O europejskich filmach słów kilka #3 – Dania

fot. film-grab.com | Przełamując fale (1996)

Kino europejskie. Kolebka kultury filmowej. Pomimo naczelnej roli amerykańskiej kinematografii, to już od początku tego wieku zauważa się rosnącą popularność filmów pochodzących ze Starego Kontynentu. Z tego powodu celem tej serii jest przybliżenie ważnych i wyróżniających się produkcji z Europy.

Naszym kolejnym przystankiem po europejskim kinie będzie Dania – kraj, z którego filmy zostają nader często pomijanie (a nie powinny). Na początku XX wieku przeżywał on swój złoty okres i był najlepiej prosperującym centrum filmowym w Europie. Po wojnie twórcy kręcili głównie komedie rodzinne oraz ludowe z prostą i wesołą fabułą. W latach 60. wykształciła się tzw. kopenhaska Nowa Fala, która po spadku jakościowym ich produkcji, śladem Francji, dążyła do tworzenia ambitniejszych obrazów. Jednak dopiero na przełomie lat 80. i 90. kino duńskie zyskało większą międzynarodową popularnośćo czym może świadczyć fakt zdobytych dwa razy z rzędu Oscarów dla Najlepszego Filmu Nieanglojęzycznego, który otrzymał film Gabriela Alexa pod tytułem Uczta Babette (1987) oraz Pelle Zwycięzca (1987) w reżyserii jednego z najważniejszych duńskich twórców – Billego Augusta. Natomiast lata 90. należały przede wszystkim do kontrowersyjnego po dziś dzień reżysera Larsa von Triera. W 1995 roku wraz z paroma innymi reżyserami zapoczątkował nowy nurt Dogma 95, który podzielił środowisko filmowe. Ich autorzy w swoim manifeście opisali 10 zasad, mających na celu zwalczanie panujących wtedy tendencji w kinie. Dla nich istotą filmu stanowiła opowiedziana historia oraz gra aktorska, bez zbędnych efektów specjalnych i innych podobnych form, utrudniających odbiór dziełaNa początku XXI wieku Dania przeżywała kryzys, a obrazy ich twórców nie zdobywały sympatii krytyków – w przeciwieństwie do ostatnich lat, które dowodzą temu, że nadal potrafią kręcić dobre filmy.

 1. Słowo (1955) 

Adaptacja sztuki autorstwa Kaja Munk w reżyserii jednego z największych europejskich twórców – Carla Theodora DreyeraMorten Borgen (Henrik Malberg), ojciec rodziny oraz przywódca grupy protestanckiej, ma trzech synów – najstarszego i niewierzącego, Mikkela (Emil Hass Christensen), męża ciężarnej Inger (Brigitte Federspiel), z którą ma dwie córki, Johannesa (Preben Lerdoff Rye), który postradał zmysły i wierzy, że jest Jezusem Chrystusem oraz potępia brak wiary swojej rodziny oraz nowoczesnego pastora wioski oraz najmłodszego, Andersa (Cay Kristiansen), zakochanego w Anne, córce krawca Petera (Ejner Federspiel). Przedstawienie wszystkich bohaterów jest bardzo istotne dla akcji filmu, choć właściwie to nie jego fabuła jest najistotniejsza, a tytułowe słowo. Warto zadać tutaj pytanie, jakie słowo miał na myśli DreyerNajpewniej odnosił się on do wiary, bo wokół niej toczy się dyskurs. Religia jest tutaj obiektem sporów i debat. Każdy z bohaterów ma inne poglądy na jej temat. Morten od zawsze stawał w jej obronie, podczas gdy Johannes stracił rozum przez wnikliwe studiowanie prac teologicznych, między innymi autorstwa duńskiego filozofa chrześcijaństwa, Sørena Kierkegaarda. Reżyser nie pozbywa się teatralnych zagrywek, niektóre sceny zostały nakręcone bez ani jednego cięcia oraz trwały parę minut. Natomiast praca kamery odgrywa ogromną rolę i wpływa na odbiór wydarzeń, rozgrywających się na ekranie. Co więcej, dodają im realizmu. Film Carla Theodora Dreyera nie jest jedynie dla ludzi wierzących, a po seansie siedzi jeszcze na długo w głowie. Warto dodać, że znalazł się on wśród 14 innych obrazów na watykańskiej liście filmów o szczególnych walorach religijnych. Bez wątpienia jest to jedno z największych dzieł duńskiego kina.

 2. Przełamując fale (1996) 

W tym anglojęzycznym filmie wspomnianego wcześniej reżysera, Larsa von Triera, wyraźnie są wpływy ruchu Dogmy 95. Północna Szkocja, początek lat 70. Bess McNeill (nominowana za tę rolę do Oscara Emily Watson) to młoda, niewinna kobieta, która wychodzi za mąż za starszego od niej pracownika platformy wiertniczej – Jana (Stellan Skarsgård). Podczas pracy, doszło do groźnego wypadku, w wyniku którego, został on sparaliżowany. Z tego powodu prosi swoją żonę o złamanie przysięgi małżeńskiej i zachęca ją do oddawania się innym mężczyznomKrytycy są zgodni – Przełamując fale to jeden z najlepszych filmów europejskich lat 90. Lars von Trier stawia w swoim filmie trudne pytania na temat małżeństwa, religii, Boga i poświęcenia dla drugiej osoby. Dlaczego religia? Bowiem główna bohaterka jest członkinią konserwatywnego Kościoła kalwińskiego. Na ekranie obserwujemy jej relację z lokalną społecznością wyznaniową oraz jesteśmy świadkami jej rozmów z BogiemŻyje ona w zgodzie z regułami swojego kościoła. Wielu porównuje ją do Marii Magdaleny – grzesznicy, ale odkupicielki win, otoczonej wielkim kultem chrześcijańskim. Bess podczas modlitw sama odpowiada na zadane do Boga pytania. Jej Bóg każe jej być dobry. Jednak czy bycie dobrą kobietą i żoną oznacza spełnienie prośby Jana? Czy wtedy dowiedzie swojej miłości? Czy dostanie szansę na zbawienie? Bess jest samotna – w swojej relacji z Bogiem oraz innymi mieszkańcami miasteczka. Naiwna, niezrozumiana, dźwigająca na swoich barkach krzyż. W momencie, w którym wydaje nam się, że nie może być gorzej – von Trier dowodzi inaczej. To dołująca i bezlitosna historia pełna ideowych sprzecznościPrzełamując fale zdobyło wiele nagród, w tym Grand Prix na festiwalu w Cannes.

 

3. Na rauszu (2020) 

Na rauszu jest dowodem na to, że kino duńskie jest cały czas w formie. Film w reżyserii Thomasa Vinterberga to historia czterech nauczycieli w średnim wieku – Martina (Mads Mikkelsen), Tommy’ego (Thomas Bo Larsen), Petera (Lars RantheNikolaja (Magnus Millang). Każdy z nich przeżywa okres, w którym nie potrafi dzielić się swoją pasją do przedmiotu z innymi uczniami. W związku z tym decydują się oni na rozpoczęcie eksperymentu społecznego. Zamierzają codziennie przed zajęciami pić konkretną dawkę alkoholu, aby polepszyć jakość ich życia. Na rauszu mamy do czynienia z charakterystyczną dla kina skandynawskiego tragikomediąW gruncie rzeczy jest to polemika z alkoholizmem oraz w pewnym sensie film coming of age, z tą różnicą, że głównymi bohaterami nie są nastolatkowie a dorośli mężczyźni. Vinterberg rozpatruje także problem męskości, oczekiwań wyzwań, z którymi muszą się oni mierzyć oraz prezentuje rzadkie spojrzenie na przyjaźń. Mamy do czynienia z obrazem szczerej relacji, łączącej czterech mężczyzn, którzy nie boją się pokazywania zarazem swojej silnej, jak i słabej strony. Wzajemnie sobie pomagają w trudnych chwilach – ułatwia im to zrozumienie, co najbardziej liczy się w życiu. Nie zdziwi mnie opinia, że może to brzmieć dość tandetnie, aczkolwiek Na rauszu jest świetnym wykładnikiem tego, jakie konsekwencje może nieść za sobą tzw. toxic masculinity. Podobnie jak uzależnienie od alkoholu, do którego nie prowadzi wcale taka kręta droga, w przeciwieństwie do jego leczenia. Film Vinterberga ma prosty przekaz, a pita przez głównych bohaterów wódka stanowi alegorię zmiany, całkowicie innego stanu lub po prostu – złą drogę. Każdy ma prawo na nią zejść i mierzyć się ze swoją własną porażką. Pozornie łatwe do zrozumienia, ale nie dla wszystkich. W Polsce Na rauszu będzie mieć premierę w marcu. Już teraz zgarnia on wiele nagród i bardzo możliwe, że zostanie on nominowany do tegorocznych Oscarów – za co mocno trzymam kciuki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

15 + cztery =