Cały Maneż śpiewa z nami – relacja z koncertu Mikromusic

Mikromusic źródło: własne archiwum

„Niebanalne, twórcze, kreatywne, artystyczne, uduchowione” – myślę, że te kultowe słowa Magdy Gessler będą najlepszym komentarzem do koncertu zespołu Mikromusic, który odbył się w piątek, 26 listopada w gdańskim klubie Stary Maneż.

Koncert rozpoczął się niemalże punktualnie, poprzedzony supportującym występem Klaudii Dalivy. Młodej artystce towarzyszył zespół składający się, jak sama to określiła, z bardzo dzielnych chłopaków. Subtelnie przywołali nam wspomnienie lata. Chociaż grali krótko (zdecydowanie za krótko), dali poznać się jako przyszłość polskiej sceny alternatywnej. Mocny kobiecy głos, trochę zadziorna gitara oparta o elektroniczne brzmienia, bas i perkusja dopełniające całość. Jeżeli czyjeś serce choć trochę należy do Podsiadły, Brodki i Koteluk — zdecydowanie powinien dodać do swojej playlisty Klaudię. Dla mnie łączy ona dobro całej trójki z nutą intrygującej świeżości.

Po krótkiej przerwie technicznej na scenie pojawił się Mikromusic. Mikromusic, to znaczy, Natalia Grosiak (gitara, wokal) i Dawid Korbaczyński (gitara), Robert Szydło (gitara basowa), Adam Lepka (trąbka), Robert Jarmużek (instrumenty klawiszowe), Łukasz Sobolak (perkusja). W tym składzie zagrali większość piosenek z „Kraksy”. W końcu koncert należał do trasy promującej płytę. Usłyszeliśmy między innymi: „Drzewiej”, „Brzozę”, „Nie Odchodź”. Była „Winna”, która jak wspomniała wokalistka „bardziej niż o poczuciu winy, jest o czuciu wina”, a także „A ja co?” — litania niesprawiedliwości wobec kobiet. Można było popłakać. Szczególnie na „Łajce”. Łajka to tak naprawdę Kraksa — ukochana psina Natalii Grosiak, której już z nami nie ma. Z ogromną czułością mówiła o niej: „To był mój najdłuższy związek”. Zagrali też „Operację na otwartym sercu”, która w wersji studyjnej została nagrana z Piotrem Roguckim. Przy okazji wokalistka opowiedziała pełną zwrotów akcji historię nagrywania klipu do utworu, w której główną rolę zagrał COVID-19. Na szczęście realizacja doszła do skutku, a teledysk jest przepiękny, kto nie widział, niech to zmieni. Chociaż na koncercie Natalia wykonała piosenkę sama, towarzyszył jej chórek w postaci dwóch delikatnych tenorów.

„Bardzo nam się podobało, 10 na 10. Pierwszy raz byłyśmy na koncercie Mikromusic i jest to mega pozytywne zaskoczenie!” – mówiły przyjaciółki, które razem wybrały się na koncert

Mikromusic źródło: własne archiwum

Sentymentalność – to cecha, która nie opuszcza Mikromusic. Może dlatego postanowili odkurzyć starą piosenkę przygotowaną na konkurs utworów o Wrocławiu? Napisali ją Natalia Grosiak i Dawid Korbaczyński, a ponieważ ich miłość do rodzimego miasta jest trudna, mało było w niej radości. To z kolei nie spodobało się jury. Konkursu nie wygrali. Za to my mogliśmy usłyszeć ten właśnie numer „Pod włos” i  choć trochę wynagrodzić wcześniejsze niepowodzenie oklaskami. Z zacnego grona piosenek starych i starszych Mikromusic podarował nam również „Bezwładnie”. Ten pochodzący z 2015 r. utwór powstał we współpracy ze Skubasem, i jeżeli mam być szczera, niezmiennie jest to moja ulubiona piosenka zespołu. W Maneżu został wykonany w bardziej rockowej wersji – należy docenić fenomenalną solówkę gitarową.

Kiedy pod koniec artyści zapowiedzieli piosenki z płyty „Tak mi się nie chce” (2017), Maneż owładęło jedno wielkie „Oooooooooo”. Myślę, że jest to wystarczający komentarz. Było głośno. Publiczność śpiewała sama. Najpierw w geście wdzięczności za drobnostki „Na krzywy ryj”. Koncert zakończył się piosenką „Tak mi się nie chce”, a biorąc pod uwagę zaangażowanie tłumu w śpiewanie, Mikromusic może trzymać nas za słowo, że kiedyś jeszcze wszyscy będziemy seksi. Były oklaski na stojąco. Publiczność żądała bisu, a on nastąpił. Oprócz „Niemiłości” zespół zagrał ludową piosenkę „Pierwsza godzina.”

„Najbardziej podobało się mamie. Oni są niezawodni! Tradycyjnie świetni. I lubią tu wracać, do Gdańska – zawsze to podkreślają” – fani od dawna słuchający zespołu

Mikromusic źródło: własne archiwum

Będąc wśród tłumu, pozwoliłam sobie przyjrzeć się mimice widowni. Mogłam zrobić to zupełnie bezkarnie, ponieważ pochłonął ich żywioł muzyki. Uderzył mnie niesamowity spokój. Błogość wypisana na ich twarzach była zaraźliwie kojąca. Dużo osób zamykało oczy, a ja zupełnie im się nie dziwię, bo ta muzyka przenikała do szpiku. Widziałam ludzi w każdym wieku. Były zakochane pary studentów, przyjaciele, ludzie w średnim wieku i ci najstarsi.  A moje serce skradła urocza staruszka bujająca się w rytm „Na krzywy ryj”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

dwadzieścia − 12 =