Eurowizja 2021: Rock’n’roll jeszcze nie umarł

źródło: Facebook Eurovision Song Contest

Setki reflektorów, rock, pop, folk, RAFAŁ, Flo Rida, nowi ulubieńcy Europy i nie tylko. A także Wielka Brytania z zerem na koncie – to wszystko podsumowuje tegoroczną Eurowizję. Jak było? Już mówię. 

Eurowizja, czyli wielkie muzyczne show (choć powszechnie wiadomo, że nie zawsze muzyka gra tu pierwsze skrzypce), to jedno z najchętniej oglądanych telewizyjnych widowisk na świecie. Co roku kilkadziesiąt państw wystawia swojego reprezentanta z piosenką, która zapewni mu dalszą karierę, miliony nowych fanów, chwałę i pieniądze. Aż do momentu, gdy na jego miejsce wejdzie ktoś nowy. Duncan Laurence miał swoje pięć minut, a może nawet i dziesięć (bo w zeszłym roku Eurowizja nie odbyła się ze względu na pandemię), aż do dnia 22 maja, kiedy nowym zwycięzcą, objawieniem muzycznym i jednocześnie zaskoczeniem dla wielu fanów show stał się zespół rockowy Måneskin.

źródło: Facebook Eurovision Song Contest

Ale od początku. Jeśli zapytacie, co ciekawego wydarzyło się na Eurowizji w tym roku, internauci w skrócie mogliby odpowiedzieć: Blanka Lipińska reprezentowała Cypr z podróbą „Bad Romance” Lady Gagi, pojawiła się Ariana Grande z Azerbejdżanu (która, jak wszystko na to wskazuje, odnalazła miłość w reprezentancie Norwegii), młodziutka Stefania z Grecji występowała na tle green screena, setki tysiące osób z całego świata zakochało się w Damiano Davidzie – wokaliście z Włoch, a wielkim hitem stała się ukraińska piosenka, będąca połączeniem folku i muzyki elektronicznej. Co do tego ostatniego – absolutne mistrzostwo. Zespół Go_A od pierwszych sekund występu pokazał, kto tu rządzi. W pierwszym momencie byłam autentycznie w szoku, bo po raz pierwszy słyszałam coś takiego. Skończyło się tak, że do dziś nucę rytmiczne „sejo sejo sejo”. I tak sobie myślę, że to właśnie takie piosenki powinny trafiać na Eurowizję, bo słysząc identycznie brzmiące tanie, taneczne hity (w języku angielskim oczywiście, bo w jakim innym?), łapię się za głowę.

W tym momencie zastanawiam się, czy wspominać o tegorocznej reprezentacji Polski, bo niestety idealnie pasuje do powyższego opisu. Szczerze mówiąc, nie ma o czym pisać – Rafał Brzozowski (pseudo RAFAŁ) z utworem The Ride – tak jak spodziewał się niemalże cały naród – daleko nie zaszedł. Swoją przygodę z Konkursem Piosenki Eurowizji zakończył po drugim półfinale. Jeszcze przed wydarzeniem jego hit stał się najbardziej nielubianą propozycją, ale niektórzy się łudzili, że podczas występów na żywo coś się zmieni. Na próżno. No cóż, Michale Szpaku, wróć.

Dodać natomiast można, że polskie jury w finale najwięcej punktów przyznało reprezentacji San Marino. Zastanawiałam się dlaczego? W mojej ocenie w tej piosence nie było absolutnie nic nadzwyczajnego (oprócz tego, że znalazł się w niej amerykański raper Flo Rida). Po kilku godzinach w internecie zaczęło krążyć wyjaśnienie w postaci nagrań ze wspólnego występu RAFAŁA i Senhit, który odbył się jakiś czas wcześniej. Co więcej, San Marino w półfinale przyznało najwięcej punktów Polsce.

źródło: Facebook Eurovision Song Contest

No, ale koniec o tym. Każdy wie, ze najbardziej emocjonującym momentem każdej Eurowizji jest wielkie głosowanie, gdzie jury z 39 krajów przyznaje punkty swoim faworytom. W tym roku nie poszczęściło się Wielkiej Brytanii, która zarówno od jury jak i od widzów uzyskała… całe 0 punktów. Kolejne zera od widzów otrzymały również Niemcy, Hiszpania i Holandia. Aż żal było też patrzeć na rozczarowaną minę Destiny, reprezentantki Malty, która była jedną z typowanych do zwycięstwa. Przez chwilę cieszyli się Barbara Pravi (współczesna Edith Piaf) oraz Gjon’s Tears ze Szwajcarii, którzy uzyskali najwięcej punktów od jury. Wszystko zmieniło się w momencie, gdy przyszedł moment na głosy od widzów – fenomenalna Ukraina powędrowała w górę, podobnie jak Litwa i bardzo pozytywnie przez wielu oceniana rockowa Finlandia. Warto też wspomnieć o Islandii, bo za każdym razem, gdy występował Daði og Gagnamagnið, robiło mi się ciepło na sercu (choć on wraz z ekipą musieli zostać w hotelu przez koronawirusa, a podczas konkursu użyto nagrań z prób). Ostatecznie fala euforii zalała członków włoskiego zespołu Måneskin, gdy już stało się wiadome, że to oni zajmują pierwsze miejsce na podium. Trzeba przyznać – na scenie prezentowali się znakomicie, muzycznie wszystko się u nich zgadzało, a dodatkowo – ich przedział wiekowy wynosi od 20 do 22 (!) lat. Młodzi przejmują stery!

Tegoroczna Eurowizja była czymś, na co warto było czekać. Rozgłos zyskali naprawdę warci słuchania artyści, którzy wprowadzają do muzyki coś nowego. Najbardziej cieszy mnie to, że żadna z najwyżej ocenianych w tym roku piosenek nie należała do tych „typowych” eurowizyjnych hitów. Tym razem publiczność pokazała, że chce czegoś nowego i doceniła tych najbardziej wyróżniających się twórców. A co najważniejsze, wygrała piosenka nienależąca do hitów klubowych, czy do gatunku zwykłego popu. Ja trzymam za tegorocznych zwycięzców kciuki. A na koniec trzeba przywołać słowa wokalisty Måneskin w momencie, gdy wraz z resztą członków zespołu odbierał nagrodę: Rock’n’roll never dies!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

dwa × trzy =