Jak działa nostalgia — recenzja „Friends: The Reunion”

Źródło: imdb.com

„Przyjaciele. Spotkanie po latach” (ang. „Friends: The Reunion”) — odcinek specjalny kultowego serialu komediowego z lat dziewięćdziesiątych pojawił się na platformie HBO GO 28 maja. Obsada sitcomu: Jennifer Aniston, Courtney Cox, Lisa Kudrow, Matt LeBlanc, Matthew Perry i David Schwimmer wraz z twórcami  spotkała się po 17 latach, żeby porozmawiać o serialu, odwiedzić jego plan i pokazać zakulisowe materiały. Nostalgia to największa siła długo oczekiwanego powrotu „Przyjaciół”, co budzi we mnie sprzeczne emocje. Z jednej strony czuję, że atmosfera niesamowitości tego zdarzenia jest sztucznie wykreowana przez reżysera Bena Winstona, z drugiej…reżyser robi to tak sprawnie, że nie sposób się temu uczuciu nie poddać. 

 

„Przyjaciele”  powrócili w formie reality show, składającego się z luźno powiązanych ze sobą wywiadów z aktorami oraz twórcami serialu, przeplatanych ze zwiedzaniem planu filmowego i występami gościnnymi celebrytów. W programie dowiemy się co nieco o powstawaniu serialu i historii jego odbioru, obejrzymy bloopersy i posłuchamy jak oryginalna obsada wspomina 10 lat nagrywania sitcomu.

 

Seans specjalnego odcinka „Przyjaciół” budzi we mnie ambiwalentne uczucia. Pierwszą połowę odbieram jako mało autentyczną — po wielu scenach zbyt wyraźnie widać, że były wyreżyserowane w celu wywarcia na widzu konkretnych emocji — głównie sentymentu i poczucia, że obserwujemy coś ważnego. Jedną z takich scen był moment, kiedy aktorzy po kolei wchodzili na plan serialu i nieustannie wzdychali, jakie to niesamowite. Reżyser starał się uczynić tę chwilę niezwykle podniosłą — dobrano odpowiednią muzykę, zapewne ustalono choreografię i dano wskazówki aktorom, co mają mówić. Podczas gdy jestem w stanie wyobrazić sobie, że na wielu fanów to zadziała, ja nie przepadam za bombardowaniem widza tanią nostalgią już od pierwszych sekund odcinka.

Podobne wrażenia towarzyszyły mi przy niektórych wywiadach i rozmowach między Jennifer Aniston, Courtney Cox, Lisą Kudrow, Mattem LeBlankiem, Matthew Perry’m i Davidem Schwimmerem. Nieustannie próbuje się nam przypominać, że między tą szóstką osób wywiązała się niesamowita i niepowtarzalna więź — nie zamierzam tego negować, ale na początku odcinka tego nie czułam. Być może aktorzy potrzebowali czasu, by poczuć się w swoim towarzystwie swobodnie. Tak czy inaczej, w związku z tym bardziej od samych wywiadów bawiło mnie przypominanie scen z serialu czy materiały zza kulis. Miałam też myśli, że jeden zwyczajny wywiad miałby podobną wartość merytoryczną, co cały ten program, z tym że wtedy nie dałoby się wykreować wokół niego atmosfery „wielkiego powrotu”. Teoretycznie można powiedzieć to samo o całym programie: gdyby obiektywnie się mu przyjrzeć, nie jest to żadne wiekopomne wydarzenie, a jedynie zbiór mniej lub bardziej interesujących wywiadów i wspominek.

Sęk w tym, że z każdą upływającą minutą coraz trudniej zachować dystans. Mimo początkowego sceptycyzmu reżyserowi w pewnym momencie udało się wciągnąć mnie w swoją nostalgiczną podróż w głąb lat dziewięćdziesiątych. Reżyseria jest największą zaletą „Spotkania po latach”. Ben Winston dokładnie zdawał sobie sprawę jakie chwyty działają na fanów i stworzył produkcję, która idealnie wpisuje się w schemat wielkiego popkulturowego powrotu. Wiedział, że widzowie czekali na Lisę Kudrow śpiewającą „Smelly cat”, na usłyszenie „I’ll be there for you” i na wspomnienie najbardziej emocjonujących momentów serialu. To wszystko kumuluje się w drugiej połowie programu i tworzy sentymentalną mozaikę scen, która wciąga widza i nie puszcza do ostatnich, najbardziej wzruszających minut odcinka.

„Przyjaciele. Spotkanie po latach” są sztandarowym przykładem umiejętnego wykorzystania nostalgii widza. Taka forma przekazu z pewnością nie trafi do każdego. Osobiście nie jestem jej największą fanką — wolę, kiedy produkcja stoi na własnych nogach i nie musi odwoływać się do rzeczy znanych i lubianych, by wywołać emocje. Zapewne trudniej byłoby mi wydać taką opinię, gdyby chodziło o serial, z którym jestem powiązana bardziej niż z „Przyjaciółmi”. Absolutnie nie dziwi mnie wielka ekscytacja powrotem „Przyjaciół” wśród osób, które na serialu się wychowały i oglądały go przez lata. Ja się do tych osób nie zaliczam i właśnie z tego wynika mój umiarkowany entuzjazm.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

siedem − cztery =