18/12/2024

CDN

TWOJA GAZETA STUDENCKA

Podziel się życiem – wywiad z Magdaleną Kasprzykowską, liderem DKMS

7 min read

Każdego roku w Polsce przybywa około 3 tys. nowych przypadków zachorowań na białaczkę. Szpik kostny to skarb, który nosimy w sobie na co dzień. Czy mamy świadomość, że dzięki niemu możemy uratować komuś życie? Studenci Uniwersytetu Gdańskiego na pewno to wiedzą. Wystartowała kolejna odsłona projektu Helpers Generation. Od pierwszej edycji w 2013 roku udało się zarejestrować na polskich uczelniach ponad 121 500 potencjalnych dawców szpiku. Akcja odbywała się w pierwszym tygodniu grudnia. Jedną z osób koordynujących działania na uniwersytecie była Magdalena Kasprzykowska, studentka Biologii.

Ile nowych osób zarejestrowało się podczas tegorocznej zimowej edycji?

Udało nam się zarejestrować 318 osób.

Czy to więcej niż w ostatnich latach?

Więcej, zdecydowanie. W poprzedniej edycji nie udało nam się przekroczyć magicznej liczby 200 – zgłosiło się 199 osób, więc w tym roku jest bardzo dobrze.

A czy Ty należysz do grona tych osób?

Tak, należę do grona potencjalnych dawców komórek macierzystych. To była pierwsza rzecz, którą zrobiłam po osiemnastych urodzinach – zamówienie pakietu ze strony DKMS.

W jaki sposób dowiedziałaś się o fundacji? 

To było pięć lat temu, więc już nie pamiętam (śmiech). Szczerze mówiąc, pierwszy raz o oddawaniu komórek macierzystych usłyszałam, nie wiem… mając może 14 – 15 lat, albo i byłam młodsza. Odbywała się wtedy duża akcja organizowana dla siatkarki Agaty Mróz, która walczyła z białaczką. Fundacja DKMS jeszcze nie istniała, ale idea dawstwa szpiku była już znana. Niestety siatkarki nie udało się uratować. Był przeszczep, ale zmarła, w wyniku powikłania, czyli sepsy. Wtedy postanowiłam, że jak skończę 18 lat, to zarejestruję się właśnie jako potencjalny dawca. Fundacja DKMS była taką fundacją działającą, wydaje mi się na największą skalę w Polsce. Dlatego tak to właśnie wyglądało.

Więc masz świadomość, że jesteś wyjątkowa? Że w każdej chwili możesz otrzymać informację, że jesteś bliźniakiem genetycznym dla innej osoby? I wtedy okaże się, że to właśnie Ty możesz uratować komuś życie?

Nie wiem, nie myślę o tym w taki sposób. Wyjątkowa jest każda osoba, która podejmie tę decyzję i zarejestruje się jako potencjalny dawca, bo właśnie każda z tych osób może mieć szansę na uratowanie komuś życia. Znalezienie bliźniaka genetycznego jest bardzo trudne, ponieważ ilość antygenów zgodności tkankowej, które należy dopasować, jest bardzo duża. Istnieją pacjenci, którzy na starcie mają kilku bliźniaków genetycznych. Natomiast są osoby, które przez lata walczą z białaczką i zgodnego dawcy nie udaje się znaleźć. Dlatego tak ważne jest, aby jak najwięcej osób zapisywało się do grona potencjalnych dawców, żeby te szanse były coraz większe i każda chorująca osoba mogła znaleźć swojego zgodnego dawcę.

DKMSW jaki sposób odbywa się dopasowanie, jeżeli znajdzie się kilku bliźniaków genetycznych?

Bierze się na pewno pod uwagę płeć pacjenta i dawcy, podobną masę i kilka jeszcze innych czynników.

No dobrze, ale jeśli się zarejestruję, to co dalej? Czy mogę od razu komuś pomóc?

Sama rejestracja polega na wypełnieniu formularza i pobraniu wymazu z wewnętrznej strony policzka. Na tej podstawie są oznaczane antygeny zgodności tkankowej i tak trafia się do bazy potencjalnych dawców szpiku. Jeżeli znajdzie się pacjent, który potrzebuje tej konkretnej osoby, fundacja dzwoni do potencjalnego dawcy i zaprasza na wszystkie szczegółowe badania, morfologia, USG, EKG i inne, które mogłyby wykluczyć przeciwwskazania do tego, by zostać faktycznym dawcą. Gdy osoba przejdzie wszystkie badania pomyślnie, wtedy jest zapraszana na przeszczep. W tym momencie może oddać pacjentowi swoje komórki macierzyste.

Jak odbywa się procedura informowania danej osoby, że została potencjalnym dawcą?

Fundacja kontaktuje się z taką osobą mailowo albo telefonicznie i na każdym etapie pyta, czy podtrzymuje swoją decyzję o chęci zostania dawcą. Często decyzje o zapisaniu się do bazy potencjalnych dawców szpiku podejmowane są pod wpływem chwili. Z biegiem czasu może zdarzyć się wiele sytuacji losowych i nie zawsze ta osoba jest gotowa. Podkreślamy, żeby decyzja była świadoma, ponieważ gdy zadzwoni telefon, to na drugim końcu faktycznie jest pacjent, który potrzebuje pomocy. Wtedy możemy być jedynym zgodnym dawcą i tylko od nas może zależeć czyjeś życie.

Potencjalni dawcy pomagają, oddając komuś część swojego ciała. Ale są też osoby, które pomagają zwiększać liczbę dawców. Są to oczywiście wolontariusze. Czy byłaś wolontariuszem DKMS?

Tak, w mojej pierwszej akcji byłam wolontariuszem. Organizowała ją koleżanka, dowiedziałam się o tym przez media społecznościowe i się zgłosiłam.

W jaki sposób pracują wolontariusze?

Pomagają nam przy promocji akcji, zachęcają do rejestracji, informują, bo wokół idei dawstwa szpiku krąży wiele mitów, z którymi trzeba walczyć. Nie jest to wielka igła w kręgosłup, nie grozi to paraliżem, nie boli. Dlatego też informują osoby, które nie są do końca przekonane i przede wszystkim rejestrują. Bardzo dziękuję wszystkim wolontariuszom za to, że poświęcają swój wolny czas, za zaangażowanie i chęć pomocy ludziom zmagającym się z nowotworami krwi, bo bez nich ta akcja nie miałaby sensu i bez nich nie udałoby się nam zarejestrować tylu świadomych potencjalnych dawców.

Poza wolontariuszami są także koordynatorzy. Koordynujesz działania fundacji na Uniwersytecie już po raz trzeci. Czy jest to trudna funkcja?

Tak, to jest moja trzecia edycja z DKMS-em. Praca jest ciężka, z tego względu, że musimy się przebić przez tonę papierów. Trzeba pozyskać zgody od dziekanów, od administracji każdego wydziału i ostatecznie od kanclerza naszego uniwersytetu. Jednak mimo że wszystkie działania dostarczają pewnych trudności, to sama akcja wynagradza wszystko. Satysfakcja z każdej osoby, która zarejestrowała się i dołączyła do grona potencjalnych dawców jest ogromna. Z tego, że się udało i z każdej osoby, która się zarejestrowała i dołączyła do grona potencjalnych dawców.

A jak można zostać koordynatorem? Trzeba przejść przez jakiś długi proces lub odbyć szkolenia?

Istnieje wiosenna i zimowa edycja akcji, więc fundacja co pół roku ogłasza nabór na studenckich liderów. Wystarczy wysłać zgłoszenie i jeżeli będzie odzew z jej strony, to taki student jedzie na szkolenie do Warszawy. Tam zdobywa wiedzę na temat pobrania komórek macierzystych i tego, jak przeprowadzić całą akcję. Szkolenie trwa dwa dni.

DKMSCzy tegoroczna edycja projektu rożni się od innych?

Dla mnie ta edycja jest wyjątkowa, ponieważ zmagaliśmy się z masą papierologicznych problemów. Wszystko się opóźniło, długo czekaliśmy na zgody dziekanów, kanclerza, na plakaty, i mimo tego, że nasze działania promocyjne nie były w tym roku jakieś wyjątkowe, to udało nam się zebrać najwięcej osób. Nie wiem, jak to działa, ale jesteśmy bardzo zadowoleni, że ludzie się rejestrują. Myślę, że wynika to z tego, że ta akcja odbywa się u nas na uniwersytecie już regularnie i świadomość osób rośnie. Może być też tak, że osoby, z którymi rozmawialiśmy pół roku temu, przemyślały sprawę i zdecydowały się teraz dołączyć do bazy. Bardzo się z tego cieszymy i uważam, że warto działać.

Czy według Ciebie do akcji dołączyły już bardziej poinformowane osoby?

Tak, myślę, że są bardziej świadome. Rozmawiamy, z tymi którzy nie posiadają wiedzy, chcieliby się zapisać, ale nie są jeszcze przekonani. Przekazujemy informację, że mogą w każdej chwili zamówić pakiet z Internetu czy zarejestrować się podczas innej akcji na uniwersytecie.

Planujesz wziąć udział w kolejnej odsłonie projektu Helpers Generation?

Planuję, ale nie wiem jeszcze, czy jako studencki lider, czy wolontariusz. Na pewno będę działać dalej.

Co chciałabyś powiedzieć osobie, która jeszcze się waha?

Nie ma się czego bać. Pobranie komórek macierzystych naprawdę nie jest niczym strasznym. Nie są dostarczane do biorcy z kręgosłupa. Najczęściej stosowaną metodą jest pozyskanie z krwi obwodowej. Wygląda to w ten sposób, że przez 4 dni przyjmuje się w postaci zastrzyków czynnik wzrostu, który sprawia, że następuje nadprodukcja pierwotnych komórek krwi w organizmie. Piątego dnia dawca siedzi wygodnie w fotelu i ma założone dwa wkłucia. Z jednej ręki krew wypływa, komórki potrzebne pacjentowi są oddzielane i cała reszta krwi wraca z powrotem do nas. Czyli pozbywamy się tylko nadmiaru szpiku, który powstał. Jest też druga metoda, rzadziej stosowana. Pobranie szpiku z talerza kości biodrowej. Nie z kręgosłupa i nie z rdzenia kręgowego. Tutaj ludzie mają najczęściej obawy, lecz niepotrzebnie. Zabieg wykonuje się w znieczuleniu ogólnym i po zabiegu można odczuwać lekki dyskomfort, podobny do zbicia biodra. Nie jest to straszny ból, a myślę, że świadomość z uratowania czyjegoś życia wynagradza nawet ten niewielki dyskomfort.

Czyli warto pomagać i zostać dawcą?

Oczywiście, że warto. Co może być piękniejszego od uratowania życia?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

trzynaście − 6 =