„Godzilla vs Kong” w seansie 4DX. Warto?

źródło: Youtube

Po wielu miesiącach oczekiwania, kilku efektownych trailerach i kilkudziesięciu teoriach, polscy fani uniwersum MonsterVerse doczekali się filmu „Godzilla vs Kong” na dużym ekranie. Mimo że spektakularne widowisko od tygodni znajduje się już w internecie, niektórzy wstrzymali się z seansem, wierząc, że kina wkrótce się otworzą. I tak też się stało. Otworzyło się również Cinema City, a razem z nim sala 4DX.

W filmach o gigantycznych tytanach, superbohaterach i tym podobnych, często nie chodzi głównie o scenariusz, a o efekty. Ludzie lubią oglądać walki dobra ze złem, siły nadprzyrodzone, a to po to, aby na chwilę przenieść się do innego świata. A co, gdyby rzeczywiście można było stać się częścią oglądanego filmu? Od kiedy wyszedł zwiastun „Godzilla vs Kong” w reżyserii Adama Wingarda, nie myślałam o niczym innym niż o seansie na sali 4DX w Cinema City. Dla niewtajemniczonych: „Rewolucyjna technologia 4DX® jest pierwszą na świecie, która umożliwia projekcję największych, hollywoodzkich produkcji filmowych w formacie 4D.  Dzięki ruchomym fotelom i zaawansowanym rozwiązaniom środowiskowym oferuje absolutne, pełne efektów specjalnych kinowe przeżycie, w którym widz staje się częścią filmu.” (źródło: Cinema City). Dla fanów kina i efektów specjalnych brzmi to jak marzenie. Dlatego w momencie, gdy ujrzałam powiadomienie o przedpremierowym pokazie „Godzilla vs Kong” właśnie w 4DX, nie czekałam ani chwili dłużej.

źródło: YouTube

Już w pierwszych sekundach filmu widz staje się jego częścią — gigantyczny goryl, Kong, budzi się, zaczyna stąpać po ziemi, a nasze fotele wibrują i podskakują z każdym jego krokiem. Gdy monstrum przedziera się przez wodospad, zaczyna kapać na nas woda, a gdy rzuca potężnym pniakiem w niebo, siedziska gwałtownie odrzucają widza. Wrażenia z każdą kolejną minutą były coraz bardziej realistyczne, choć w scenach deszczowej pogody, czy np. walk na wodzie, wiatr połączony z wodą mógł przyprawić niejedną osobę o przeziębienie. Moja rada: na tego typu seans warto ubrać długi rękaw.

Najwięcej działo się podczas walk gigantów. Fotele non stop się ruszały, można było odczuć niemalże każdy cios widoczny na ekranie, a zza głowy pojawiały się imitacje strzałów, które padały w filmie. Nawet w scenie, gdy bohaterowie jechali furgonetką, widz mógł się poczuć, jakby był tam razem z nimi — fotele kinowe przybrały postać foteli w samochodzie, nie zabrakło też symulacji jazdy po wybojach.

Ruszające się siedziska nie pojawiały się tylko w dynamicznych scenach, ale także w tych nostalgicznych — dla przykładu, gdy dany bohater odczuwał smutek, przygnębienie, czy wpadał w zadumę, widzowie mogli odczuć delikatne kołysanie.

źródło: YouTube

Co do samego filmu — jest to jeden z najbardziej efektownych filmów jakie widziałam. „Godzilla i Kong” dostali tyle czasu ekranowego, jakiego nie mieli jeszcze nigdy, a sceny walk rozłożyły mnie na łopatki. Scenariusz nie był bardzo zaskakujący — sprawdziły się domysły i teorie fanowskie, które pojawiały się na najróżniejszych portalach przez wiele miesięcy. Niezrozumiałe były dla mnie niektóre wątki, na które nie poznałam odpowiedzi w filmie (nie wynikają z poprzednich części), jednak nie przeszkadzają one w zrozumieniu fabuły. Gra aktorska osób pojawiających się w filmie nie jest mistrzostwem świata, ale trzeba przyznać, że to nie ona gra tu pierwsze skrzypce. Choć największe wrażenie zrobiła na mnie postać małej głuchoniemej dziewczynki, która nawiązała wyjątkowo głęboka więź z Kongiem. I właśnie ten wątek najbardziej mnie ucieszył — w końcu pokazano, jak bardzo „ludzki” jest Kong i jakie ma uczucia. Potrafi być smutny, wrażliwy, ale też troskliwy, a nawet mściwy. Trzeba też wspomnieć o muzyce — mówiąc kolokwialnie: robi robotę. Soundtrack autorstwa Toma Honkelborga idealnie podkreśla potęgę tytułowych bohaterów i dodaje każdej scenie dramatyzmu.

Co mnie zaskoczyło, to brak sceny po napisach. Dotychczas były to zapowiedzi kolejnych części, widz miał pewność, że powstanie kontynuacja. A teraz? Co będzie dalej? Tego jeszcze nie wiemy.

Seans 4DX zrobił na mnie ogromne wrażenie. Nie spodziewałam się takiej ilości efektów i tego, że będą tak realistyczne. Jednak trzeba zaznaczyć, że nie jest to rozrywka dla wszystkich — zdecydowanie odradzam osobom starszym. „Godzilla vs Kong” natomiast, mogę śmiało powiedzieć, spełnił moje oczekiwania. W filmach tego typu chodzi o efekty i spektakularne widowisko, a trzeba przyznać, że w filmie Adama Wingarda są one na najwyższym poziomie.

Krótko mówiąc, warto było czekać!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sześć + 13 =