Znaleźć pierwotne emocje
8 min readGranie w Kim Nowak to spełnienie jego marzenia. A sam zespół jest bardziej rozpoznawalny dlatego, bo śpiewa po polsku. O emocjach w muzyce, stosunku do polityki, oraz kiedy w końcu pojawi się nowa płyta, opowiada Bartosz „Fisz” Waglewski.
Koncert w gdyńskim Uchu (22 lutego) zagraliście w towarzystwie nowozelandzkiej artystki Jordan Reyne. Od kogo wyszedł pomysł, by Jordan zagrała razem z wami?
Pomysł wyszedł bezpośrednio od klubu. Wcześniej, gdy promowaliśmy w Uchu płytę „Wilk”, grała z nami trójmiejska formacja Trupa Trupa i akurat w przypadku Kim Nowak myślę, że takie połączenia są fajne. Zawsze gdy chodzimy na koncerty, sami też zwracamy uwagę na to, kto jest na supporcie.
Zespół Kim Nowak to rasowe, rockowe trio, które swoją twórczością wraca do brzmień z lat 60. Który z was był pomysłodawcą tego, by swoim graniem przypomnieć ludziom brzmienia tamtych lat?
Swego czasu wysypał nam się skład Tworzywa i poszukując gitarzysty, trafiliśmy na Michała Sobolewskiego. Okazało się, że jest on gitarzystą stricte rockowym. Lubi muzykę gitarową opartą nie tyle na samych harmoniach gitarowych, co na riffach i to on nas zaraził muzyką lat 60. Michał jest prawdziwym koneserem brzmień tamtych lat.
Dobrym wstępem do tego, co miało się wydarzyć w Kim Nowak były dwie płyty, które nagraliśmy wcześniej. Mowa o „Heavi Metal”, gdzie z Emade (czyli bratem Bartosza, Piotrem, przyp. red.) przypominaliśmy sobie o czasach, kiedy słuchaliśmy ciężkiej muzyki oraz o „Męskiej Muzyce”, wydanej przez projekt Waglewski Fisz Emade, na której przypomniałem sobie jak gra się na gitarze basowej. Od tego czasu, zatęskniliśmy razem z Emade do tworzenia sekcji rytmicznej.
Kim Nowak wciąż jest na etapie trasy promującej „Wilka”. Ostatnia płyta ukazała się w listopadzie 2012 roku. Mamy 2014 rok, więc minęło już trochę czasu. Nie mogę zatem nie spytać o to, czy macie już może zarys nowej płyty. Tworzycie coś, próbujecie pisać muzykę?
Dużo rozmawiamy na temat nowego materiału. Ostatnio nie bardzo był czas na to, by tworzyć coś nowego w ramach Kim Nowak, bo promowaliśmy ostatnią płytę projektu Waglewski Fisz Emade – „Matka, Syn, Bóg”. Teraz skupiamy się na nowej płycie Tworzywa i kończymy powoli trasę Kim Nowak, która, jak sam zauważyłeś, trwa naprawdę długo. Jak na razie jesteśmy na etapie rozmów, wybadania czego słuchamy i jakbyśmy widzieli Kim Nowak w przyszłości.
Odnośnie produkcji, wasza pierwsza płyta była nagrywana na „setkę” (czyli nagrywano wszystkich muzyków grających razem, a nie na osobne ścieżki, przyp. red.). „Wilka” natomiast nagrywaliście na spokojnie w studiu, gdzie mieliście czas wszystko dopracować. Czy pomysł na taką formę nagrywania wyszedł od Emade – producenta płyty – czy była to raczej wspólna decyzja całego zespołu?
To była wspólna decyzja. Chcieliśmy spróbować czegoś innego. Nagrywając pierwszą płytę Kim Nowak utwierdziliśmy się w fakcie, że nagrywanie materiału na „setkę”, tu i teraz, ma sens. W muzyce bowiem zwracamy w głównej mierze uwagę na emocje i wtedy najłatwiej jest wydobyć jakąkolwiek ekspresję. W Kim Nowak trzymamy się prostej, rockowej formy, w której wszystko tak naprawdę zostało już powiedziane, więc ta energia jest dla nas bardzo ważna.
Co do energii, w kawałku „Grom” śpiewasz, że „jesteś jak grom, co z siłą wali”. Te słowa można odnieść do waszej twórczości. Czy od początku mieliście taki pomysł na siebie w Kim Nowak, by grać surowo i wyładowywać na scenie wszystkie emocje w muzyce i tekstach?
Kiedy wyklarował się skład Kim Nowak i spotykaliśmy się w trio na próbach, wiedzieliśmy, że każdy z nas w tej muzyce wyrzuca wszystkie emocje. Emade ma bardzo mocne, specyficzne granie na bębnach. Tak samo Michał na gitarze. Ja też nigdy się tak nie wydzierałem, więc dla naszej trójki jest to w pewnym sensie odreagowanie. Kim Nowak to dla nas zupełnie inny muzyczny świat, w którym możemy nieco odejść od spokoju, jaki towarzyszy nam w innych projektach.
W jednym z wywiadów, którego udzieliliście, wyczytałem, że granie w Kim Nowak to spełnienie waszego marzenia. Skoro jedno z nich już się spełniło, jakie masz kolejne marzenia, które chciałbyś zrealizować w życiu?
Kim Nowak to było rzeczywiście takie nasze marzenie, jeszcze z czasów licealnych. Przy okazji pracy z Tworzywem myśleliśmy o takim zespole jednak nie udało nam się znaleźć gitarzysty, który by podobnych rzeczy się nasłuchał i miał podobne muzyczne tęsknoty, jak to się zdarzyło z Michałem. Teraz intensywnie myślę o płycie Tworzywa, która pojawi się po wakacjach. Z tym składem wracamy do brzmień elektronicznych. W marcu wchodzimy do studia. Później powrót do Kim Nowak. Przy okazji wydarzyła się też dla nas ważna płyta z ojcem (czyli Wojciechem Waglewskim, liderem Voo Voo, przyp. red.) w ramach projektu Waglewski Fisz Emade. Nagraliśmy coś po pięciu latach i okazało się, że na równych prawach możemy ponownie stworzyć coś razem – opowieść muzyczną sięgającą korzeni muzyki. Pod tym względem czuję się spełniony, więc jeśli pytasz o marzenia, chciałbym żeby wszystkie trzy projekty cały czas istniały i nagrywały muzykę.
Jak wspomniałeś, Tworzywo to brzmienia elektroniczne, Waglewski Fisz Emade tworzy rootsową, folkową muzykę a Kim Nowak to surowa dawka rockowych dźwięków. Które z tych brzmień są ci najbliższe?
Zawsze lubiłem muzykę, stąd też wysyp tych wszystkich muzycznych projektów, bo w każdej muzyce są jakieś emocje. W każdej możesz przekazać pewne opowieści, także o sobie, dlatego zająłem się tekstami. I te emocje, niezależnie od brzmień, są gdzieś tam podobne, tylko różnią się one zupełnie formą i techniką. Teraz, gdy po dwóch latach kończy się trasa Kim Nowak, dobrze zrobić sobie przerwę, otworzyć okna i zrobić przewiew. Chcemy na nowo zatęsknić i znaleźć te pierwotne emocje, które nam towarzyszyły kiedyś. Jestem szczęśliwy, że te wszystkie brzmienia, mimo że zupełnie różne, gdzieś się uzupełniają, mają punkt wspólny.
W kawałku „Krew” śpiewasz, że „wszystko polityką jest”. Czy w sferze polityki starasz się być na bieżąco, czy może uciekasz od niej jak najdalej?
Trudno od tego uciec. „Krew” to jest piosenka właśnie o tym, że nawet jak nie chcesz, to polityka ci się wcina i później okazuje się, że tak naprawdę nawet kolor, który ubierasz można odczytać politycznie. To jest chore, ale od tego się nie ucieknie. W moim przypadku polityka pojawia się wtedy, kiedy czuję, że język i emocje są wręcz wojenne, takie, które mnie osobiście mało interesują. Nie lubię, gdy ktoś mi wchodzi butami do domu. Jeżeli zaś chodzi o samą twórczość Kim Nowak, nie chciałbym, żeby to była twórczość gazetowa, która szybko się dezaktualizuje, podobnie jak wiadomości.
Jeżeli chodzi o rodzimą scenę muzyczną, mógłbyś polecić naszym czytelnikom projekty, których twórczość bacznie obserwujesz?
Są projekty, które znam dłużej, między innymi Pink Freud, jak i te nieco młodsze, do których należy Trupa Trupa. Wiele zespołów poznaję ze względu na audycję „Magiel Wagli”, którą prowadzę razem z ojcem w Trójce. Co do artystów naszej sceny, podoba mi się kierunek, w którym poszedł Pablopavo i Ludziki, ze względu chociażby na język polski, który coraz częściej można usłyszeć u młodych muzyków, a który, dla mnie osobiście, ma znaczenie w tekstach. Jest też młody zespół Magnificent Muttley, który gra podobnie jak my muzykę inspirowaną latami 60. Też warto zwrócić na nich uwagę, bo grają to wyśmienicie.
Porównując naszą polską, rodzimą scenę muzyczną ze sceną zagraniczną, myślisz, że wciąż zauważalna jest pewna przepaść, czy może odwrotnie, wcale nie jesteśmy gorsi i tej przepaści nie ma?
Nigdy nie widziałem przepaści, choćby dlatego, że pomija się dziś dokonania naszych artystów z lat 50., 60., 70. Wspomnieć trzeba o znakomitej scenie jazzowej, która często znajdowała uznanie poza granicami naszego kraju. Czasy Krzysztofa Komedy, Tomasza Stańki, Andrzeja Kurylewicza. Powinniśmy doceniać świetną scenę muzyki klasycznej. Od Góreckiego przez Pendereckiego po niedawno zmarłego Kilara. Muzyka artystów, którzy przewijali się przez Jarocin – Tilt, Kult, Lech Janerka – to też byli ludzie, których płyty winylowe po dziś dzień znajduję grzebiąc gdzieś na targach muzycznych w Europie. Muzyka tamtych lat była mocna tekstowo pewnie dlatego, że trzeba było omijać cenzurę i często przemycać różne treści. Większość naszych rodzimych projektów muzycznych, które odniosły jakiś sukces zagranicą, to często są zespoły pokroju Kapeli ze Wsi Warszawa, która grając swego czasu koncert w Londynie, zapełniła klub po brzegi.
Zgodzę się, tyle tylko, że wspominasz artystów, którzy funkcjonują na scenie szmat czasu i wyrobili sobie pewną markę. Co z naszą sceną obecnie? Gdzie widzisz szanse na zaistnienie nowych artystów w szerszych kręgach odbiorców?
Jestem zdania, że niekoniecznie trzeba gonić za tym, co dzieje się muzycznie na świecie, tym bardziej, że zespołów grających rocka w języku angielskim jest całe mnóstwo. To, co zmienia się na plus w naszym kraju, to bardzo duży rozwój produkcji muzyki. Porównując budżety, którymi dysponujemy z budżetami, którymi operuje się tworząc muzykę na świecie, uważam, że radzimy sobie świetnie. Dużym zaskoczeniem jest dla mnie fakt, że mamy naprawdę dobrą muzykę środka, dobry pop. Od Moniki Brodki przez Dawida Podsiadło. To są rzeczy bardzo dobrze zrobione bez względu na to, czy odnajdujemy tam emocje, które byśmy chcieli. Duży w tym udział producentów, którzy oprócz samych piosenek słuchają też brzmień. Uważam, że nie powinniśmy wstydzić się tej naszej słowiańskiej nuty i języka polskiego w tekstach. Myślę, że to jest nasza siła. Może dlatego też polubiłem kiedyś hip-hop, ze względu na to, że zwraca uwagę na język. Tak samo myślę, że gdyby Kim Nowak śpiewał po angielsku, zginąłby w gąszczu podobnie brzmiących zagranicznych kapel. A tak, jest inaczej. Mamy pewien określony komunikat, który wysyłamy w przestrzeń.
fot. Aleksandra Polkowska