(Nie)Ironicznie#4 – Poprawka

Na wstępie chciałem pogratulować wszystkim, którzy dotrwali do tego mrożącego etanol w żyłach (-115 °C) okresu w roku akademickim, kiedy to sprawdzeniu ulegnie znajomość każdego przecinka w literaturze, umiejętność systematyzowania wiedzy, aktywnego słuchania oraz odporność na stres i ból w krzyżu po pół roku spędzonym na e-learningu. Słowem: nadeszła sesja…

Przyznam, że się denerwuję i z pewną dozą pewności podejrzewam, że nie jestem jedyny. Ale spokojnie, Prorektor ds. Studentów i Jakości Kształcenia dał nam wszystkim złotą radę na ten niewątpliwie stresujący czas: Najważniejsza jest oczywiście wiedza i odpowiednie przygotowanie do zaliczeń i egzaminów, ale jak to czasami bywa, każdemu może zdarzyć się jakieś potknięcie”. Możliwe, że miałem zbyt wielkie nadzieje wobec pliku „Kilka porad na czas sesji (1)”, naiwnie liczyłem, że dowiem się na przykład: jak systematyzować wiedzę? Albo: jak dbać o swoją kondycję psychiczną po roku siedzenia w samotności? Cieszyłbym się nawet z: „Top 5 sposobów na rozładowanie stresu” – z czegokolwiek, co nie byłoby truizmem zakropionym nutką niedowierzania w nasze zdolności. Jeżeli brać pod uwagę użyteczność, to porady Prorektora ds. Studentów i Jakości Kształcenia dotyczące sesji da się streścić do: „Można poprawiać, nie można ściągać”. Tyle…

Zanim zostanę relegowany, chciałem dodać, że obraza Jego Magnificencji Prorektora ds. Studenckich i Jakości Kształcenia nie była moim celem. Jako że felieton, w którym kreuję się na omnipotentnego (nie mylić z impotentem) mistrza googlowania, nosi dumny tytuł (Nie)Ironicznie, to, żeby nikt nie czuł się oszukany, gdzieś tę ironię byłem zmuszony wpleść, a moją ofiarą została uboga w konkrety, ale formalnie poprawna lista porad Prorektora, której współautorem jest Parlament Studentów… Zanim narażę się komuś jeszcze, uczciwie ostrzegam, że dalsza część felietonu będzie wybitnie nieironiczna.

Bezdomność

Zapewne nikt się nie spodziewał tak misternego przejścia, które od samego patrzenia wywołuje dysonans poznawczy. Ale właściwie z bezdomnością jest trochę tak,jak z niezdaną sesją: można spróbować swoich sił na poprawce, ale w końcu pojawia się chęć, by odpuścić i zostać skreślonym… niestety nie z listy studentów, a z listy Ludzi…

– Patrzcie go – odezwie się urażona duma studenta kulturoznawstwa – znów pisze na tematy, o których nie ma pojęcia!

A tu niespodzianka, mam w zanadrzu asa w postaci historyjki, która zdarzyła się naprawdę (dane osobowe zmienione).

W prehistorycznych czasach liceum, kiedy wszystko wydawało się prostsze, a podróż komunikacją miejską nie wiązała się z ryzykiem zarażenia śmiertelnym wirusem, ogromną frajdę sprawiała mi jazda autobusami. Jako że były to też czasy przed wymianą floty GAiT-u, długą samą w sobie trasę między liceum a domem wydłużał dodatkowo stary Mercedes, w którym automatyczne drzwi właściwie otwierano ręcznie, a klimatyzacja grzała pełną mocą, niezależnie od pory roku i woli kierowcy. Do takiego autobusu, koło 6.15 rano wsiadł Jasiek, niechlujnie ubrany i pachnący jak miejsce, w którym spał, bezdomny. Omiótł podróżnych ciekawskim spojrzeniem małych oczek. Podróżni z kolei za punkt honoru postawili sobie zignorować pojawienie się Jaśka w autobusie, posuwając się do takich ostateczności jak rozpoczęcie rozmowy o niczym ze współpasażerem. Jasiek usiadł koło mnie i tak zaczęła się nasza znajomość. Podróżowaliśmy tak razem średnio raz w tygodniu, przez ponad rok i można powiedzieć, że się zakolegowaliśmy. Otrzymałem nawet tytuł „przyjaciela”, potwierdzony na piśmie w pięknej laurce z dedykacją. Uważam go za najważniejszy tytuł, jaki zdobyłem w życiu (na drugim miejscu jest „Absolwent gimnazjum”), bo oznacza on pewien związek, niemalże mistyczne dopuszczenie do zamkniętego świata Jaśka, niedostępnego dla zwykłych śmiertelników. Faktycznie, w środowisku autobusiarzy, straciłem status licealisty, a zostałem „kumplem śmierdziela” – wtajemniczeni woleli stać niż dosiąść się do mnie, bo wiedzieli, że na Lipowej pojawi się niezbyt miłe dla nich towarzystwo. I tak oto dowiedziałem się, jak wszyscy mamy gdzieś drugiego człowieka. Tego dnia ludzie patrzyli na Jaśka, rozmawiającego ze mną o pogodzie, jak na brudną małpę w cyrku, jak na ciekawe dziwadło. Inni w ogóle go ignorowali.

Często zapominamy, że kryzys bezdomności jest najbliższym nam kryzysem humanitarnym. Liczymy, że magicznie zniknie, problem w tym, że nadal uparcie trwa w cieniu naszego pola świadomości.

Bo jestem pewny, że nie wiecie, że Gdańsk jako pierwsze miasto w Polsce przyjął Kartę Praw Osób Bezdomnych w lutym 2020 roku. Na papierze jest to ogromny krok naprzód, bo przywraca bezdomnym prawa człowieka, które po cichu utracili. Bo czy bezdomny może głosować? Prawa wyborcze należą do podstawowych praw człowieka pierwszej generacji i w myśl zasady niezbywalności, nikt, również bezdomni, nie może ich stracić lub być ich pozbawionym. Technicznie jednak, w związku z brakiem adresu zameldowania, bezdomni nie figurowali na listach w komisjach wyborczych, co de facto pozbawiało ich prawa głosu. W Gdańsku Karta przywraca tysiącu (dane na 2019 rok) bezdomnym to i inne prawa,  m.in.: dostęp do opieki medycznej na równych prawach, poszanowanie prywatności czy dostęp do urządzeń sanitarnych, w celu zapewnienia podstawowych potrzeb higienicznych, a także dostęp do tymczasowych schronień.

– No i wszystko super! – odezwie się uradowany student kulturoznawstwa – I po co ferment siejesz?

Bo, po pierwsze, to rozwiązanie funkcjonuje na razie TYLKO w Gdańsku, co znaczy, że objętych Kartą jest około 3% bezdomnych w Polsce. Po drugie, samo uchwalenie jakiegoś aktu prawnego nie sprawi z dnia na dzień, że zmienią się stereotypy, uprzedzenia, niechęci i wytykanie palcami ze strony ludzi z mieszkaniami i domami, na które wzięli kredyt we frankach. Bezdomnymi pogardzają dosłownie wszyscy, nawet warstwa niższa-niższa (stratyfikacja społeczna wg. Warnera), którą od bezdomności dzieli jeden łyk przeźroczystego napoju. Przypomina mi się, jak za starych dobrych czasów I RP wszyscy gardzili chłopstwem – nawet biedna szlachta, gołota, choć różniła się od chłopów w zasadzie tylko tytułem, bo niektórzy „szlachcice” nawet szabli nie mieli… Po trzecie, kryzys bezdomności jest często powiązany nie tyle z zamiłowaniem do alkoholu, ile z zaburzeniami psychicznymi, które albo są przyczyną odrzucenia i bezdomności, albo skutkiem trwania w tej tragicznej sytuacji. Karta nie wspomina o pomocy psychologicznej czy psychiatrycznej dla bezdomnych, na którą nie mają szans przy obecnej sytuacji i stanie polskiej psychiatrii nawet dzieci i młodzież, a co dopiero bezdomni.

– Jak cię to boli, to coś z tym zrób, a nie siedzisz i płaczesz! – skonstatował poirytowany student kulturoznawstwa.

Właśnie staram się zrobić coś, co się mądrze nazywa wzbudzeniem świadomości społecznej, a w tym przypadku – akademickiej. Na rzecz bezdomnych działa w Gdańsku wiele organizacji, do których można zgłosić się jako wolontariusz. Na przykład Towarzystwo Pomocy im. Św. Brata Alberta w Gdańsku, które do roku 2024 planuje stworzyć Mobilny Zespół Psychiatryczny, działający na ulicach miasta Gdańska i wspierający osoby bezdomne. W ramach Towarzystwa działa również aplikacja Arrels, dzięki której każdy z nas może pomóc osobie bezdomnej przy użyciu telefonu. I nie, nie uwierzę, że wszyscy siedzicie grzecznie w domach i akademikach, a jedzenie materializuje wam się samo w lodówce. Chociażby robiąc spacery w ramach zaliczenia z wf-u rozejrzyjcie się, czy w tym trudnym dla bezdomnych okresie zimowym, na ulicy nie siedzi Człowiek, który potrzebuje naszej chwili uwagi. Tak, Człowiek, który czuje, ma takie same potrzeby jak my i któremu, do jasnej cholery, też jest zimno!

– Hola, hola. A Autobus SOS? – student kulturoznawstwa wykazał się wiedzą.

Na szczęście funkcjonuje, ale z racji pandemii wydaje głównie posiłki, a nie służy za ogrzewalnię. Dlatego tak istotne jest, by zgłaszać miejsca pobytu bezdomnych, aby odpowiednie służby mogły zapewnić im choćby doraźną pomoc.

– To o co chodzi? – skonfundowany student kulturoznawstwa zastanowił się nad czasem, który poświęcił na czytanie felietonu.

Właściwie o coś oczywistego, czego zapewne nie robisz, bo jest bardzo trudne. Chciałbym, żebyś w tym brudnym, śmierdzącym, nieogolonym, szarym i bezkształtnym tworze pod ścianą na klatce schodowej zobaczył Człowieka. Nie odsuwał się, nie śmiał ironicznie i nie pukał się w czoło, jak niesławni pasażerowie linii 168 kilka lat temu, gdy uścisnąłem Jaśkowi rękę. Proszę tylko o tyle i aż tyle. Jeżeli nie możesz Mu pomóc, to chociaż oznacz za pomocą aplikacji Arrels, bylebyś tylko nie był obojętny. To jedenaste przykazanie Mariana Turskiego, choć użyte oryginalnie w kontekście Szoah, jest bardzo uniwersalne. Bo obojętność prowadzi do sytuacji, w której pozwalamy problemowi zniknąć nam z oczu, by za chwilę pojawił się z taką mocą, że nie będziemy go w stanie opanować. O czym mówię?

A no na przykład o tym, że z powodu koronawirusa wiele osób straciło pracę i nie wszyscy dali radę się przebranżowić. Logiczne wydaje się, że kryzys ekonomiczny po pandemii, o którym wspomniałem w pierwszym felietonie, pchnie wielu w skrajne ubóstwo i bezdomność. Pierwsze przesłanki można widzieć już teraz. W wywiadach z bezdomnymi na kanale „Jak to ogarnąć?” motyw koronawirusa pojawia się dość często. Jeżeli pandemia potrwa jeszcze chwilę, na co się zapowiada, bardziej prawdopodobny wydaje się wzrost niż spadek odsetka bezdomnych.

– Czyli piszesz to po to, żebym zrozumiał, co, jako dobry człowiek, powinienem zrobić, by wspomóc organizacje społeczne, które działają na rzecz osób w kryzysie bezdomności? – zapytał ostrożnie student kulturoznawstwa.

Trudno mi w to uwierzyć, ale załapałeś. Dzięki…

 

Karta Praw Osób Bezdomnych:

https://www.feantsa.org/public/user/Resources/News/Polish_Homeless_Bill_of_Rights.pdf

https://www.rpo.gov.pl/sites/default/files/ulotka%20o%20Karcie%20Praw%20Ob%C3%B3b%20Bezdomnych.pdf

Całe wystąpienie Mariana Turskiego:

https://www.youtube.com/watch?v=BwveeOmDN4o

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *