Karciany magiczny silniczek w „Res Arcana” – Kości zostały rzucone #12

fot. Maksymilian Dikti

Wszyscy lubimy gry planszowe, w których tworzymy dobrze naoliwiony silniczek. „Res Arcana” to poniekąd właśnie taka gra, bo stworzenie dobrych powiązań między kartami jest tutaj kluczowe. Nie będzie to jednak takie proste, bo to, co otrzymamy na początku gry, będzie nam towarzyszyć już do jej końca. 

  • Liczba graczy: 2-4
  • Wiek: 12+
  • Czas rozgrywki: około 30 – 60 minut (chociaż potrafi się nieco przeciągnąć)
  • Cena: około 90-100 zł (sprawdź)

Mimo że „Res Arcana” to niepozorna i nie za duża gra karciana, to widać, że spodobała się graczom. Dostępne są już dwa dodatki, o równie dziwnych nazwach co podstawka („Res Arcana: Lux et Tenebrae” oraz „Res Arcana: Perlae Imperii”), oba wydane w Polsce przez wydawnictwo Rebel.

Morze akcji

W grze „Res Arcana” będziemy starali się zdobyć jak najwięcej punktów zwycięstwa, zagrywając i używając kart artefaktów, monumentów czy płytek enklaw mocy. Wcielimy się przy tym w potężnych magów i będziemy zbierali różnorodne esencje: wigor, życie, spokój, śmierć i złoto. Gra skończy się, gdy któryś z graczy zdobędzie 10 punktów, co nie oznacza, że zostaje zwycięzcą. Wygrywa ten, kto będzie miał wtedy najwięcej punktów.

Chociaż wszystkie te nazwy brzmią bardzo wdzięcznie, to poza ładną oprawą graficzną nie zaznamy tutaj klimatu. Niech dostatecznym dowodem będzie to, że dla mnie żeton reprezentujący esencję śmierci, zawsze wyglądał jak pieczarka. Nie da się jednak ukryć, że grafiki na kartach są całkiem dobre i jakość komponentów, w tym wypraski, stoi na wysokim poziomie.

Przejdźmy jednak do samej rozgrywki. Na początku każdy otrzyma 2 karty magów i 8 kart z talii artefaktów. Po wyborze jednego maga i obejrzeniu kart należy przetasować je, dobrać 3, a z reszty stworzyć stos. To cała talia, którą będziemy dysponować w trakcie gry. Można pomyśleć, że to bardzo mało, ale w rzeczywistości wystarczy to do zwycięstwa i znalezienia interesujących powiązań. Gra będzie rozgrywana w rundach, gdzie w każdej będziemy wykonywać po kolej po jednej dostępnej akcji, aż wszyscy gracze spasują. Pod koniec rundy sprawdzamy, czy ktoś zdobył 10 punktów, a jeżeli nie, to rozgrywka toczy się dalej. Na początku każdej rundy zbierzemy esencje, które są produkowane przez różne nasze karty.

Ta karta kosztuje zieloną, niebieską i dwie czerwone esencje.
fot. Maksymilian Dikti

Dostępnych akcji jest naprawdę sporo. Podstawowa związana jest z naszą talią. Możemy zagrać kartę artefaktu z ręki, opłacając jej koszt esencji, ukazany w lewym górnym rogu, wykorzystać kartę, która już leży przed nami, wykonując jej efekt lub odrzucić kartę i zdobyć trochę esencji. Poza tym możemy zdobyć wyłożone na stole enklawy mocy, które są bardzo drogie, ale to one przyniosą nam punkty (zależnie od warunków na nich przedstawionych) oraz monumenty, które przyniosą nam konkretne punkty, ale kosztują zawsze aż 4 złota, a złoto nie jest takie łatwe do zdobycia. No i na koniec możemy spasować, czyli skończyć rundę, wybrać nowy bonus i pobrać żeton pierwszego gracza, który da nam tylko w tej rundzie dodatkowy punkt i pozwoli zacząć kolejną, o ile do niej dojdzie.

 

 

 

Perfekcyjna kombinacja

Mówiłem o silniczku, to w takim razie gdzie on jest? Właściwie to wszędzie, a związany jest głównie z akcją aktywowania różnych kart, które mamy już przed sobą. Karty bardzo często pozwalają nam wymieniać esencje na inne, dobierać karty lub zagrywać je taniej. Robiąc akcje wynikające z przejętych enklaw mocy, możemy zdobywać punkty, np. za każdą esencję śmierci, którą umieścimy na enklawie, co kosztuje nas x innych zasobów. W trakcie rozgrywki będziemy więc starali się zmaksymalizować nasze akcje, nie marnować esencji i wykorzystać ją w jak najlepszy sposób.

Ponieważ na całą grę mamy tylko 8 kart artefaktów ważne jest, aby wiedzieć, jak je wykorzystać i w które enklawy zainwestować. Jeżeli nasze artefakty będą produkować dużo esencji spokoju, to powinniśmy starać się zdobyć enklawę, która za to daje punkty. Jeżeli mamy dużo kart smoków, to przydałoby się pozyskać enklawę, która ułatwia nam ich zagrywanie i również daje za to punkty. Każda gra będzie więc inna i będziemy musieli przyjąć różne taktyki zależnie od dostępnych kart i zasobów.

fot. Maksymilian Dikti

Połapanie się w tym to wyzwanie

„Res Arcana” to nie jest gra dla każdego. Ilość możliwości i ikonografii może początkowo naprawdę przytłoczyć. Z początku raczej nie będziemy do końca wiedzieli, co jest najbardziej opłacalne w danej sytuacji, jak konkretna karta działa i która enklawa przyda mi się akurat w tej rozgrywce. Dla niektórych szukanie zależności i wykonywanie akcji w konkretnej, perfekcyjnej kolejności, może być po prostu nieprzyjemne i zamiast frajdy sprawiać trudności.

Jeżeli jednak jesteście cierpliwi, kombinowanie wam niestraszne i lubicie ten typ rozgrywki, to może być dla was świetna propozycja. Za każdym razem będzie inaczej i z każdą rozgrywką poznacie grę jeszcze lepiej. Będziecie świadomi konkretnych taktyk, kombinacji i tego, w co warto inwestować. Dla doświadczonych graczy bardzo interesujący może być tryb, w którym nie otrzymujemy na początku 8 losowych kart, a zamiast tego przeprowadzimy tzw. draft, czyli każdy otrzyma karty, wybierze z nich jedną, a resztę przekażę do następnego gracza i tak dalej aż wszyscy pozyskają 8 kart, na których wybór będą mieli wpływ. Ta mechanika powoduje, że już przed grą czeka nas sporo myślenia nad taktyką, którą będziemy chcieli obrać.

„Res Arcana” to trochę taka łamigłówka, do tego bardzo ładnie wydana. Pierwsze rozgrywki mogą zająć wam nieco więcej czasu, niż sugerowanie 30-60 minut, ale gdy nabierzecie wprawy, to naprawdę może być to gra szybka, przynosząca wiele satysfakcji z tworzenia combosów i ścigania się o największą liczbę punktów. Jeżeli jesteście fanami główkowania i gie karcianych, to myślę, że warto sprawdzić ten niepozorny na pierwszy rzut oka tytuł.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

11 + trzynaście =