„Cicha noc” a głośne refleksje

Fot. Twitter.com/MichalMoch87

„Cicha noc”, w reżyserii Piotra Domalewskiego, autora popularnego aktualnie filmu „Hiacynt”, przy wigilijnym akompaniamencie odsłania obszernie to, co polskie, a może po prostu to, co ludzkie?

 „NAJWAŻNIEJSZY FILM ROKU”

Film, który poruszył 2017. Ma na koncie 7 Złotych Lwów, w tym za najlepszy film, 9 Orłów z 2018 min.: za najlepsze zdjęcia czy najlepszy scenariusz oraz dwie nagrody z festiwalu OFFCAMERA w tym od Międzynarodowej Federacji Krytyki Filmowej (FIPRESCI) dla Domalewskiego.

POWRÓT DO KORZENI

Seans zaczyna się od sceny w autobusie. Widzimy jak główny bohater, Adam, w jego rolę wciela się Dawid Ogrodnik, nagrywa to co dzieje się wokół niego w ramach pamiętnika, dla swojego, jeszcze nienarodzonego dziecka. Gdzieś wraca, ale dla widza niewiadome jest jeszcze miejsce ani powód. Po przystanku na toaletę, za którą cały autobus nie chcę płacić, więc załatwia się przy krawężniku, obok stacji benzynowej, wiemy tylko, że jesteśmy już w Polsce. Bohater wrócił z Holandii, w której pracuje już od paru lat. W zarobionym za granicą euro płaci za wynajem auta na jeden dzień, żeby pojechać nim do domu na wigilię, szybko się ze wszystkimi przywitać, przedstawić swoje plany na przyszłość, zabrać ciężarną dziewczynę z jej mieszkania i powrócić do Królestwa Niderlandów najszybciej jak się da. Chce tam budować swoją przyszłość. Jednak w swoim planie nie przewiduję jednego – komplikacji. Nie wszystko może pójść gładko jak po maśle, którym smaruję się chleb do sałatki jarzynowej, przy świątecznym stole.

RODZINA JAK MALOWANA

fot. twitter.com/dzisiajwtv

Obraz rodziny głównego bohatera wraz z jego przyjazdem powoli się przed widzem maluje. Mamy do czynienia z wielopokoleniową rodziną, która mieszka w starym, prl-owskim budynku z meblościankami w każdym pokoju, stojącymi na nich kryształami, powieszonymi w pokojach obrazami świętych i papieży, zakurzonymi wersalkami i błotem witającym przy wejściu, które trzeba mocno wytrzepać z butów. Komitetem powitalnym staje się szczekający, bo niepoznający głównego bohatera, pies oraz dziadek – gra go Paweł Nowisz, który bez skrupułów zwalcza krzyki zwierzaka, kopiąc go nogą. W kuchni praca wre. Panuje napięta atmosfera towarzysząca przygotowaniom do wieczora. Wszystkie panie domu z mamą Adama na czele, w tej postaci Agnieszka Suchora, gotują wigilijne dania. Kiedy wchodzi do domu, to sprawia rodzinie dużą niespodziankę, bo nie zapowiadał wcześniej swojego przyjazdu. Po paru minutach wiemy, że miał on wcześniej pokłócić się ze swoim bratem, co ciężko znosi ich matka.

Ojciec Adama, grany przez Arkadiusza Jakubika, tak jak on, pracował za granicą, co wiązało się z tym, że to jego żona wychowała sama wszystkie ich dzieci. W jednej ze scen mocno wybrzmiewa brak ojca w domu; najmłodsza z rodzeństwa pyta się brata, czemu na ścianie ze zdjęciami rodzinnymi nie ma nigdzie taty, na co Adam odpowiada, że nie było go akurat wtedy, kiedy były robione zdjęcia… – wtedy, czyli zawsze – odpowiada siostra. Dowiadujemy się również szybko, że ojciec „nie pije już od dwóch miesięcy” – co wiąże się z jego alkoholizmem, który w rodzinie wydaje się być dużym i trudnym do poskromienia problemem.

Adam nie chce być taki jak swój tata. Kocha go, tak jak całą swoją rodzinę, dla której wiele jest w stanie zrobić, ale nie chcę żyć dwoma światami, tak jak jego rodzic – chcę wychowywać moje dziecko – mówi w konfrontacji ze Zbigniewem. Obiecuję, że za wkład całej rodziny, w jego nową firmę za granicą, zabezpieczy ich finansowo, od razu jak zacznie ona przynosić zyski. Żyje marzeniem, spokojnego, pełnego miłości domu i rodziny, którą stworzy razem z Asią, swoją partnerką.

Jednak podczas nocy wigilijnej zaczynają ujawniać się zakorzenione w rodzinie problemy i rozdrapują się stare rany, które nawarstwiają się z efektem kuli śnieżnej, mimo iż za oknem szara plucha.

fot. twitter.com/DobreKinoTV

BLISKO DOMU

Ten film obnaża to, co wielu domom może być bardzo bliskie. Szczerze opowiedziana historia tego, z czym mierzymy się nie tylko jako rodzina, ale również jako ludzie. Nie ma tu wielu oksymoronów czy dramatyzacji, Domalewski przedstawia samo życie, które nie zawsze jest piękne i sprawiedliwe, lecz częściej, mimo starań czy głębokiej wiary jest przygnębiające i trudne.

Mamy do czynienia z rodziną, która może i dobrze wychodzi na zdjęciach, ale na tym się kończy. Wraz z fleszem schodzi z twarzy sztuczny uśmiech i wyprostowana sylwetka, a wraca pół litra na stole i dogryzki między barszczem a karpiem. Kochają się, bo przecież „rodziny się nie wybiera”, ale jeśli by mogli, to każde z nich oszczędziłoby sobie specjalnego omijania wzajemnych spojrzeń, niezręcznego składania sobie życzeń takich jak co roku, udawania, że przez te parę godzin problemy znikają, a w powietrzu unosi się miłość i zapach świeżo ściętej (i ukradzionej) z lasu choinki.

Film może widza przytłoczyć ilością tematów, jakie podejmuje. Mamy wątek emigracji zarobkowej i tego jak wiele przez nią tak naprawdę się traci. Wątek alkoholizmu, który ma być odpowiedzią na szarą rzeczywistość, w jakiej przyszło żyć w Polsce bohaterom na ekranie. Wątek niespełnionych celów, niewykorzystanych potencjałów, braku szansy na rozwój przez to, że dało się poddać systemowi. Również przedstawia się widzowi temat przemocy w domu, na przykładzie Jolki, jednej z sióstr głównego bohatera, i jej agresywnego męża. Pytanie, które każdy widz mógłby sobie zadać, jest takie: czy to, co nas w tym obrazie  może przytłaczać, nie jest odzwierciedleniem tego, z czym mierzymy się na co dzień? Czy może zmęczyć nas ilość wątków, czy sam fakt ich ukazania? A fabuła dalej się kręci i do ostatniej sekundy na ekranie nie zwalnia tempa.

fot. twitter.com/KKunowska

Ten film nie uderzałby tak głęboko w sumienie i serce widza, gdyby nie znakomita gra aktorska. Autentyczny do bólu Dawid Ogrodnik w głównej roli przeprowadza widza przez cały wieczór w domu jak po mapie, na której wraz z kolejnymi punktami odsłaniają się przed widzem nowe problemy i czyhające zza kolejnego pokoju niebezpieczeństwa. Jesteśmy w stanie utożsamić się z nim, kibicować mu i jego planom i przeżywać z nim każdy kolejny wbity nóż w plecy. Agnieszka Suchora jako matka wydawać się może nam bardzo znajoma, bo bije od jej postaci szczere dobro i miłość matki do swoich dzieci. Staję na czele całej rodziny i próbuje być tym spoiwem sklejającym ją w całość, kontrolującym to co wychowała i to przed czym dzieci chroniła. W jednej ze scen konfrontacji ze swoim najstarszym synem mówi mu, że wie, iż on i jego rodzeństwo nie miało dobrego autorytetu ojca w domu, ale „ona się starała”. I to widać, przez co, z każdym kolejnym niepowodzeniem, jest nam jej bohaterki coraz bardziej żal, bo przecież nikt nie chcę oglądać, jak czyjaś matka cierpi. Arkadiusz Jakubik, który po raz kolejny pokazuję, jak wiele potrafi na ekranie przedstawić, świetnie odgrywa rolę ojca, który przez pracę, nie był obecny w życiu swoich dzieci. Ojca, który nie był autorytetem w swoim domu, a gościem, który w pewnym momencie wyznaję synowi, że myślał, że za granicą mógł poczuć się człowiekiem, kimś więcej niż Polakiem, lecz po czasie zrozumiał, że właśnie na emigracji tym Polakiem był najbardziej i to go zniszczyło. My kibicujemy tej postaci, chcemy, by odbudowała relację z dziećmi, chcemy, by nałóg nie powrócił, ale również zdajemy, tak jak on, sobie sprawę z tego, że wyrządzonych krzywd nie da się już cofnąć, a ta myśl jest w stanie przytłoczyć na tyle, że wypycha wszystko, co dobre.

Cała obsada daje widzowi poczucie bycia częścią tej rodziny i ich historii. Chemia, jaka tworzy się pomiędzy aktorami, daje poczucie naturalności, jakbyśmy odtwarzali na ekranie nagrane sceny z życia, znanej nam rodziny. Wspólne oglądanie przez kuzynostwo Kevina Samego w Domu”, sprzeczki między rodzeństwem o to, dlaczego jedno nagrywa drugie, za szybkie czytanie fragmentu Biblii ze stresu czy pośpieszne zwoływanie przez mamę całej rodziny do salonu, by móc zacząć wigilię, wydaję się pukaniem w drzwi domu obserwatora fabuły.

Wraz ze świątecznym motywem w tle, film skłania podwójnie do refleksji. Zadaje niewygodne pytania, na które niełatwo jest znaleźć dyplomatyczną odpowiedź. Ukazuję problemy, które trudno jest wybronić. Przedstawia to co ludzkie, co nie powinno być zatem obce, jednak dla niektórych prostsze byłoby właśnie takie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

4 × trzy =