Propaganda, farmy i choroba – dezinformacja
5 min read4,5 miliona wpisów o charakterze antyimigranckim i antymuzułmańskim. Tyle postów według ustaleń Anne Applebaum zdołała wygenerować przed wyborami w 2019 roku siatka użytkowników Twittera, skupiająca się wokół hiszpańskiej partii Vox. Wojna informacyjna w sieci to źródło niebezpieczeństw, niekończąca się gra, która odwraca uwagę, wprowadza niepokój i destabilizuje.
Wspomniana hiszpańska partia Vox to prawicowe ugrupowanie, którego skok popularności zbiegł się z separatystycznymi ruchami w Katalonii. Przywódca partii Abascal Santiago wyrósł na silnego męża stanu w oczach wyborców, gdy najgłośniej nawoływał do stanowczych działań państwa w tej kwestii, a przynajmniej tak to wyglądało w sieci. Vox umiejętnie rozgrywa swoją działalność medialną, kreując manipulacyjne kampanie uderzające w konkretne mniejszości etniczne i wyznaniowe. Przykładem niech będzie post szerzący się w sieci, którego głównymi rozsyłaczami były trolle skupione wokół Voxu. Ukazywał on rzekome rozruchy i zamieszki w dzielnicach Paryża, zamieszkałych przez muzułmanów. Po dogłębnej weryfikacji okazało się, że na nagraniu widoczne były nagrania protestów antyrządowych w Algierii. Partia wykorzystuje medialną manipulację do budzenia narodowej tożsamości, rozsiewając w społeczeństwie eurosceptyzm, a także nostalgię wobec „Wielkiej Hiszpanii”, którą trzeba budować na nowo.
Internetowe trolle to problem naszych czasów. Ich zespoły działające dla wielu klientów tworzą w internecie rozległe sieci. Uwiarygadniają swoje konta, znają techniki wzajemnego wsparcia, obserwacji, napędzania machiny dezinformacji. To pasożyty żerujące na społecznych nastrojach, zaczynające ucztę zawsze tam, gdzie pojawiają się emocje. Z usług farm korzystają często klienci z dwóch stron barykady, a przy tym dokonuje się silna polaryzacja. Lewica, prawica, partie i wielkie firmy — tak naprawdę wszyscy.
Konta trollerskie to na pierwszy rzut oka niewinnie wyglądające profile o tematyce kulturalnej i lifestylowej, które przemycają do internetowej dyskusji określone poglądy. To ciepło domu i dokumentowanie codziennych sukcesów, zaraz obok ideologicznej walki na śmierć i życie. W opisach ich kont znajdziemy informacje o założycielach: „Dzielna matka”, „Lewicowy działacz”, „Prawdziwy Polak”, „Zwykły obywatel”, czy „Obrońca polskości i interesu narodu”. To często nowo powstałe profile, intensywnie ubogacane zdjęciami obiadu i zrobionego prania, a to wszystko dla zwiększenia wiarygodności. Przepełnione są tandetnymi i kradzionym fotografiami przerabianymi w photoshopie. Chociaż świadoma i rozeznana w sieci osoba rozpozna trolla, większość użytkowników Twittera nie dostrzega problemu i co ciekawe, nie ma to na dłuższą metę tak dużego znaczenia. Dlaczego? Wydawać by się mogło, że nie w jakości kont trollerskich leży sukces ich działalności, a w ilości generowanych przez nie fałszywych i prowokujących treści. To farmy, które przeprowadzają zmasowane ataki, tworząc nieprawdziwy wygląd debaty publicznej. Przez zabójcze tempo codzienności i przebodźcowanie, wielu z nas porusza się w sieci w sposób intuicyjny, mechaniczny i zautomatyzowany. Internet to nie tylko miejsce młodych i świadomych, osobom mniej doświadczonym, wiele rzeczy, które w nim znajdują, wydaje się stuprocentową prawdą. Widząc komentarze danego użytkownika na Twitterze i w innych mediach, nie zawsze zaglądamy głębiej. Co ciekawe, na fake konta nabierają się nawet doświadczeni politycy, którzy toczą z nimi zagorzałe dyskusje, wystawiając się przez to na pośmiewisko. Niestety łatwowierni użytkownicy mediów często podłapują szkodliwe i fałszywe treści. Są manipulowani, a wokół społeczności, w których się zrzeszają, powstaje aura „Głosicieli prawdy”, którzy „Włączyli myślenie”, czyli „Cały świat jest przeciwko nam, musimy zacząć walkę”.
Omawiane zjawiska widoczne była bardzo mocno podczas pierwszych fal pandemii koronawirusa. Olbrzymie zmiany, niepewność i przeniesienie codzienności do sieci sprawiło, że trolle wyszły ze swoich jam i rozpoczęły wojenną kampanię. Szczepienia, 5G, choroby i lockdown, to tylko niektóre z pól, jakie zagarnęły pod swoje uprawy. Pandemia to multum fake newsów, które jak już stwierdziliśmy, pojawiają się zawsze tam, gdzie emocje. Fałszywe informacje, a raczej ich roznosiciele, żerują na naszym strachu. Ma to się zarówno do światowej epidemii, jak i trwającej wojny w Ukrainie. Co ciekawe, bardzo duża ilość kont o charakterze antycovidowym, po inwazji Rosji na Ukrainę zamieniła się w profile przepełnione putinowską wizją świata. Pokazuje to, że antyszczepionkowe i negujące pandemię kampanie były w jakimś stopniu napędzane ze wschodu.
Szczególnie na działania dezinformacyjne ze strony Rosji narażeni jesteśmy my, Polacy. Kreml bardzo dba o propagandę i robi to skutecznie na rynku wewnętrznym. Swoje działania od wielu lat kieruje również poza granice kraju. Proukraińska postawa milionów Polaków jest co dzień poddawana próbie, a bronią Kremla w tej dziedzinie jest strach i nieprawda. Kłamstwa, manipulacja i potęgowanie historycznych zaszłości między Ukrainą a Polską. Świadectw takich działań są tysiące, a wiele z nich niesie za sobą realne konsekwencje, np. pojedyncze przykłady przestępstw wśród kilku milionowej grupy uchodźców przedstawia się jako problem masowy, który dotknie każdego z nas. Prowadzi to do wielu nieporozumień i koncertu oszczerstw. Rosyjska dezinformacja to także straszenie konsekwencjami naszych działań, wśród których kładzie się nacisk na te ekonomiczne i militarne skutki.
Szerokim echem odbił się fake news dotyczący pomysłu zmiany nazwy jednej z warszawskich ulic, znajdującej się przy rosyjskiej ambasadzie. Opierał się on na dokumencie, który rzekomo został spisany przez polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Głosił on, jakoby ulica ta decyzją polskich dyplomatów miała od teraz nosić nazwę — ul. Stepana Bandery. Jest to ewidentne włączenie płyty „zaszłości historyczne”, która nie prowadzi do opartej na faktach rzeczowej dyskusji na trudne tematy, a wyłącznie gra na emocjach.
Chociaż brzmi to jak milion razy odgrzewany kotlet — w sieci musimy być uważni. Fake newsy to niebezpieczeństwo, często pod ich wpływem ludzie mogą podejmować szkodliwe i niebezpieczne działania. Naszą bronią są mechanizmy, które proponują konkretne media społecznościowe. Gdy rozpoznamy trolla, możemy go zgłosić. To jednak nie wszystko, gdyż istnieje wiele organizacji factcheckingowych. Działają jako niezależne portale, których misją jest obalanie mitów i sprawdzanie podejrzanych informacji. Przykładem jest Demagog.org.pl, czyli stowarzyszenie obalające fake newsy i weryfikujące wypowiedzi osób publicznych. Możemy więc zobaczyć, który z polityków dopuścił się manipulacji, bądź fałszu. Sprawdzajmy, badajmy i nie bądźmy naiwni. Trolle i ich pracodawcy czekają tylko na naszą nieuwagę.