Daddy G opanował Sfinksa
3 min readJeśli 24 kwietnia zabrakło Was na imprezie Legendary Beats , proponuję wsiąść jeszcze dzisiaj w pociąg i pojechać do Warszawy lub Krakowa, żeby zdążyć na koncert i przeżyć te same emocje, co sopocka publiczność w czwartkową noc. Daddy G w Sfinksie zabrał wszystkich w swoją muzyczną podróż i nie pozwolił nawet na chwilę przerwy.
Już od godziny 21, mimo niewielkiej publiczności, atmosferę podkręcali Eprom i Fisz. Przez dwie godziny nie zabrakło świetnej muzyki – dj’owie na pewno udowodnili, że są genialni i kryją w sobie ogromny talent. Gdy już kończyli, obok nich pojawił się Daddy G, który sprawnie zaczął przygotowywać się do swojego występu. Na twarzach ludzi było widać podekscytowane uśmiechy, nie mogące doczekać się głównej części imprezy. Na sam początek Daddy G przywitał wszystkich, podziękował za przyjście i… szybciutko się pożegnał, oczywiście po to, żeby w końcu zacząć grać. Zaczął spokojnie, wszyscy zaczęli wczuwać się w muzykę, po około 10 minutach wystąpiła chwilowa usterka techniczna, ale nikt się tym nie przejął – publiczność wraz z wykonawcą zaśmiali się i bawili się dalej. Wtedy zaczęła się podróż, która cudownie trwała i wprowadzała wszystkich w jeszcze lepszy nastrój. Godzina minęła błyskawicznie, publiczność bawiła się niesamowicie, tańczyła i po prostu fazowała! – Jest tak… chillowo – powiedziała Hania. Koło północy każdy zaczął klaskać, ponieważ Daddy G uradował wszystkich utworem „Unfinished Sympathy” – sielanka trwała w zaparte. Było widać, że sam wykonawca dobrze spędza czas, ciągle bujał się i podrygiwał za sterami. Było już blisko końca, ale nikt nie zrezygnował. – Czuję się wykończona, bo tak bardzo się wytańczyłam – powiedziała Ewa – moje oczekiwania zostały spełnione w 100%! Reszta publiczności miała podobne odczucia. – Warto było czekać na niego 3 godziny, to jest to. Najlepszy koncert! – odpowiedziała uśmiechnięta Agnieszka. Jest jedna rzecz, której zabrakło, a mianowicie kilku kolejnych godzin tego niesamowitego koncertu. Emocje trwały w najlepsze do samego końca, każdy po koncercie był zmęczony, ale szczęśliwy. Na koniec Daddy G podziękował, pożegnał się, po czym zszedł do baru i rozmawiał z ludźmi. Zapytany o to, jak się czuje po koncercie w Sopocie, powiedział – Ja kocham podróżować i gdy przyjeżdżam w takie miejsca, czuje się świetnie. Dzielenie się muzyką, wprowadzanie ją w życie jest po prostu niesamowite. Bilety na to wydarzenie nie należały do najtańszych, ale właśnie na tę muzyczną podróż, warto było wydać każde pieniądze. Miejmy nadzieję, że w najbliższym czasie Magnetic Group postanowi uszczęśliwić Was wszystkich i zorganizuje znowu tak świetną imprezę, która miała miejsce w sopockim Sfinks700. Na sam koniec zostawiam zdanie Ewy, które idealnie podsumowuje czwartkową noc. – W takich chwilach, życie jest piękne.
Zdjęcia: Hanna Jakóbczyk