Marcin Stefański: Musimy nauczyć się większej pokory [WYWIAD]

Fot. Wikimedia Commons

Dziesięć sezonów rozegranych jako zawodnik, od prawie dwóch lat trener drużyny seniorskiej Trefla, który też od pięciu lat jest również radnym miasta Sopot. Wywiad z Marcinem Stefańskim, w którym można przeczytać m.in. o sytuacji Trefla Sopot, Nunim Omocie i dlaczego tuż po karierze zawodniczej zdecydował się na karierę trenerską.

(Wywiad przeprowadzony został w piątek, 15 stycznia, kiedy cała drużyna Trefla Sopot z powodu pozytywnego wyniku testu na Covid-19 znajdowała się na kwarantannie.)

Bilans 12-8, awans do Final Eight Pucharu Polski i 6. miejsce w tabeli Energi Basket Ligi? Jakie spostrzeżenia co do gry zespołu po 2/3 sezonu? Z czego trener jest zadowolony, a co jeszcze wymaga poprawy w grze zespołu?

Na początku, kiedy budowaliśmy skład na ten sezon, postawiliśmy sobie za główny cel awans do fazy play-off, ale tak naprawdę chcieliśmy po prostu wygrywać każde kolejne spotkanie. Patrząc na ten bilans i fakt awansu do Final Eight Pucharu Polski myślę, że to jest fajna sprawa i na pewno ten rezultat nas bardzo cieszy. Jestem zadowolony z tego, że stworzyliśmy dobrą drużynę, a w każdym meczu możemy mieć innego lidera – czy to punktowego czy mentalnego. Uważam, że fajne jest też to, że to jest prawdziwy zespół, który ma dużo mocnych punktów, a każdy z nich potrafi pomagać kolegom na boisku i dzięki temu w każdym meczu możemy mieć innego lidera.

Natomiast jeśli chodzi o mankamenty, to tak jak w każdej drużynie – po pierwsze na pewno nie pomaga nam COVID, choć z tym się liczyliśmy przed sezonem. Te przerwy, które mieliśmy, maratony meczowe, które teraz mamy czy kwarantanna, w której teraz jesteśmy [w dniu wywiadu cały zespół Trefla znajdował się na kwarantannie – red.]. Uważam, że to nie pomaga nikomu z nas ani żadnej drużynie. Trzeba mieć też dużą cierpliwość do zawodników, bo takie przerwy jak ta na kadrę [listopad 2020 rok – red.] plus pandemia, czy niegranie przez 32 dni lub później przesunięty mecz z Anwilem czy z Zieloną Górą – to nikomu nie pomaga. Musimy to jednak zaakceptować, bo taki jest teraz sezon, takie są czasy.

Teraz też jest kwarantanna – chłopaki nie mogą się ze sobą spotykać, nie możemy trenować, siedzimy w domach – jest to ciężkie, później gramy co 2-3 dni mecze, a to jest jeszcze trudniejsze. Natomiast jeśli chodzi o sam zespół to chciałbym, żebyśmy  byli bardziej stabilni. Dotychczas 2-3 dobre mecze przeplataliśmy jednym słabszym, gdzie brakowało tej fizyczności, energii, koncentracji. Natomiast patrząc indywidualnie, to każdy z zawodników robi progres w tym sezonie, ale może być on jeszcze większy i wierzę w to, że na sam koniec sezonu nie tylko ja jako trener będę zadowolony z wyniku, ale też prezesi i zawodnicy. Mam nadzieję, że po prostu kawał pracy który wykonujemy z Krzysztofem Roszykiem, Tobiaszem Grzybczakiem i z całym sztabem przyniesie to, że ci zawodnicy po prostu będą lepsi, tak jak m.in. Łukasz i Michał Kolenda, Dominik Olejniczak czy T.J Haws. Wynik jest bardzo ważny, lecz równie istotne jest to, że ci sportowcy po sezonie w Sopocie poczynią jeszcze większe postępy w grze.

Po kwarantannie Trefla do końca stycznia czekają nas trzy spotkania – z Radomiem, Zieloną Górą i ze Śląskiem Wrocław. Czy to mogą być mecze, które mogą zaważyć o tym, że Trefl po sześciu latach przerwy zagra w play-offach?

Myślę, że każdy następny mecz ważny i jest meczem o play-offy – niektóre drużyny walczą o nie, a niektóre, tak jak np. Radom o utrzymanie w lidze. Najbliższe mecze są ważne, ale czy one zaważą o grze w play-off? Jeśli wygramy trzy razy to będziemy bardzo blisko, ale jeżeli w którymś ze spotkań nam się nie powiedzie, to też nas nie wyrzuci z gry, bo mamy jeszcze kolejne spotkania – czy to z Gliwicami, czy po przerwie na kadrę w lutym. Fajnie byłoby sobie play-offy zagwarantować już teraz natomiast zobaczymy, jak to będzie wyglądało. Na pewno nie jest też łatwo grać po wyjściu z kwarantanny – dwa dni później gramy z Radomiem, trzy dni później gramy z Mistrzem Polski, a na koniec jedziemy do Wrocławia na mecz ze Śląskiem, który też gra dobrą koszykówkę, więc mamy trzech wymagających rywali. Koncentrujemy się na najbliższym meczu z Radomiem i chcemy go wygrać, a później przejdziemy do następnych spotkań. Myślę, że trzy zwycięstwa praktycznie gwarantują już play-offy, ale jak się w którymś z meczów potkniemy, to wcale nie znaczy, że w tych play-offach nie będziemy.

Kluby Energa Basket Ligi dokonują wzmocnień przed najważniejszą fazą sezonu. Trefl na początku grudnia 2020 roku wypożyczył z Tofasu Bursa Nuniego Omota. Czym się trener kierował przy wyborze nowego zawodnika i dlaczego wybór padł właśnie na Omota?

Chcieliśmy poszerzyć rotację ze względu na to, że baliśmy się o kontuzje, a w ostatnim czasie z urazem zmagał się Witalij Kowalenko. Witek miał ciężki początek sezonu, jedną kontuzję przeplatał drugą, ale na szczęście teraz jest już w pełni zdrowy. Stwierdziliśmy jednak, że potrzebujemy kolejnego zawodnika do rotacji. Chodziło nam też o większą intensywność w grze – poza meczem z Ostrowem mogliśmy zobaczyć, że ta intensywność w trzech ostatnich meczach jest coraz większa i jesteśmy bardziej agresywni zarówno w ataku, jak i w obronie. Natomiast ja szukałem zawodnika, który grał i był w rytmie meczowym, bo to było dla nas najważniejsze. Zdajemy sobie sprawę, że większość, która nie podpisała umów, nie grała od stycznia/lutego, więc nie chcieliśmy ściągać gracza, który przez 10 miesięcy nic nie robił i wrzucać go od razu w duże granie. Cieszę się, że znaleźliśmy zawodnika, który był już w Europie i był chętny do gry. Poza tym Nuni jest zawodnikiem ofensywnym, ma duży ciąg na kosz, lubi też szybką koszykówkę, ma bardzo dobry rzut i było też to dla nas ważne, żeby mieć więcej możliwości w ataku.

Kto według trenera na ten moment jest faworytem do mistrzostwa Polski, do grania w finale, półfinale?

Patrząc z perspektywy całego sezonu i z tego co do tej pory zagrały drużyny [do 15 stycznia, czyli dnia przeprowadzenia wywiadu – red.] faworytem wydaje się Zastal, ale cały czas inne zespoły również się wzmacniają – czy to Gliwice, czy to Spójnia, czy teraz Szczecin, który wziął kolejnych dwóch zawodników. Wydaje mi się jednak, że mimo to, głównym faworytem do zdobycia tytułu jest Zastal, który gra najrówniej z tych wszystkich zespołów. Później jest grupa, która pretenduje do bycia w najlepszej czwórce i jest też grupa, która walczy najpierw o play-offy a później o najlepszą czwórkę. Coraz lepiej wygląda też Ostrów Wielkopolski. Natomiast co do dalszych miejsc ciężko mi powiedzieć – jest grupa pościgowa w walce o play-off i o czwórkę, a ja mam nadzieję, że w tej drugiej będzie też Trefl.

Jaki jest zawodnik z zespołu rywala, któremu sztabowi trenerskiemu jest najciężej rozpracować, najciężej go zatrzymać w meczu? Lundberg?

Nie chciałbym się koncentrować na jednym zawodniku – myślę, że bardziej mógłbym się skoncentrować właśnie na tej jednej drużynie. Tak, możemy powiedzieć, że może być to Lundberg czy Groselle z Zastalu, ale cały zespół jest ich dużą siłą i wtedy też ciężej jest zatrzymać te indywidualności. My mamy swój system obrony, który staramy się realizować. Często się sprawdzał, bo mamy 12 zwycięstw. Myślę, że generalnie jako drużyna to Zastal jest najcięższy do rozpracowania, a dodatkowo ma dużo jakościowych zawodników.

Przejdźmy teraz do kariery zawodniczej trenera w Treflu Sopot. W latach 2009-2018 był pan trenerem zawodnikiem Trefla i w tym czasie zdobył trener z Treflem wicemistrzostwo Polski, brązowy medal mistrzostw Polski i dwa Puchary i Superpuchary Polski. W tym czasie został też pan ulubieńcem sopockich kibiców. Jakie jest najlepsze wspomnienie trenera związane z grą w Treflu?

Tych momentów było kilka. Pamiętam jak pierwszy raz przyjechałem do Sopotu – pierwsze treningi z trenerem Prabuckim mieliśmy na plaży, zaś mecze rozgrywaliśmy w Hali 100-lecia. To jest pierwsze wspomnienie. Drugie to pobicie rekordu frekwencji w derbowym meczu z Asseco Arką, gdzie mecz obejrzało ponad 10 tysięcy kibiców. Myślę, że to było coś pięknego zagrać dla takiej szerokiej publiczności i to jeszcze u siebie, w ERGO ARENIE. Co prawda przegraliśmy ten mecz po dogrywce, ale atmosfery z tamtego meczu się nie da zapomnieć. Taką ostatnią, bardzo wzruszającą chwilą, było też pożegnanie mnie jako zawodnika w meczu z Toruniem, gdzie kibice przyszli mnie pożegnać i podziękować mi za grę. Było to dla mnie bardzo wzruszające.

Mecz lub seria, która najbardziej zapadła trenerowi w pamięć podczas gry w Treflu? Może siedmiomeczowa seria w finale z Asseco Prokom Gdynia z 2012 roku albo fantastyczny comeback w piątym meczu ćwierćfinału play-off z Energą Czarni Słupsk z 2014 roku?

Myślę, że jedno i drugie jest dosyć ciekawe. Pamiętam jak dziś, kiedy wygrywaliśmy 2-0 w serii ze Słupskiem [rywalizacja toczyła się do trzech zwycięstw – red.], a dwa kolejne mecze w Słupsku, gdzie mieliśmy ich tak naprawdę „na widelcu” – bo w trzecim i w czwartym meczu wygrywaliśmy nawet 15 punktami – przegraliśmy. Zrobiło się 2-2, a dodatkowo na 7 minut do końca meczu numer 5 przegrywaliśmy chyba 18 punktami. Zdołaliśmy jednak wygrać ten mecz. To było coś niesamowitego i myślę, że można to pokazywać młodym adeptom koszykówki. Zawsze warto walczyć o sukces do końca. Natomiast seria przy 1-3 z Asseco też była dosyć ciekawa, bo wtedy trener Muiznieks na mnie postawił, a my doprowadziliśmy do remisu w tej serii. Co prawda przegraliśmy, ale ta seria była dosyć ciekawa i promująca polską koszykówkę.

Przeciwko jakiemu zawodnikowi w obronie podczas kariery koszykarskiej grało się trenerowi najciężej?

Myślę, że wielu było takich zawodników, natomiast ja zawsze lubiłem bezpośrednią rywalizację. Fajnie to wyglądało. Pamiętam, że prasa pisała o moich zmaganiach z Qyntelem Woodsem [były zawodnik m.in. Asseco Prokom czy AZS Koszalin – red.]. Był to zawodnik dużego formatu, który grał w NBA i miał duże umiejętności koszykarskie. Rywalizacja z nim była bardzo fajna a jeszcze fajniejsze było to, jak udało się go zatrzymać i Trefl wygrał mecz.

Fot. Wikimedia Commons | po prawej Andrej Urlep

Kto jest trenerem, od którego nauczył się pan najwięcej jako zawodnik i szkoleniowiec?

Bardzo dobrze układała mi się współpraca z Andrejem Urlepem, który pokazał mi jak ciężką pracą można uzyskać sukces. Myślę, że dużo wniósł do mojej zarówno zawodniczej kariery, jak i trenerskiej. Co prawda Żan Tabak krótko pracował w Treflu, ale uważam, że jest dobrym trenerem i też dobrze mi się z nim współpracowało. Nie mógłbym też zapomnieć o Dariusie Maskoliunasie i jego litewskiej szkole koszykówki – do dzisiaj też korzystam z niektórych rzeczy, które ćwiczył na treningach w Treflu.

 

Fot. Wikimedia Commons | Łukasz Koszarek

Zawodnik, z którym grało się trenerowi najlepiej w jednym zespole podczas kariery koszykarskiej?

Chodziłem do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Warce i był tam zawodnik, z którym podczas kariery zawodniczej zagrałem jeden sezon, w którym zdobyliśmy wicemistrzostwo Polski. Jest to Łukasz Koszarek. Jako rozgrywający potrafił znaleźć kolegów na boisku, a dodatkowo miał bardzo dobry przegląd pola na boisku.

Poza trenowaniem Trefla, jest też trener od 2015 roku radnym miasta Sopot. Dlaczego zdecydował się pan też pójść w stronę polityki?

Lubię pomagać ludziom. Myślę, że właśnie dlatego podjąłem decyzję, by wystartować w tych wyborach.

Jak się udaje trenerowi łączyć funkcję szkoleniowca i radnego?

Czasami nie jest łatwo – czas poświęcony kosztem rodziny, wolnego czasu, kosztem innych rzeczy… Udawadniam jednak, że da się to pogodzić. Inni radni też mają swoją normalną pracę. Dla chcącego, nic trudnego.

Czy sezon 2018/2019, czyli sezon, w którym został pan trzecim trenerem Trefla walczącego wówczas o utrzymanie w ekstraklasie najbardziej zapadnie w pamięci związanej z karierą szkoleniowca?

Każdy sezon jest inny i ten był dosyć specyficzny, bo w trudnym momencie objąłem stery Trefla, który walczył o utrzymanie. Natomiast kolejny sezon, przerwany z powodu pandemii koronawirsua był już lepszy – skończyliśmy na szóstym miejscu. Za 10-15 lat łatwiej mi będzie odpowiedzieć na te pytanie (śmiech). Każdy sezon jest wyzwaniem, każdy jest inny od wcześniejszych.

Co skłoniło pana, żeby rozpocząć karierę trenerską?

Na początku odpowiadałem w grupach młodzieżowych Trefla za trenowanie wysokich zawodników i współpracowałem też z klubem Sharks Gdynia. Bardzo mi się to podobało. Wróciła ta adrenalina związana z meczami i chęć zwycięstw, więc cieszyłem się, że ponownie mogę być blisko boiska.

Lepiej się trenerowi współpracuje z młodzieżą czy z drużynami seniorskimi?

Myślę, że jedno i drugie jest wymagające i zupełnie inne. Na pewno z grupami młodzieżowymi jest o tyle dobrze, że nie ma takiej presji na wynik, a to moim zdaniem jest istotne w pracy z młodzieżą. Natomiast w grupach seniorskich wygląda to trochę inaczej – tam ta presja jest zdecydowanie większa.

Jak według trenera będzie wyglądał sport, a zwłaszcza koszykówka po pandemii? Co się zmieni?

Wierzę, że ten trudny okres dla koszykówki, ale i dla całego świata, szybko minie i będziemy mogli znowu normalnie funkcjonować. Poprzez pandemię musimy nauczyć się większej pokory, bo niełatwo funkcjonować w dobie kryzysu, który nas aktualnie dotyka. Mam nadzieję, że będziemy sobie bardziej pomagać po tym wszystkim. Jeśli chodzi stricte o koszykówkę to wierzę w to, że kibice wrócą jak najszybciej na trybuny i będą mogli nas wspierać, bo to też jest bardzo ważne. My gramy dla nich i to dla nich chcemy wygrywać!

Czego życzyć trenerowi i Treflowi w tym sezonie i w całym 2021 roku?

Na pewno dużo zdrowia – to jest najważniejsze. Jak będzie zdrowie, to wyniki przyjdą. Mój zespół i ja jesteśmy bardzo ambitni, więc można nam życzyć medalu. Chętnie bym go przygarnął (śmiech). Więc tak jak mówiłem – zdrowia i medalu!

Dziękuję za rozmowę. 

Zdjęcia z tekstu zostały usunięte z przyczyn niezależnych od autora publikacji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *