Takie tam wzorki: gra „Mandala” — Kości zostały rzucone #8

„Mandala”

fot. Maksymilian Dikti

„Tworzenie mandali to element prastarego świętego rytuału. Z barwionego piachu usypuje się symboliczną mapę świata, by po chwili uroczyście ją zniszczyć, a piach zmieść do rzeki, odwzorowując w ten sposób nieskończony cykl życia, śmierci i odrodzenia” – taki wstęp znajdziemy na początku instrukcji do gry „Mandala”. Właśnie to będziemy w tej grze robić – tworzyć mandale. Jednak nie z piasku, tylko przy użyciu kart.

  • Liczba graczy: 2
  • Wiek: 10+
  • Czas rozgrywki: około 20 minut
  • Cena: około 60 zł (sprawdź)

Mimo pięknego wykonania gry i tego fabularnego wstępu nie poczujemy się raczej tak jakbyśmy byli częścią jakiegoś wschodniego rytuału. Nie oznacza to jednak, że ten dwuosobowy tytuł należy omijać szerokim łukiem. Wręcz przeciwnie.

Sztuka dla rywalizacji

W grze znajdziemy matę do gry i sporą talię, która zawiera karty „piasku” w sześciu różnych kolorach. Gracze będą wykonywać tury naprzemiennie i zawsze będą musieli wybrać jedną z trzech dostępnych akcji. Mogą dołożyć jedną kartę na środek jednego w dwóch miejsc na mandale oraz dobrać trzy, dołożyć dowolną ich ilość w jednym kolorze po swojej stronie jednego z miejsc na mandale lub, w ostateczności, odrzucić dowolną ilość kart w jednym kolorze i dobrać ich tyle samo z talii. Będziemy w ten sposób dążyli do przewagi po swojej stronie, aby uzyskać jak najwięcej piasku ze środkowych pół mandali.

Wydaje się proste, ale tak naprawdę „Mandala” wymaga nieco kombinowania i przewidywania. Nie możemy bowiem umieszczać piasku, gdzie chcemy, ale według określonych zasad, związanych z kolorami. Gdy dany kolor pojawi się w konkretnym miejscu jednej z mandali, nie może pojawić się już nigdzie indziej po tej stronie maty. To znaczy, że gdy np. umieszczę trzy zielone karty, po swojej stronie lewej mandali, przeciwnik nie będzie mógł dołożyć do tej mandali już zielonego piasku, zarówno po swojej stronie, jak i na środku. Dodatkowo istotny jest tu aspekt tego, kiedy mandala się niszczy. Dzieje się to w momencie, gdy dana mandala, jest złożona ze wszystkich sześciu kolorów. Wtedy następuje zebranie kart, czyli sposób, w który punktujemy w grze.

„Mandala”

Ta mandala składa się już z 6 kolorów, zostaje więc podzielona. Najpierw karty ze środka wybierze gracz, który umieścił po swojej stronie 4 karty (ma większość). Gracze będą dzielić się naprzemiennie, aż zostaną zabrane kolory zielone, fioletowe i czerwone.
fot. Maksymilian Dikti

Punkty, punkciorki, punkciki

Gdy mandala zostaje skończona, niszczymy ją i część kart zabieramy do swojej puli. Będziemy naprzemiennie zabierali jeden kolor, ze środka skończonej mandali, zaczynając od gracza, który po swojej stronie, ma więcej piasku. W ten sposób zbierzemy wszystko ze środka, a karty po swoich stronach odrzucimy z gry i mandale będzie można tworzyć na nowo. Co robimy jednak z kartami, które zabierzemy? Będą nam one przynosiły punkty pod koniec rozgrywki, zależnie od tego, gdzie zostaną umieszczone.

Gdy zabieramy pierwszą kartę danego koloru np. zieloną, zamiast położyć ją na swój zakryty stosik punktujący tzw. misa, umieszczamy ją na pierwszym wolnym polu „rzeki”. Te pola, są ponumerowane od 1 do 6 i będą definiowały, ile konkretny kolor jest wart dla mnie pod koniec gry. Gdy więc pierwszym wolnym polem, dla mojej zielonej karty, jest pole z numerem 2, to tam ją umieszczam i za każdy zielony piasek w mojej misie otrzymam później dwa punkty zwycięstwa.

Wszystkie powyższe mechaniki, w pewien sposób licytacji i swoistego wyczekiwania przeciwnika, zapewniają nam naprawdę sporo pola do popisu. Musimy decydować się, czy podbijać siłę po swojej stronie mandali, czy też wartość nagrody, którą możemy otrzymać. Tor „rzeki”, które będzie pomagał nam ustalić, ile punktów dostaniemy, wymusza na nas konkretne działania i zbieranie kart w konkretnym kolorze. Dopiero ostatni, który zbierzemy, da nam aż po 6 punktów, ale gdy któryś z graczy będzie miał już wszystkie barwy, gra się kończy. Możemy więc kontrolować tempo rozgrywki – ryzykujemy zbierając więcej kart o niskich wartościach lub szybko kończymy grę, zbierając jedną solidną nagrodę, za piasek o najwyższej wartości.

Ręcznik zamiast planszy

Same karty, mimo że jest ich tylko sześć rodzajów, są naprawdę ładne. Oprócz pięknych kolorów cechuje je nietypowy, kwadratowy kształt. Na uwagę zasługuje jednak bardziej mata do gry, która jest bardzo ładna, ale o dziwo, wykonana jest w 100% z bawełny, zamiast z gumy, jak to zazwyczaj z matami bywa. Na metce znajdziemy nawet informacje potrzebne do wyprania naszego „ręcznika”. Jest to delikatnie zabawne, ale zupełnie mi nie przeszkadza. Mata jest ładna, dobrze wykonana i co najważniejsze, spełnia swoją funkcję.

„Mandala”

fot. Maksymilian Dikti

Kolejna gra dla dwóch osób do kolekcji!

Bardzo podoba mi się tempo rozgrywki i ilość możliwości ukryta w trzech dostępnych akcjach. Nie da się ukryć, że losowość w dobieraniu kart może mieć znaczenie, chociażby gdy mandala składa się już z pięciu kolorów, a my nie możemy znaleźć w talii ostatniego, brakującego do jej ukończenia. Nie przeszkadza mi to jednak za bardzo, bo nawet jeśli nam się wyjątkowo nie poszczęści, to gra kończy się na tyle szybko, że od razu możemy przystąpić do rewanżu. System, który wyznacza to, za ile punktowane będą karty pod koniec rozgrywki, również jest bardzo dobrze przemyślany i wymusza na nas pewien konkretny kierunek w zbieraniu piasku. Dodatkowo pomaga w tym to, że już na początku partii, mamy w naszym zakrytym stosie kart punktujących, dwie losowe, które nieco nam pomogą zdecydować, o jaki kolor chcemy w tej grze najbardziej zawalczyć.

Jak widać „Mandala” to prosta, ale wymagająca nieco kombinowania gra logiczna. Jest pięknie wykonana i stosunkowo tania, więc to świetny wybór, jeśli szukacie szybkiej gry dwuosobowej. W mojej kolekcji zagościła już jakiś czas temu i na pewno w niej pozostanie.

8/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

jedenaście − 6 =