Galeria Postaci NBA #5: Giannis Antetokounmpo
11 min readWiększość karier w NBA wygląda podobnie: młody talent trafia w trybiki systemu szkoleniowego i wspina się po kolejnych szczeblach rozwoju. Jest jednak mały odsetek graczy, których droga do najlepszej ligi świata wygląda inaczej. Jedną z najbardziej zawiłych ścieżek do sukcesu przeszedł Giannis Antetokounmpo. Grek z nigeryjskimi korzeniami musiał pokonać wiele przeciwności, by stanąć w jednym szeregu z legendami pokroju Kareema Abdul-Jabbara.
Chłopak z ulicy
W „Drużynie Pierścienia” pióra J.R.R. Tolkiena pada cytat: Nie wszystko, co złotem, lśni jasno. Ta linijka twórczości wybitnego pisarza idealnie oddaje istotę tego, jaki jest Giannis Antetokounmpo. Wyróżnia go niebywała skromność i naturalność, co nie jest tak oczywiste w czasach PR-owych specjalistów i dbania o cukierkowe wizerunki. Historia Greka o nigeryjskich korzeniach nie jest oczywista, lecz zapiera dech w piersiach. Jest tak niesamowita, że trudno uwierzyć w jej prawdziwość. Wszystkie wątpliwości znikają, kiedy poznaje się postać najbardziej utytułowanego z pięciu braci.
Jego droga zaczęła się jeszcze przed narodzinami. Jego rodzice podjęli decyzję o emigracji z Lagos, stolicy Nigerii, do Aten – serca Grecji. I to właśnie w tym mieście na świat przyszedł Giannis Adétòkunbọ̀. Dopiero w 2013 roku, przy okazji oficjalnego nadania mu nowego obywatelstwa, nazwisko (które, jak się okaże, będzie rozpoznawalne na całym świecie) przybrało formę znaną obecnie. Na nieszczęście rodziny emigrantów, obywatelstwo to najmniejszy problem, jaki musieli rozwiązać.
Państwo Antetokounmpo nie mieli pozwoleń na pracę, a przecież trzeba było wyżywić sporą gromadę. Najstarszy brat Giannisa, Francis, został w Nigerii, ale w Grecji byli z nim Thanasis, Kostas i Alex. 6 osób nie naje się powietrzem, więc bracia musieli szukać okazji do zdobycia pieniędzy. Zaczęli sprzedawać turystom okulary, zegarki i torebki. Można było ich spotkać w różnych miejscach starożytnej metropolii, chociażby pod Partenonem. Nic wtedy nie zapowiadało, że w przyszłości będą razem wspinać się na inny szczyt – koszykarski Olimp.
Pasja
Giannis, będący ze względu na swoją sytuację wyrzutkiem, tak wśród Greków, jak i Nigeryjczyków, musiał znaleźć sobie zajęcie, które odciągnie jego myśli od problemów. Padło na koszykówkę. Pomiędzy szkołą a sprzedawaniem gadżetów każdą wolną chwilę poświęcał na pogłębienie znajomości z pomarańczową piłką. Nie było nikogo, kto mógłby nauczyć go wszystkich podstaw, ale to nie zrażało młodego chłopaka. Rozumiał, że są większe problemy, a sport traktował jako odskocznię, a nie drogę do wielkich pieniędzy. To była, tylko i aż, pasja.
W końcu jednak zaczął uczęszczać na treningi lokalnego Filathlitikosu. W tym niewielkim klubie stawiał swoje pierwsze kroki na prawdziwym parkiecie. Spisywał się na tyle dobrze, że w wieku 17 lat otrzymał pierwszy kontrakt i dołączył do zespołu seniorów na 3 poziomie rozgrywkowym w Grecji. Tym, co najbardziej przyciągało uwagę w młodym zawodniku, były jego fenomenalne warunki fizyczne. Mierzył wtedy ponad 2 metry (ostatecznie dobił do 2,11 m wzrostu i 2,21 m rozpiętości ramion) i wyglądał prawie równie zjawiskowo, jak dzisiaj Victor Wembanyama. Zaczął budzić zainteresowanie wielkich europejskich marek.
Rok później pojawiła się dla niego oferta z CAI Zaragoza. Kontrakt na 4 lata kusił niesamowicie, ale temat ostatecznie upadł przez zawiłości prawne związane z brakiem obywatelstwa. Sezon 2012/2013 spędził więc w kraju urodzenia, notując wcale udane rozgrywki. Na przestrzeni 26 meczów notował 9,5 punktu i 5 zbiórek. Zdobył rozgłos, który przełożył się na powołanie go do Meczu Gwiazd Ligi Greckiej, w którym wziął udział jako gość specjalny. Był to kolejny powód dla skautów zza oceanu, aby zapisać nazwisko Antetokounmpo w notesach.
Za wielką wodą
W końcu nadeszło lato 2013. W przyspieszonej procedurze Giannisowi udało się zdobyć obywatelstwo. Miało to miejsce zaledwie 39 dni przed draftem. Wakacje spędził grając dla kadry młodzieżowej. Jego udział w młodzieżowym EuroBaskecie przyniósł nowe doświadczenia. Po raz pierwszy miał okazję zagrać poza granicami Grecji. Nie zaowocowało to medalem ani spektakularnymi występami, ale pozwoliło drużynom NBA ocenić potencjał młodego talentu. Wciąż surowy Antetokounmpo został wybrany do ligi przez Milwaukee Bucks z 15. numerem.
W początkowym okresie wyróżniało go egzotyczne, skomplikowane nazwisko. Wielu ekspertów poległo, próbując je poprawnie wymówić, a pisownia stanowiła jeszcze większy problem. Młody Antetokounmpo szybko przekonał się także o problemach dorosłego życia na obczyźnie. Pewnego razu postanowił wysłać rodzinie zarobione pieniądze. Tak się złożyło, że zrobił to przed meczem. Kiedy chciał zamówić taksówkę na halę, okazało się, że nie zostawił sobie żadnych środków na zamówienie usługi. Musiał więc wykonać niezłą przebieżkę na stadion. Szczęśliwie dla siebie zdążył na spotkanie, a cała historia szybko przerodziła się w zabawną anegdotę.
Na parkiecie zaliczał raczej ciche występy. W ciągu całego sezonu 2013/2014 jego średnie wyniosły 6,8 PPG, 4,4 RPG i 1,9 APG. Trudno się dziwić, biorąc pod uwagę fakt, że spędzał na parkiecie zaledwie niecałe 25 minut na mecz. Optymizmem napawało, że rzucał za 3 ze skutecznością prawie 35%, co w tamtym okresie było imponującym wynikiem. Wówczas Bucks nie wiedzieli jeszcze, że mają w rękach nieoszlifowany diament, przez co byli pogrążeni w odmętach przeciętności.
Greek Freak
Kolejne 2 sezony były dla Greka okresem nauki. Musiał nauczyć się wykorzystywać swoje długie kończyny do pomagania drużynie. O ile na początku miewał problemy z koordynacją ruchową, co jest naturalne dla tak obdarzonych przez naturę graczy, tak z czasem przejął kontrolę nad swoim ciałem. Pokazywały to statystyki. Systematycznie zwiększał swoje średnie punktów i zbiórek. Na koniec sezonu 2015/2016 wciąż był traktowany jako ciekawostka, ale powoli zaczynano się liczyć z jego możliwościami.
Zaowocowało to kontraktem na 4 lata w wysokości 100 milionów dolarów. To właśnie wtedy po raz pierwszy zrozumiał, że jest w stanie zabezpieczyć przyszłość swojej rodziny praktycznie na zawsze. Zmotywowany takim dowodem uznania postanowił trenować jeszcze ciężej. Rozgrywki 2016/2017 okazały się być dla niego przełomowe. Lata ciężkiej pracy przyniosły efekt – Giannis przejął od Jabariego Parkera pałeczkę lidera Bucks i po raz pierwszy w swojej karierze rzucał ponad 20 oczek na mecz. Uwadze ekspertów nie umknęły także jego znakomite akcje defensywne, w których oprócz parametrów fizycznych wykorzystywał swoje naturalne instynkty.
Dowodem na to, że dojrzał i ulepszył swoją grę, stało się pierwsze w karierze Greka powołanie do All-Star Game. W wieku 22 lat i 74 dni stał się najmłodszym starterem Meczu Gwiazd w historii Milwaukee. Grał na tyle dobrze, że wybrano go również do All-NBA Second Team, a także obwołano Most Improved Player. Przez swoją eksplozywność i wygraną w loterii genetycznej zaczął być nazywany Greek Freakiem. Co więcej, zaczęto mówić o tym, że może być dla Bucks jeszcze ważniejszą postacią niż niegdyś Kareem Abdul-Jabbar. Już wtedy w Wisconsin pojawiły się pierwsze sygnały nadchodzących sukcesów.
MVP
Pierwsze trzy wizyty w Playoffach (2015, 2017 i 2018) kończyły się dla drużyny Antetokounmpo już na 1. rundzie. Mimo średnich wyników, proces budowy zespołu stale postępował. Współpraca Giannisa z Khrisem Middletonem zaczynała się zacieśniać, a pozostali zawodnicy uznali przywództwo Greka w szatni. Zarząd Bucks uznał także, że ich gwiazda zasługuje na lepszego szkoleniowca niż Jason Kidd. Legendarny rozgrywający miał spore problemy z zarządzaniem podopiecznymi. Przyszedł więc czas na spróbowanie czegoś innego.
Latem 2018 rozpoczęło się w Milwaukee panowanie Mike’a Budenholzera. Protegowany Gregga Popovicha odmienił styl gry pogubionej dotychczas ekipy, co przełożyło się na 1. miejsce w Konferencji Wschodniej z bilansem 60-22. Skład oparty na Giannisie, Middletonie, Ericu Bledsoe, Malcolmie Brogdonie i Brooku Lopezie, rozdawał karty w trakcie sezonu regularnego. Dobre wyniki osiągnięte z kolegami dały też Grekowi pierwszy tytuł MVP w karierze. Zasłużył nań bezapelacyjnie, notując 27,7 PPG, 10,3 RPG oraz 5,9 APG.
Rok później był jeszcze lepszy dla Greek Freaka, który zaczął praktycznie dominować w lidze. Poprawił statystyki punktów i zbiórek, ponownie prowadząc drużynę z Wisconsin do 1. miejsca na Wschodzie. W sezonie 2019/2020 ponownie zgarnął statuetkę Najbardziej Wartościowego Gracza. Trudno, żeby było inaczej – zostawił całą konkurencję daleko z tyłu, dorzucając do puli wyróżnień indywidualnych nagrodę Defensive Player Of The Year. Stał się drugim, obok Michaela Jordana, graczem w historii, który potrafił w jednym sezonie osiągnąć obie te rzeczy. Trochę gorzej było natomiast z sukcesami zespołowymi…
W pogoni za pierścieniem
Już sezon 2018/2019 wydawał się tym, w którym Bucks zdobędą wyczekiwane od 1971 roku mistrzostwo. Wszystko szło zgodnie z planem, a po drodze do Finału Konferencji udało im się zostawić w pokonanym polu Detroit Pistons i Boston Celtics. Ostatnią przeszkodą na drodze do Finałów mieli być Toronto Raptors. Drużyna z Kanady zdawała się być łatwym wyzwaniem dla rozstawionych z 1. Koziołków. W końcu dopiero co zaliczyli siedmiomeczową serię z Sixers, wygrywając tylko dzięki trafieniu Kawhi Leonarda równo z syreną.
Z początku rzeczywiście wszystko szło łatwo. Za łatwo. Bucks wyszli na prowadzenie 2:0 w serii, tracąc zupełnie koncentrację i czujność. Będący w formie życia Leonard wykorzystał brak doświadczenia oponentów, doprowadzając do 4 kolejnych zwycięstw Raptors, przy okazji wyrzucając Giannisa z Playoffów. To był dopiero pierwszy tak głęboki run w postseason dla Antetokounmpo, więc można było wybaczyć taki obrót spraw. Rok później nie było już tak kolorowo.
W pandemicznym sezonie 2019/2020 rozgrywki przerwano. Kiedy zdecydowano się rozegrać postseason w The Bubble, wiadomo było, że nie każdy się tam odnajdzie. Nic nie zapowiadało katastrofy Bucks, kiedy eliminowali w 1. rundzie Orlando Magic. Niestety, a już zwłaszcza dla Giannisa, następnym rywalem miało być Miami Jimmy’ego Butlera. Stary wyga zniszczył Milwaukee praktycznie w pojedynkę. W dodatku w jednym z meczów upokorzył Greka, wyśmiewając go, gdy ten sfaulował go w końcówce, doprowadzając do rzutów wolnych. Po tej klęsce było wiadomo, że coś się musi zmienić.
Pierścień
Rozgrywki 2020/2021 miały być skrócone do 72 spotkań, a w związku z późnym zakończeniem poprzednich, rozpoczynały się dopiero 22 grudnia. Zarząd Bucks wykorzystał ten czas na dokonanie roszad w rosterze. Wymieniono Erica Bledsoe na Jrue Holidaya, a także sięgnięto po Bobby’ego Portisa z New York Knicks. Oba nowe nabytki miały się okazać strzałami w dziesiątkę, szybko wpasowując się w taktykę drużyny i ułatwiając grę Giannisowi. Grek z kolei był zmotywowany jak nigdy, chcąc pokazać, że może być liderem mistrzowskiego składu.
Przez sezon regularny znowu udało się przejść suchą stopą, wygrali Wschód 3. raz z rzędu. Nieco niepokoju wlała w serca fanów Milwaukee informacja, że w 1. rundzie Playoffów czekają starzy znajomi – Heat. Była to jednak seria bez historii, zakończona szybkim 4:o. Dużo większym wyzwaniem stała się przeprawa z Brooklyn Nets. W końcówce Kevin Durant rzucał na zwycięstwo, ale jego palce zahaczyły o linię, przez co jego próba dała jedynie 2 punkty. W dogrywce lepszy okazał się Giannis wraz z kolegami. Ten triumf był kluczowy dla mentalności Koziołków, napełniając ich potężnym zastrzykiem wiary w siebie.
Seria z Hawks nie sprawiła już takich problemów, więc nazwisko Antetokounmpo miało wreszcie zagościć w Finałach. W dodatku podwójnie, bo Thanasis, czyli starszy brat Giannisa, od ubiegłego roku również grał dla Bucks. Najważniejsze starcie w dotychczasowej karierze Greka zaczęło się od dwóch porażek z Phoenix Suns. Mimo tego, nikt w Milwaukee nie rozpaczał, a doświadczenia z potyczki z Nets zaprocentowały. 4 następne mecze padły łupem ekipy z Wisconsin, a w Game 6 Greek Freak dał prawdziwy popis, rzucając aż 50 punktów. W nagrodę po zdobyciu mistrzostwa wyróżniono go Finals MVP.
Dziedzictwo
Wiktoria przeciwko Suns pozwoliła stworzyć Giannisowi swoje dziedzictwo. Zdobywając pierścień, pokazał, że należy do grona najlepszych w historii, nie tylko Milwaukee Bucks, ale i całej NBA. Odbierając statuetkę za indywidualny występ w serii finałowej podkreślał, że zrobił wszystko, by odpłacić się miastu, które przyjęło go i wspierało, również w najtrudniejszych momentach. Pochwał nie szczędził mu także coach Budenholzer, który przyznał, że nauczył się wiele od swojego podopiecznego, który ciężko pracując dostał się na sam szczyt.
Co ciekawe, Giannis i Thanasis nie byli pierwszymi z braci Antetokounmpo, którzy zdobyli trofeum Larry’ego O’Briena. Rok przed nimi członkiem mistrzowskich Lakers był ich młodszy brat – Kostas. Fakt, że aż 3 braci z jednego domu miało okazję wygrać NBA, pokazuje ich ogromną determinację. Wynieśli ją jeszcze z czasów, gdy sprzedawali podróbki w Atenach, co ostatecznie zaprocentowało ogromnymi sukcesami sportowymi. Właśnie to czyni ich kariery wyjątkowymi. Zawsze pamiętali gorsze czasy, więc motywację stanowiło dla nich niezmiennie zapewnienie godnego życia swej rodzinie.
Od 2021 roku nie udało się ponownie zdobyć mistrzostwa, ale Giannis pozostaje jednym z najlepszych koszykarzy na planecie. Przed sezonem 2023/2024 do Bucks trafił Damian Lillard. Amerykanin jest prawdopodobnie najlepszym partnerem, z jakim miał okazję grać Grek. Antetokounmpo wciąż walczy o kolejne pierścienie i nagrody. Ambicja nie pozwala mu osiąść na laurach, więc na każdy kolejny sezon wraca tak samo zmotywowany. Trudno wyobrazić sobie, by nie powiększył swojego dziedzictwa w NBA. W tym momencie jest na dobrej drodze, by wejść do dziesiątki największych graczy w historii.
Cała historia Giannisa i rodziny Antetokoumpo pokazuje, że można wspiąć się na szczyt nawet wtedy, gdy zaczyna się z samego dołu. Rodzice i bracia zawsze wspierali się wzajemnie, pozostając przy tym ciepłymi i naturalnymi osobami. Ta więź rodzinna ukształtowała Greek Freaka, który od zawsze wyróżniał się upartością w dążeniu do spełnienia marzeń. Tym samym udowodnił, że będąc nawet największą gwiazdą, warto pamiętać o swoich korzeniach, bo z nich płynie cała siła. Zapewne jeszcze nie raz udowodni swoją wielką klasę na boisku i poza nim.