, żyliśmy skromnie. Najważniejsze jednak, że otaczała mnie kochająca rodzina, zawsze miałem co zjeść, był dach nad głową. Teraz mieszkam zagranicą, gdzie porównując do polskiej rzeczywistości, żyje nam się o wiele lepiej i łatwiej. Dzieciństwo nauczyło mnie jednego – szacunku do życia, które w tej chwili, ze względu na swoje doświadczenia, bardzo doceniam.

Czy tak powinny wyglądać realia w blokach socjalnych? Przedstawione przez mojego rozmówcę środowisko jest niezwykle urągające ludzkiej godności. W takich budynkach powinny przebywać osoby z trudną sytuacją życiową, wymagające pilnej pomocy. Jak widać – jest inaczej. I wiele takich przypadków występuje w naszym kraju. Niedopuszczalnych i niewytłumaczalnych. Wychowujące się w tych miejscach dzieci czerpią wzorce z toksycznego środowiska i mogą sobie nie poradzić w późniejszych etapach życia bądź powielić schematy, których świadkami są na co dzień. Jest to poważny problem społeczny, który powinno się skutecznie zwalczać, tylko czy władzom faktycznie zależy na cierpieniach mieszkających tam ludzi?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *