O obrotach sfer kaukaskich – „Planeta Kaukaz” Wojciecha Góreckiego

Fot. czarne.com.pl

Założenie, że im krótsza książka, tym łatwiejsza jej recepcja nie zawsze jest trafne. Przekonałam się o tym, sięgając niedawno po publikację „Planeta Kaukaz”. Objętościowo całkiem przystępna (240 stron), okazała się jednak niezwykle skomplikowana treściowo. Już na starcie wymaga bowiem od czytelnika pewnego zaplecza wiedzy z zakresu historii i polityki Kaukazu Północnego. A jeśli nawet owo zaplecze nie jest konieczne, aby przystąpić do lektury, to konieczne jest zainteresowanie wspominanymi dziedzinami…

Wejście na orbitę – wprowadzenie

„Planeta Kaukaz” ukazała się po raz pierwszy w 2002 roku. Wydanie, które czytałam, pochodzi natomiast z roku 2010. W ostatnim zdaniu przedmowy do niego Górecki sam zaznacza, że dołączył fragmenty swoich najnowszych notatek, zmienił fotografie i opuścił zamieszczony w poprzedniej edycji aneks. Czytelnik nie ma pojęcia, jak wyglądały zdjęcia i aneks w pierwszym wydaniu. Może wszakże docenić obecność części książki zatytułowanych „Z notatek (nr porządkowy)”. Krótkie i pozornie mało istotne, jednak bez wątpienia wzbogacają publikację reportażysty. Doskonale ukazują zmiany zachodzące na opisanych terenach po 2002 roku. Często są lakoniczne i przesycone ironią. To właśnie dzięki temu mogą bardziej utkwić w pamięci i rozbudzić zainteresowanie odbiorcy. Po prostu z przyjemnością przewróci on stronę i zatopi się w lekturze. Jednocześnie z fragmentów notatek przebija ogromna empatia, wrażliwość i szacunek autora dla ludzi, którzy stali się bohaterami książki. Jego podejściu do opisywanego świata przyjrzę się jeszcze później.

Podróż do wnętrza Ziemi – temat reportażu

Tytuł „Planeta Kaukaz” wydaje się być szeroki i wieloznaczny. I rzeczywiście taki jest. Głównym tematem publikacji Góreckiego jest Kaukaz Północny – obszar „między Morzem Czarnym na zachodzie a Morzem Kaspijskim na wschodzie oraz między równiną Donu na północy a Turcją i Iranem na południu”, jak mówi w przedmowie autor. Powierzchnia opisywanego regionu świata wynosi 440 tysięcy kilometrów kwadratowych. Zbliżona jest więc do powierzchni Szwecji. Jak zauważa Górecki: „Niewiele. A jeśli nie liczyć pasa stepów – jeszcze mniej”. A jednak: „Wypełnia tę przestrzeń zagmatwana mozaika ludów, kultur, języków, religii. Autorzy piszący o Kaukazie najczęściej porównują go do wielkiego tygla, albo (…) do beczki prochu”. Ze swoim bogactwem, różnorodnością, magią, dzikością, jednoczesnym porządkiem i chaosem, a także permanentną wolą walki i żądzą wolności cechującymi miejscowych, naprawdę przypomina odrębną planetę. Przekona się o tym każdy, kto sięgnie po dzieło reportażysty.

Astronauta – obraz autora

Sam Górecki jest wyraźnie obecny w swojej książce. Od pierwszych stron ukazuje się odbiorcom zarówno jako obserwator, swoisty „narrator wszechwiedzący”, jak i uczestnik zdarzeń. Nawet gdy przyjmuje tę ostatnią rolę, nie staje się jednym z „miejscowych”. Zachowuje autonomię i indywidualność polskiego reportażysty i podróżnika. Nie oznacza to w żadnym razie poczucia wyższości, spoglądania na innych z pobłażaniem, czy pogardą. Jak wiemy, było to niestety przypadłością Kapuścińskiego. Górecki przeciwnie – szanuje i docenia odmienność. Przejawia zainteresowanie nią w sposób etyczny i niebudzący niepokoju odbiorców. Jest wnikliwym obserwatorem. Zdolny do zjednania sobie ludzi, wzbudza u nich zaufanie. Potrafi dotrzeć do rozmówcy i niejako naturalnie skłonić go do zwierzeń. Dzięki rozwiniętej inteligencji emocjonalnej dostrzega wewnętrzne bogactwo napotykanych osób i umie otworzyć je na dialog. Przy całej tej wrażliwości na drugiego zdarza mu się jednak wydawać osądy. Czasem nadużywa ironii, co może być krzywdzące dla bohaterów jego książki. Jest jeden opis, w którym Górecki skupił się na sobie w sposób tak jaskrawy, że u czytelnika może to wręcz budzić niesmak. Kto czytał „Heban” Ryszarda Kapuścińskiego, ten na pewno pamięta egocentryzm i narcyzm, z jakimi opisuje on tam swoją chorobę. Na ogół nie wzbudza to u odbiorców pozytywnych odczuć. Najsłynniejszy polski reporter raczej traci w naszych oczach. Subtelniejsze, ale też mało przyjemne wrażenia pozostawia opis tajemniczej choroby, na którą zapadł w Hinalugu Górecki. Według jego słów, zagadkowa przypadłość, której swoją drogą nie wyjaśniono chyba do dzisiaj, doprowadza go na granicę życia i śmierci w ciągu niecałej godziny. Mając w pamięci pozytywne uczucia, które autor wzbudza od pierwszych stron, przyjmuję, że i tym razem jest wiarygodny. Jednak nawet jeśli uwierzymy w tę cokolwiek nieprawdopodobną chorobę, możemy mieć spore zastrzeżenia co do sposobu, w jaki ją przedstawiono. Opis to jedna wielka hiperbola. Jest w zdumiewający sposób nasycony środkami stylistycznymi. Wśród nich najbardziej rzuca się w oczy nieuzasadniony patos: „Na krótko wtedy wróciła mi świadomość i zdałem sobie sprawę, że umieram. Uspokoiłem się.
A więc pogrzebią mnie w Hinalugu”. Sugestywność, z jaką Górecki przedstawia swój stan: „Dreszcze kłuły milionem lodowatych igieł” może niektórych także przyprawić o dreszcze. Jednak nie wynikają one bynajmniej z nadmiernie rozwiniętej empatii.

Kosmici – (nie)wiarygodność

Z opisem choroby, z której autor zdrowieje jeszcze szybciej, niż na nią zapada, wiąże się inny równie zastanawiający fragment. Dotyczy on magii. Traktuje o niewytłumaczalnych zjawiskach, które widzą Górecki i jego współtowarzysz. Urządzenia typu zegarek czy aparat fotograficzny zaczynają bowiem żyć własnym życiem. Polscy podróżnicy tymczasem traktują obecność ponadnaturalnych sił jako coś oczywistego i zwyczajnego. Nie obawiają się ich. Trosk przysparza im co najwyżej fakt, że nie istnieje racjonalne wytłumaczenie dla tego, co obserwują. Ten fragment wzbudził moje poważne wątpliwości. Zaufanie, że autor jest wiarygodny, zostało nadszarpnięte. Jakkolwiek wierzę w istnienie świata nadprzyrodzonego i daleko mi do podejścia materialistycznego, nie potrafię bezkrytycznie przyjąć tego, co pisze Górecki. Po części dlatego, że opisywana magia ma podłoże pogańskie, a po części ze względu, na pozorną lub nie, beznamiętność autora. Przechodzi do porządku dziennego nad rzeczami, które są frapujące dla czytelnika i, jak gdyby nigdy nic, wraca do przerwanego wątku swojej choroby.

Sięgnąć gwiazd – kwerenda

Ogromny wkład pracy twórcy jest jedną z większych zalet tej publikacji. Widać, jak solidnie i wszechstronnie przygotował się do pisania. Kwerenda, która wymagała pewnie dużo samozaparcia, zarwanych nocy i litrów kawy, pozwala Góreckiemu zręcznie i kompetentnie przybliżyć nam świat Kaukazu Północnego. Rozległe analizy z zakresu historii i polityki, szczegółowe dane geograficzne, statystyki ekonomiczne wielu mogą znudzić, ale świadczą o niezwykłym wręcz oczytaniu i erudycji autora. Odnosi się wrażenie, że jest prawdziwym pasjonatem, a całą potrzebną wiedzę posiadł bez trudu. Przywoływanie wydarzeń z historii poszczególnych społeczności, jak i całej obecnej Federacji Rosyjskiej, nie stanowi dla niego żadnej trudności. Analiza przyczyn, przebiegu i skutków – również. Z wprawą doświadczonego historyka żongluje datami, postaciami, miejscami. Żeby nie przytłoczyć czytelnika nadmiarem wiedzy, wzbogaca swoje wywody porównaniami i cytatami z tekstów źródłowych. Prócz tego stosuje liczne dygresje. Po prostu otwiera nowy akapit zupełnie innym wątkiem. Później, gdy już odetchniemy, wraca do meandrów historii, polityki, czy geografii. Na początku książki zamieszcza mapę, która wielu osobom może się przydać podczas lektury. Wszystkie wspomniane wyżej działania autora warto docenić, nawet jeśli nie jest się entuzjastą niektórych dziedzin nauki. Każdy ma inne zainteresowania, pasje, talenty. Odbiorcy, który zwyczajnie nie lubi geografii, historii i polityki, reportaż raczej nie przypadnie do gustu. Ktoś taki poczuje znudzenie już po pierwszym rozdziale. Jeśli przeczyta książkę do końca, to albo będzie to przejaw masochizmu, albo wyjątkowej siły woli. Przy odrobinie wyobraźni można jednak dostrzec, jak dużo serca i czasu poświęcił książce jej autor. Warto docenić jego pracę.

Satelita – wartość poznawcza

Ludzie badają kosmos za pośrednictwem specjalistycznego sprzętu. Oczywiście wynalazki są dziełem człowieka, widzialnym znakiem jego niewidzialnego intelektu. Możliwości ludzkiego mózgu będą nas zadziwiać i oszałamiać chyba do końca świata. Maszyny ułatwiają nam życie i pozwalają zgłębiać rzeczywistość. Dobry reportażysta sam jest satelitą wysyłaną w niezbadaną przestrzeń. Przeprowadza badania. Eksperymentuje. Pokonuje swoje lęki, egoizm, wygodnictwo. Wyzbywa się uprzedzeń, stereotypów. Wychodzi ze strefy komfortu. Jest wciąż ciekawy świata. Nienasycony. Wilczo głodny wrażeń. Dobry reportażysta dostrzega więcej i czuje intensywniej niż przeciętny człowiek. A później to opowiada, opisuje, nagrywa, filmuje. Po prostu się tym dzieli. Nie dlatego, że taką ma pracę, że musi opłacić rachunki, że ceny w jego kraju wstają z kolan. Dobry reportażysta robi to z czegoś, co można określić różnymi słowami, ale ja nazwę to powołaniem. Człowiek, który odkrył swoje powołanie, jest szczęśliwy. Znalazł swoje miejsce w świecie. Wie, co ma robić i dlaczego. A raczej dla kogo. Nawet gdyby nie czerpał z tego żadnych materialnych korzyści, dzięki wypełnianiu swojego powołania czuje się spełniony. Myślę, że Górecki jest dobrym reportażystą. Przekazuje nam prawdę o społecznościach zamieszkujących Kaukaz i o nas samych jako ludziach. Bo są rzeczy wspólne dla każdego człowieka, jaki kiedykolwiek chodził, chodzi lub będzie chodził po świecie. I wcale nie wszystkie są zapisane w „Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka”, międzynarodowych konwencjach, czy regulaminie Facebooka. A to dlatego, że te rzeczy można wciąż odkrywać. Zbiorowo i indywidualnie. A reportażysta, odkrywając je samodzielnie, przekazuje je czytelnikom. Dlatego Górecki, opisując społeczności Kaukazu, pokazuje nam prawdę nie tylko o nich, ale i o nas samych. „W czeczeńskiej historii uderza powtarzalność wydarzeń, zjawisk i ludzkich zachowań. Odnosi się wrażenie, że za każdym razem wciąż nowi aktorzy odgrywają w zmieniających się dekoracjach ten sam od wieków spektakl”. W czeczeńskiej historii, ale czy w naszej nie? Theatrum mundi. Mamy z Czeczenami, i innymi ludami Kaukazu, wiele wspólnego. A nawet możemy się od nich uczyć – „Czeczeńscy starcy szli na tułaczkę uśmiechnięci. Dowcipkowali. Nie dali po sobie poznać strachu, upokorzenia, cierpienia”. Dzięki empatii autora, który jest reportażystą z powołania, możemy poczuć wspólnotę z ludźmi żyjącymi tysiące kilometrów od nas. Oni nie mają o nas pojęcia, ale my możemy mieć choć minimalne pojęcie o nich. A przy odrobinie dobrej woli to już wystarczy. Wartość poznawcza, jaką znajdziemy w „Planecie Kaukaz”, zależy od naszej dobrej woli. Bo potencjał, ukryty w tej książce, jest ogromny.

Jaśniejsza od gwiazd – podsumowanie

Kto zna dorobek poetycki Johna Keatsa, pozna od razu, że w powyższym śródtytule zawarty został tytuł jednego z piękniejszych jego wierszy. Autorka darzy ten utwór sporym sentymentem, stąd postanowiła nawiązać do niego, w zasadzie bez racjonalnego celu, aby pozostawić przyjemne wrażenie na koniec swojego wywodu. Przesłanie wiersza angielskiego twórcy jest wzniosłe. Przesłanie analizowanego reportażu – podobnie. Jak mówił o pierwszym wydaniu Kapuściński: „To wielka zasługa autora przyczynić się swoim pisaniem do poznania innych, a przez poznanie – do zrozumienia i zbliżenia”. Górecki ma dla czytelników tę zasługę. Uczy rozumieć Czeczenów, Inguszów, Osetyńców, Abchazów, Kałmuków. Pozwala się do nich zbliżyć. I to pozostaje wartością, niezależnie od stylu, wiarygodności, czy przejawów narcyzmu autora. A jeśli, czytając ostatnie zdania tej recenzji, odbiorca czuje niedosyt i zastanawia się, czy nie brakuje tu jakiegoś konkretnego zakończenia, to tak miało być. Miałeś, czytelniku, pozostać nienasycony. Jak dobry reportażysta.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

20 + siedem =