02/12/2024

CDN

TWOJA GAZETA STUDENCKA

Diabelski Pamiętnik #21: Nowa Era

6 min read
Era bezkrólewia na Old Trafford minęła bezboleśnie.

źródło obrazów: pixabay; grafika: własna

Era Erika Ten Haga dobiegła końca. Przez bezkrólewie Manchester United przeprowadził Ruud Van Nistelrooy. Udało mu się zanotować 3 zwycięstwa i remis. Po holenderskich rządach przychodzi czas na Rubena Amorima. Portugalczyk ma przed sobą misję przywrócenia klubu z Old Trafford na szczyt. Jeżeli mu się powiedzie, zapewni sobie nieśmiertelność. Jest to jednak zadanie okupione sporym ryzykiem.

Ostrzeżenie: Niniejsza rubryka może zawierać w sobie duże pokłady nadziei i optymizmu. Jej przeczytanie grozi bolesnym rozczarowaniem w przyszłości. Przed lekturą skonsultuj ten pomysł z rodziną i bliskimi.

Era Ruuda niczym powrót do przeszłości

Trudno w to uwierzyć, drogi Pamiętniczku, ale Manchester United nie zanotował porażki od czasu zwolnienia Erika Ten Haga. Jeszcze nie opadł kurz po zwolnieniu Holendra, a pojawiły się wieści, że zatrudniono Rubena Amorima. Pojawił się jednak pewien problem. Portugalczyk miał w swojej umowie ze Sportingiem Lizbona zapis, że w przypadku odejścia, będzie musiał przepracować okres wypowiedzenia. Na Old Trafford nie mieli więc innego wyboru, jak tylko poczekać. Na szczęście pod ręką był Ruud Van Nistelrooy.

Legendarny napastnik, a obecnie obiecujący szkoleniowiec, miał przed sobą trudną misję. Era bezkrólewia to zazwyczaj okres, w którym ciężko o zdobycze punktowe. Nie napawał optymizmem również fakt, że Czerwone Diabły przypominały raczej Klub Przyjaciół Myszki Miki niż poważny zespół z Premier League. Na całe szczęście dla kibiców klubu z Old Trafford, 2 tygodnie pracy Holendra zostaną zapamiętane jako całkiem przyjemne czasy. Udało się zanotować 3 zwycięstwa i remis, co w porównaniu z końcówką rządów Ten Haga, należy uznać za niemały sukces.

Manchester United wreszcie dał fanom bramki, których tak brakowało od dłuższego czasu. Chociaż styl gry nie należał do najpiękniejszych, można było zachwycić się skutecznością. Już w pucharowym starciu z Leicester Czerwone Diabły zaaplikowały rywalom 5 trafień. Chociaż Lisy wystawiły drugi garnitur, to i tak trudno było znaleźć kibica, który nie cieszyłby się z wyniku 5:2. Już wtedy czułem, mój Pamiętniczku, że era Van Nistelrooya będzie czymś, czego potrzebował mój ukochany zespół.

Do przodu krok po kroku

Z każdym kolejnym meczem było widać rozwój drużyny z Old Trafford. Wyglądało to tak, Pamiętniczku, jakby piłkarze uczyli się gry od nowa. Krok po kroku zyskiwali pewność siebie, konsekwencję i wyrachowanie. Już w starciu z Chelsea, która rozgrywa całkiem udany sezon, dało się zauważyć progres. Mimo tego, że ostatecznie padł remis, gra United opierała się na dyscyplinie, co do tej pory raczej nie należało do rzeczy oczywistych. Niewiele zabrakło (a konkretnie kilku lepszych decyzji Alejandro Garnacho), by Ruud Van Nistelrooy pokonał chwalonego za pracę w Londynie Enzo Marescę. Chyba tylko Roy Keane był niezadowolony.

Kolejny kroczek udało się postawić w Lidze Europy. Przed spotkaniem z PAOK-iem Saloniki, Czerwone Diabły miały na koncie serię 3 remisów. Każda era jednak się kończy i tymczasowy menedżer może się pochwalić przełamaniem wstydliwej passy. Gdybyś tylko mógł, drogi Pamiętniczku, zobaczyć Amada Diallo w tym meczu! Iworyjczyk w pojedynkę rozmontował obronę Greków i to dwukrotnie! Jedyne, co martwiło, to gorsza postawa reszty zespołu.

Zwieńczeniem krótkiej kadencji Van Nistelrooya w roli pierwszego trenera miało być drugie starcie z Lisami. Tym razem Leicester wyszło już na galowo, ale znów musiało uznać wyższość drużyny z Old Trafford. 3 bramki wystarczyły, by zapewnić United wysokie zwycięstwo, a co najważniejsze – podreperować bilans goli. To Holender, jak słusznie zauważył The Athletic, rozpoczął proces uzdrawiania Manchesteru. Po poniedziałkowym spotkaniu z Rubenem Amorimem, ogłoszono, że era jego pracy w sztabie Czerwonych Diabłów dobiegła końca.

Nowa hierarchia

Nie spodziewałem się, Pamiętniczku, że legendarny napastnik wypadnie tak dobrze w tymczasowej roli. Za jego największe osiągnięcie trzeba uznać wstrząśnięcie szatnią i postawienie fundamentów pod nową hierarchię na Old Trafford. Bruno Fernandes dotąd dołował, ale kiedy trzeba było wziąć odpowiedzialność, od razu zaczął znów ciągnąć drużynę w górę. Największym wygranym przejściowego okresu jest jednak wspomniany już Amad Diallo. Skrzydłowy pokazał, że decyzja Ten Haga o zabraniu mu minut była sporym błędem.

Na przestrzeni 4 meczów Iworyjczyk zanotował 2 gole i asystę, będąc najlepszym na boisku w starciu z PAOK-iem. Już teraz można stwierdzić, że przy takiej jego dyspozycji Antony może pakować manatki. Z kolei kapitan pod wodzą Ruuda uzbierał 4 gole i 2 asysty, a co najważniejsze, wpływał swoimi dobrymi występami na postawę całego zespołu. Ta dwójka może tylko zyskać na przyjściu nowego trenera. Amorim jest znany ze swojego uwielbienia dla graczy oferujących intensywność.

Graczy na fali wznoszącej jest więcej. Wyraźnie odżył Casemiro. Brazylijczyk w końcu dobrze czuje się w środku pola. Spora w tym zasługa Manuela Ugarte. Urugwajczyk, który notabene grał już dla Amorima w Sportingu, potrafi zabezpieczyć kluczowe strefy. Matthijs de Ligt wyrasta za to na lidera defensywy. Trzeba też docenić Andre Onanę, bo goalkeeper po cichu wykonuje kapitalną robotę między słupkami. Kiedy dodać do tego Noussaira Mazraouiego i kilka innych postaci, przyszłość zaczyna wyglądać obiecująco.

Era Amorima niczym skok w przyszłość

Nowy szkoleniowiec nie ma wiele czasu na zdziałanie cudów. Oficjalnie powitano go w poniedziałek, a pierwszy mecz pod jego wodzą czeka Czerwone Diabły 24 listopada. Spotkanie z Ipswich raczej nie zapowiada się jeszcze na przełomowe, ale już w grudniu w terminarzu widnieją Arsenal czy Manchester City. Największym znakiem zapytania w przypadku Rubena Amorima jest zaś kwestia ustawienia. Czy będzie próbował wdrożyć swoją ulubioną taktykę 3-4-3? Premier League rzadko widywała takie pomysły, ale skoro Portugalczyk zapracował już na miano rewolucjonisty, można się spodziewać, że nie zrezygnuje tak łatwo ze swojej wizji gry.

Musisz przyznać, drogi Pamiętniczku, że ten trener dał sporo radości kibicom Manchesteru United jeszcze zanim pojawił się na Old Trafford. Kiedy jego Sporting Lizbona demolował sąsiadów z Etihad, na fanowskich forach wrzało. Różnica jednak polega na tym, że Amorim w ojczyźnie miał do dyspozycji grupę swoich zawodników, których dobrał i ukształtował na swoją modłę. W Anglii trafi do nowej szatni i będzie musiał radzić sobie z zupełnie inną grupą ludzi. Czeka go sporo trudnych decyzji, które dotyczą między innymi Marcusa Rashforda, Masona Mounta czy Luke’a Shawa.

Pewne jest jedno: zaczyna się zupełnie nowa era w historii Czerwonych Diabłów. Sir Jim Ratcliffe postawił na gorące nazwisko. Amorim już teraz ma status legendy w Portugalii i oczekiwania wobec niego są astronomiczne. Z drugiej strony podobnie opisywano każdego kolejnego szkoleniowca, który miał zastąpić sir Alexa Fergusona. Jak dotąd nikomu się to nie udało. Nie wiem, jak ty, drogi Pamiętniczku, ale ja uważam, że nadszedł czas, by spojrzeć w przyszłość. Niech Ruben pisze swoją własną historię. Najlepiej taką ze szczęśliwym zakończeniem.