Terminator: geneza, prequel, sequel i reeboot?

236544Wszystko co widzieliście i wiecie na temat Terminatora będzie dla was pomocne, ale nie niezbędne by zapoznać się z historią zaprezentowaną w „Terminator: Genisys”. Fabuła jest tak zakręcona, że nie sposób tego pojąć, ale po kilku minutach układa się to w kawał dobrej historii.

Jest rok 2029. Ludzie żyjący na Ziemi to wyrzutki i nędznicy mieszkający i ukrywający się w kanałach przed morderczymi maszynami. Jednak John Connor (Jason Clarke) wznieca bunt przeciw rządom robotów. Rebelia doprowadza do krwawej bitwy, po której ludzie odzyskują planetę. I tu tak naprawdę historia się zaczyna. Skynet (super inteligentny program odpowiedzialny za zagładę ludzkości) wiedząc że przegra, wysyła do roku 1984 model Terminatora T-800, którego celem jest zabicie matki Johna – Sarah Connor. By temu zapobiec, najlepszy przyjaciel Johna i jednocześnie narrator całej historii Kyle Reese, zostaje wysłany za Terminatorem, by chronić matkę przyjaciela. Gdyby ona zginęła, John nigdy by się nie narodził, a Skynet zwyciężyłby.

A podróży w czasie jest dużo więcej. Scenarzyści naprawdę postarali się tworząc tę historię. Bywają momenty nużące, napakowane akcją niczym Arnold, ale wszystko zgrabnie łączy się w spójną historię. „Terminator: Genisys” pokazuje jak należy bawić się tą konwencją i dobrze ją wykorzystywać. Podczas oglądania widz zostanie przeniesiony do różnych alternatywnych rzeczywistości, które są odpowiednimi opcjami wypracowanymi przez bohaterów. Mamy więc lata 1984, 1997, 2017 i 2029. Wszystkie te podróże łączy coś więcej niż sami bohaterzy. Właśnie spójność i logiczność wydarzeń. Produkcja jest płynna, a siedząc w kinowym fotelu nie ma się ochoty sięgać nawet po popcorn. Ewidentnie ta nowa opowieść o Terminatorze wciąga.

Jeśli chodzi o obsadę Emilia Clarke (Sarah Connor) i Jai Courtney (Kyle Reese) wykonali kawał dobrej roboty. Weszli w swoje role i byli autentyczni. Problemy bohaterów, których grali były ich problemami. Choć trudno wyobrazić sobie Khaleessi jako kobietę z karabinem maszynowym, można powiedzieć, że w takim wydaniu wszystkie smoki się chowają.

Brawa należą się twórcom za to, co zrobili z postacią graną przez Arnolda Shwarzeneggera. Logicznie wytłumaczono jego wiek i co najważniejsze jak zwykle okazał się on niezastąpiony. Model T-800, którego gra staje się mistrzem scen humorystycznych, co z pewnością potwierdzają śmiechy, a nawet brawa, kiedy tylko ten pojawia się na ekranie.

Najciekawsze jest jednak to jak twórcy stworzyli głównego antagonistę produkcji. A najważniejsze będzie to, że znamy go bardzo dobrze, ze wszystkich poprzednich części, choć ten narodził się na nowo…

Dla fanów kina 3D ten film nie będzie wybitnym. Standardowo kilka wybuchów, popiół i skrawki papieru unoszące się na wietrze. Wszystko to już było, a realizatorzy niczym nie zaskakują. Wydawać by się mogło, że Terminator to kawał ciężkiego kina, ale ta część pokazuje coś naprawdę ciekawego. Ciężkość produkcji przekuto w lżejszą formę (miedzy innymi PG13), co jednak nie traci jeśli chodzi o powiew świeżości w historii. Jeżeli więc jesteś niezdecydowany idź do kina. Przy „Terminator: Genisys” zaspokoisz pragnienie akcji, dobrej historii, powrotu do klasyki i humoru.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

dwa × 1 =