Galeria postaci NBA #2: Kevin Durant

Kevin Durant w barwach Phoenix Suns

Fot. https://www.instagram.com/p/CzR_umAMQEu/?igshid=MzRlODBiNWFlZA%3D%3D / autor: instagram.com/nbastream

Niewiele jest w NBA postaci, które równie mocno polaryzują fanów, co Kevin Durant. Z jednej strony wybitny strzelec i generacyjny talent. Z drugiej – gość, który zostawił swój macierzysty zespół w pogoni za pierścieniem. W ciągu 16 lat kariery zdołał zdobyć liczne grono zwolenników, ale też przeciwników. Pojawiały się jednak momenty, w których jego maska chłodnego killera pękała i właśnie przez to Durant jest postacią fascynującą.

Odcinek #1 – LeBron James

Ciężka praca popłaca

Jest 29 września 1988 roku. Ze światem właśnie wita się mały Kevin – syn Wandy Durant i Wayne’a Pratta. W tej chwili nikt nie myśli o przyszłości. Wszyscy cieszą się, widząc nowego członka rodziny, który z zainteresowaniem ogląda otoczenie wokół siebie. Już wkrótce radosny nastrój wyparuje. Zacznie się walka. Walka o przetrwanie, godność i sukces.

Ojciec niedługo potem odchodzi. Malutki Durant zostaje pod opieką matki i babci, która pomagała aktywnie w jego wychowaniu. Lata lecą, a chłopiec zaczyna interesować się koszykówką. Pani Wanda, widząc, że to dla niego szansa na lepsze życie, postanawia się poświęcić, by umożliwić mu treningi na wszystkie możliwe sposoby. Często musi wiązać koniec z końcem, ale jej nagrodą nie są pieniądze, lecz radość Kevina, który pamięta, ile dla niego zrobiła.

W wieku 13 lat do aspirującego koszykarza uśmiecha się los. Jego ojciec postanawia znów być obecny w jego życiu. Jeżdżą razem na turnieje, a Durant przyciąga uwagę wszystkich ze względu na niespotykane warunki fizyczne. Jest wysoki (1,82 m wzrostu, z czasem dojdzie do 2,11), a przy tym ma niesamowitą rozpiętość ramion. Zaczyna zwracać na siebie uwagę skautów. Wtedy jednak w jego życiu pojawia się kolejny trudny moment.

Jeszcze większa motywacja

W 2005 roku, kiedy Kevin gra już na poziomie high school, ginie Charles Craig. Pierwszy trener młodego Duranta zostaje zamordowany przez członków gangu w wieku 35 lat. To właśnie wtedy, po utracie przyjaciela, koszykarz postanawia grać z numerem 35. W ten sposób chce uhonorować ważną osobę w swoim życiu. Nastolatek rozumie, że jego koszykarska droga nie jest kaprysem, ale sposobem na lepsze życie.

Rok później Durant rozgrywa najlepszy sezon w dotychczasowej karierze. Zostaje MVP McDonald’s All-American Game, czyli meczu, w którym najlepsi gracze amerykańskich liceów mają szansę zaprezentować swoje umiejętności. Staje się jasne, że może trafić do NBA bez konieczności gry w college’u. Nie ma jednak takiej możliwości, bo liga właśnie decyduje o nowej regule – one and done. Oznacza to koniec przyjmowania licealistów, którzy teraz muszą spędzić przynajmniej rok na uniwersytecie.

Oczywiście Kevin nie ma problemu z uzyskaniem stypendium. Zgłasza się po niego Uniwersytet Teksański w Austin. W rozgrywkach uniwersyteckich czaruje. Zdobywa średnio ponad 25 punktów na mecz, a każdy jego występ jest szeroko komentowany w mediach. Jego drużyna nie wygrywa co prawda rozgrywek, ale nazwisko Durant zapisują wszyscy skauci NBA. W tej sytuacji wybór w drafcie jest tylko formalnością. Koszykarz trafia do ligi z numerem 2. w Drafcie, wybrany przez Seattle SuperSonics.

Młodzieńcza sensacja

Pojawia się sporo obaw o jego zdrowie. Durant jest wysoki, ale przerażająco chudy. On sam nic sobie z tego nie robi, notując w debiutanckim sezonie 2007/2008 20 punktów, 4 zbiórki i 2 asysty na mecz. Powoli nabiera masy mięśniowej dzięki treningom profesjonalnych trenerów. Zdobywa nagrodę Rookie Of The Year. Staje się twarzą Oklahoma City Thunder, czyli drużyny powstałej w miejsce SuperSonics.

Następne 2 sezony to czas ustawicznego rozwoju Duranta. W 2009 roku kończy na 3. miejscu głosowania na Most Improved Player, by rok później zostać najmłodszym w historii królem strzelców i by wreszcie zadebiutować w Playoffach. Thunder ulegają 2-4 w serii z Lakers, ale ich występ zostaje doceniony. Wymienia się ich w gronie przyszłych kandydatów do tytułu. Nic dziwnego, w końcu do Duranta dołączyli młodzi Russell Westbrook i James Harden.

Wciąż młoda drużyna OKC dociera do Finału Konferencji Zachodniej 2011. Ponoszą porażkę w starciu z przyszłymi mistrzami – Dallas Mavericks. Wtedy trio młodych liderów Thunder postanawia sobie, że za rok zameldują się w Finałach NBA. I tak faktycznie się dzieje. Naprzeciw nich staje przepotężne Miami. Po pięciomeczowej serii młodzież musi uznać siłę doświadczenia. Nikt jednak nie płacze z tego powodu. Wręcz przeciwnie, Durant i spółka chcą dalej iść naprzód.

Kamienie milowe

Następne lata gry w NBA Duranta pełne są kamieni milowych jego kariery. Już w 2013 pojawia się pierwszy zgrzyt podczas jego przygody w Oklahomie. Thunder, którzy są świeżo upieczonymi zwycięzcami sezonu regularnego na Zachodzie, przegrywają już w 1. rundzie Playoffów serię z Mavericks. Pojawiają się wątpliwości, czy w tej konfiguracji jest szansa powalczyć o tytuł.

Wtedy Kevin odpowiada w najlepszy możliwy sposób – grą. Sezon 2013/2014 jest najlepszy w całej jego karierze. Zdobywa 32 punkty na mecz, dokładając do tego 7,4 zbiórki i 5,5 asysty. Odbierając swoją jedyną nagrodę MVP, wypowiada ze sceny do Wandy Durant słowa, które na zawsze przejdą do historii: „Mamo, to Ty jesteś prawdziwą MVP!” W tym jednym momencie przypomina wszystkim, że niezależnie od ciężaru oczekiwań i presji, koszykarz gra ważniejszy mecz. Ten, w którym walczy dla bliskich. W tej jednej chwili zrzuca maskę Slim Reapera, bo tak zaczęto go nazywać ze względu na sylwetkę i bezwzględność, z jaką niszczy nadzieje przeciwników.

W Playoffach 2014 znowu jest wiodącą postacią Thunder, ale drużyna ponownie jest gorsza w starciu z późniejszymi triumfatorami NBA – San Antonio Spurs. Kolejny sezon – 2014/2015, to czas, gdy Durant jest kontuzjowany. OKC nie ma nawet w Playoffach.

Wreszcie przychodzi czas na rozgrywki 2015/2016. Latem 2016 Slim Reaper będzie wolnym agentem, więc jest to moment, gdy ważą się losy pozostania gwiazdora w Thunder. Wszystko układa się znakomicie. Thunder dochodzą do Finału Konferencji, gdzie prowadzą z Warriors już 3-1 w serii. Wydaje się, że tylko katastrofa może zabrać Oklahomie kolejne Finały. I ta katastrofa ma miejsce. Warriors odrabiają straty, a w Game 7 wyrywają serce OKC, rozwiewając ich marzenia w końcówce. Durant znowu musi obejść się smakiem.

The Snake

KD spędza lato wysyłając sprzeczne sygnały. Zapewnia Thunder o swoim przywiązaniu, jednocześnie spotykając się z przedstawicielami innych zespołów. Wreszcie, po długim odwlekaniu swojej decyzji, postanawia – przenosi się do Golden State Warriors. Drużyny, która nie tylko jest ostatnim pogromcą Thunder, ale też dzierży świeży rekord w sezonie regularnym: 73 zwycięstwa i tylko 9 porażek.

Rozpętuje się prawdziwe piekło. Na ulicach Oklahomy kibice palą koszulki z numerem 35. Durant na pozór nic sobie z tego nie robi, grając znakomicie w nowych barwach. Zdobywa dwa pierścienie mistrzowskie, w obu przypadkach zgarniając statuetki MVP Finałów. Wszystko to nie sprawia, że niechęć do niego maleje. Wręcz przeciwnie, większość fanów uważa, że poszedł na łatwiznę. Mówią o nim The Snake, widząc w nim ucieleśnienie zdrady.

Wtedy też wychodzi na jaw, że Slim Reaper korzysta z fejkowych kont na Twitterze, by bronić swojego dobrego imienia w internetowych dyskusjach. Burzy to wizerunek herosa stojącego ponad wszystkimi. Psuje się także atmosfera wewnątrz drużyny mistrzów. Konflikty Duranta z Draymondem Greenem i kontuzje sprawiają, że Warriors nie są w stanie wygrać Threepeatu. Sezon 2018/2019 kończy się dla KD kontuzją w Finałach przeciwko Raptors i decyzją o odejściu. Koszykarz, razem z Kyrie Irvingiem, ląduje na Brooklynie.

Szukając przełomu

Przygodę Duranta w Nets da się podsumować jednym słowem – chaos. Całe pierwsze rozgrywki spędza na leczeniu kontuzji ACL. Kiedy wraca do gry, musi mierzyć się nie tylko z problemami na boisku, ale też poza parkietem. Jego partner, Kyrie, nie chce się zaszczepić przeciwko koronawirusowi. W konsekwencji Irving gra tylko nieznaczną część spotkań. KD ciągnie zespół na swoich barkach do Finału Wschodu, gdzie jest dosłownie milimetry od zwycięstwa. Gdyby nie stopa na linii rzutów za 3…

Kolejne lata Durant spędza na pogoni za tytułem bez pomocy Stepha Curry’ego i Warriors. Najpierw przeszkadza mu w tym James Harden, rozsadzając Nets od środka. Atmosfera w drużynie jest fatalna, co przekłada się na rozczarowujące wyniki. Do tego Slim Reaper jest dręczony przez wiele urazów, które nie pozwalają mu złapać rytmu. W końcu, sfrustrowany pobytem na Brooklynie, prosi o transfer. Udaje mu się trafić do Phoenix, gdzie ma stanowić brakujący składnik przepisu na mistrzostwo.

Razem z Devinem Bookerem i Chrisem Paulem wydają się doskonale rozumieć. Suns od razu po sprowadzeniu nowej gwiazdy stają się murowanym kandydatem do triumfu w NBA Finals. Niestety, nigdy tam nie docierają, wykładając się przeciwko Nikoli Jokiciowi i jego Denver. Zapowiada się, że sezon 2023/2024 może być dla Duranta ostatnią szansą na udowodnienie, że potrafi wygrywać tytuły jako lider.

KD nie przestanie szukać okazji do udowodnienia swojej wartości. Poddanie się nie wchodzi w grę. To nie w jego stylu. Determinację i upór wyniósł od mamy i babci oraz trenera Craiga. Tego nigdy nie można było mu odmówić. Choćby walił się świat, on zawsze będzie wierny tym wartościom. Taki właśnie jest Kevin Durant i to właśnie, cokolwiek by o nim nie mówić, wyniosło go na koszykarski panteon.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

szesnaście + 10 =