Szukam prostoty i szczerych emocji

HubertOksana Predko jest uczestniczką programu The Voice of Poland. Już w sobotę, 9 listopada wystąpi w pierwszym z odcinków na żywo.  Specjalnie dla gazety CDN, wokalistka opowiedziała o kulisach programu, pracy nad solowym albumem oraz artystycznej dojrzałości.

Skąd pomysł, żeby wziąć udział w programie The Voice of Poland?

Decyzję wymusiła sytuacja, czyli brak wydawcy, ale przede wszystkim chciałam pokazać, że pracuję już jakiś czas nad materiałem, a tego typu warunki są idealne. Bardzo chcę wrócić do regularnego grania. Ten program akurat najbardziej przypadł mi do gustu ze względu na samą koncepcję przesłuchań. Poza tym liczy się przede wszystkim głos, a nie to, że ktoś ma na przykład fioletowe oczy, zionie ogniem i przy okazji coś tam śpiewa.

Jak odnajdujesz się w tego typu rywalizacji, kiedy zestawia się ze sobą różne wrażliwości i umiejętności?

Rywalizacja jest mi praktycznie obca, zawsze chcę pokazać siebie i to z jak najlepszej perspektywy, bez względu na wynik. Każdy chce być w tym programie jak najdłużej. Zdążyliśmy się polubić, spędzamy ze sobą wiele godzin na próbach. To bomba energii, doświadczeń, emocji i niezwykle zdolnych artystów oraz świetnych ludzi, a każdy jest zupełnie inny. Myślę że rywalizujemy przede wszystkim ze swoimi słabościami, niedociągnięciami i stresem.

Przyjmijmy że uda ci zakwalifikować do dalszych odcinków na żywo. Czy będziesz miała możliwość zaprezentowania autorskiego utworu?

W tej chwili nic mi o tym nie wiadomo, ale bardzo bym chciała. Można powiedzieć, że byłaby to pełnia szczęścia. Pokazywanie się z różnych stron, z odcinka na odcinek, a potem zupełna kulminacja – prezentacja samej siebie w stu procentach.

Już w najbliższą sobotę odbędzie się pierwszy odcinek na żywo. Jaki cel sobie postawiłaś?

Chce przede wszystkim pokazać się z nieco innej strony, to będzie coś zupełnie odmiennego. Przynajmniej taki mam plan, a realia, czyli godziny prób od rana, stres i sam występ na żywo wszystko zweryfikują.

Jak  układa się współpraca z Marią Sadowską? Po reakcjach Marka Piekarczyka można było poznać, że również bardzo chciał z tobą pracować.

Współpraca układa się wyśmienicie. Maria jest bardzo wymagająca, solidna i szczegółowa. Oczywiście w tym wszystkim trzeba przemycić siebie, a to nie jest łatwe. Na tym etapie Maria jest mi najbliższa muzycznie i niczego nie żałuję. Staram się trzymać tej zasady w każdej sytuacji życiowej. Jeśli chodzi o pana Marka, mam same pozytywne wrażenia. Ma ogromny dystans do wszystkiego. To dla mnie zaszczyt.

W pierwszym odcinku przyznałaś, że pracujesz nad solowym albumem. Kiedy możemy spodziewać się premiery tej płyty?

Zawsze boję się tego pytania. Często bywało tak,  że podawałam jakiś termin, a po drodze tyle się działo, więc odpowiem: jak najszybciej.

Niedawno w internecie pojawił się pierwszy utwór z nadchodzącej płyty zatytułowany  „Autobus”, w ambitnym, popowym klimacie. Jak będzie brzmiał cały album?

Stawiam przede wszystkim na śpiewanie po polsku, ale chce przemycić coś po angielsku, bo uwielbiam śpiewać w tym języku. Żyjemy w Polsce,  a polski to wyzwanie i przede wszystkim piękny język. Jeśli płyta okaże się sukcesem, wtedy będzie można myśleć o anglojęzycznym materiale. Przecież tak wspaniale słucha się Meli Koteluk czy Dawida Podsiadło. Brzmienie będzie nieco inne. Dużo ciekawego instrumentarium i „myków” obcych muzyce popowej. To będzie taki popsuty pop, trochę toksyczny. Kolejny raz zaznaczam, że pracuję z genialnym Markiem Dziedzicem.

Kto oprócz Marka pomaga ci w nagraniu tego albumu?

Marek odpowiada za moc instrumentów na tej płycie. Oprócz niego współpracują ze mną: Maciek Gołyźniak i Bartek Mielczarek, z którymi spędziłam wspaniały czas, śpiewając w zespole Toronto. Poza tym na płycie zagrają też: Piotr „Łycha” Łyszkiewicz oraz Wojciech Makowski. Liczę także na współpracę z Lechem Mateckim. To cudowny człowiek i znakomity muzyk.

Drużyna MariiPatrząc z perspektywy czasu, nie żałujesz, że zespół Toronto zakończył swoją działalność, mimo tak ogromnego potencjału? Biorąc pod uwagę fakt, w jakim miejscu teraz jesteście, z kim gracie, gdzie koncertujecie. (M. Gołyźniak i B.Mielczarek grają w zespole Moniki Brodki, bracia Załeńscy tworzą grupę Manchester, przyp. red.)

Nic nie dzieje się bez przyczyny. Spędziliśmy ze sobą piękny czas, włożyliśmy moc pracy i poświęcenia, a potem każdy poszedł w swoja stronę. Nie ukrywam, że przez jakiś czas nie mogłam się z tym pogodzić. Dzisiaj każdy z nas jest inny i robi swoje, ale częściowy powrót będzie i to jest piękne. Nie mogę doczekać się koncertów z najlepszą sekcją w tym kraju.

Powiedziałaś, że każdy z was się zmienił. Czy zmieniło się tez twoje postrzeganie muzyki? Możesz o sobie powiedzieć, że jesteś świadomą artystką?

Muzyka zawsze była najważniejsza i to się nie zmieniło, ale dzisiaj czuję, że to mnie bardziej przenika, śpiewam bardziej świadomie, prawie każdą komórką. Niestety, ma to związek z różnymi negatywnymi wydarzeniami w moim życiu, ale absolutnie niczego nie żałuję, bo wszystko płynie, a poza tym świadomość przychodzi z wiekiem. Nie jestem w stanie siebie ocenić. Na pewno nabrałam doświadczeń i dystansu, sporo dojrzałam. Powiem jak Scarlett Johansson u Woody’ego Allena: „Nie do końca wiem czego chcę, ale wiem czego nie chcę”.  Cały czas szukam, to właściwie na tym polega, a szukam prostoty i szczerych emocji.

Twoje największe marzenie?

Marzę o tym, żeby nie mieć problemów ze zdrowiem, reszta jest w moich rękach, więc mogę wszystko. Chcę jak najdłużej żyć muzyką i z muzyki. Głowa mi pęka od marzeń, zabraknie nam tu miejsca. Więc może marzenie na czas najbliższy? Skok ze spadochronem, może nareszcie się odważę. Poza tym, trio z Melą Koteluk i Dawidem Podsiadło.

fot. materiały promocyjne

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

jedenaście − 6 =