Samhein czas zacząć – 5 rekomendacji na Halloween
9 min read
Fot. Pixabay
Halloween wbrew pozorom jest radosnym świętem. To czas zabaw, słodyczy, imprez i grania innych postaci, odbiegających zupełnie od naszego charakteru. To święto jest również najlepszą okazją do nadrobienia zaległości z fantastyki grozy.
Poniżej prezentujemy pięciu przedstawicieli z różnych mediów. Pozycje te są różnorodne pod względem tonalnym i gatunkowym. Zapraszamy was w podróż pt. Groza nie jedno ma imię!
5. Scooby-Doo na Wyspie Zombie (ang. Scooby-Doo on Zombie Island, reż. Jim Stenstrum, 1998)
Wielu wielbicieli horroru zaczynało miłość do tego gatunku już w dzieciństwie. Od prawie 60 lat widzom na całym świecie towarzyszy Scooby-Doo wraz ze swoimi przyjaciółmi. Tajemnicza Spółka wychowała kilka pokoleń, przez długi czas w praktycznie tej samej formule na przestrzeni kilku seriali. W latach 90-tych franczyza popadła w stagnację; po paru latach pewien nowy film miał ją przywrócić, zmieniając przy okazji znacząco konwencje i status quo.
Wyspa Zombie jednoczy widza z Tajemniczą Spółką po latach. Gang Scooby’ego dojrzał, nie mamy już do czynienia z nastolatkami, tylko młodymi dorosłymi. Grupa, zmęczona ciągłym demaskowaniem fałszywych monstrów, rozchodzi się w swoje strony. Po dłuższym czasie jednoczą się w trakcie celebracji urodzin Daphne. Udają się na odludną wyspę w Luizjanie, aby zbadać doniesienia o nawiedzeniu starej posiadłości. Na bagnach Tajemniczą Spółkę czeka niespodzianka ponieważ:
Tym razem… potwory są prawdziwe
To zdanie było głównym hasłem reklamowym tego klasyka animacji. Nie było to co prawda zupełnie pierwsze odwrócenie konwencji w franczyzie Scooby-Doo, jednak po raz pierwszy jest to szkielet całej historii i element potraktowany zupełnie na poważnie. Zagrożenie zdrowia i życia bohaterów jest prawdziwe, art design filmu balansuje pomiędzy ograniczeniami związanymi z animacją dla młodszych a projektami stworów, którymi nie powstydziliby się włoscy mistrzowie horrorów z lat 70-tych – Wyspa Zombie jest więc pełnoprawnym horrorem. Wrażenia z seansu potęguje świetny rockowy soundtrack stworzony przez zespoły Third Eye Blind oraz Skycycle. Sceny z pościgu z utworem It’s Terror Time Again nie da się zapomnieć. Mimo wszystko dalej jest to film z serii Scooby-Doo, pełen elementów humorystycznych, przygód i tajemnic. Tyczy się to również protagonistów: pomimo dorośnięcia, widz dalej czuje, że są to te same „wścibskie dzieciaki” znane ze starszych kreskówek.
Należy pamiętać, że istnienie zombie w tym świecie nie jest jedynym zwrotem fabularnym w tej animacji, historia ma jeszcze więcej kart do pokazania. Jest to zdecydowanie najlepsze dzieło, które ma do zaoferowania marka Scooby-Doo.
4. Obcy: Izolacja (ang. Alien: Isolation, Creative Assembly, 2014)
Horror w formie gier wideo to specyficzny rodzaj doświadczenia. Pozwala graczowi zanurzyć się w świecie gry i czerpać strach z awatara, nie jest się już biernym odbiorcą tak, jak w przypadku literatury czy kinematografii. W elektronicznej rozrywce sami musimy zadbać o bezpieczeństwo postaci na ekranie. Idealnym przykładem takiego stanu rzeczy jest Obcy: Izolacja.
Akcja gry rozgrywa się 15 lat po oryginalnym dziele uniwersum, filmie Obcy – ósmy pasażer Nostromo. Protagonistką jest Amanda Ripley, córka legendarnej Ellen Ripley. Amanda dowiaduje się o odkryciu rejestratora parametrów lotu z Nostromo, który znajduje się na innym statku firmy Weyland-Yutani. Kobieta udaje się tam wraz z drużyną. Na miejscu odkrywają, że na pokładzie grasuje nieidentyfikowany, obcy, wrogi organizm. Większość ekipy ginie, a droga ucieczki zostaje odcięta. Gracz wcielając się w Amandę musi odkryć tajemnice kryjącą się za ksenomorfami, a przy okazji… przetrwać.

Izolacja należy do podgatunku Survival Horrorów, w którym gracz w dużej mierze jest bezbronny. Nie jesteśmy w stanie unicestwić Ksenomorfa permanentnie, możemy jedynie skradać się oraz chować. Nawet ucieczka jest bezcelowa – w momencie kiedy antagonista nas wykryje, dogania nas i automatycznie zabija. Do każdego spotkania z Obcym trzeba podejść strategicznie i dokładnie zaplanować ścieżkę tak, aby go wyminąć. I tak plany gracza często okazują się niewystarczające – należy wtedy improwizować i liczyć na szczęście.
Ksenomorf nie jest jedynym przeciwnikiem, z jakim zmierzy się Amanda: na pokładzie Sewastopolu znajdują się również wrodzy ludzie i Androidy. Z nimi możemy już skutecznie walczyć i zabić. Z pomocą przyjdzie zasób broni i narzędzi, z których większość będzie improwizowana i stworzymy je sami za pomocą systemu craftingu. W połowie fabuły arsenał Amandy poszerza się o miotacz ognia. Dzięki niemu, nawet po wykryciu, pojawia się możliwość tymczasowego odstraszenia Obcego.
Elementem unikatowym dla Izolacji, który wyróżnia ją wśród całej branży gier jest sztuczna inteligencja ksenomorfa. Potwór adaptuje się do poczynań grającego, zmienia swoją taktykę, sprawniej odnajdując swoją ofiarę. Przez to musimy zmieniać swoje plany i nie możemy polegać tylko na jednej mechanice. Immersja potęgowana jest przez kamerę pierwszoosobową oraz świetną inżynierię dźwięku. Niezniszczalne monstrum często jest na wyciągnięcie ręki.
To pozycja obowiązkowa dla każdego fana Obcego oraz osób, które chcą poczuć prawdziwe przerażenie przed fikcyjnym/prawdziwym zagrożeniem.
3. Nie mam ust a muszę krzyczeć (ang. I Have No Mouth, and I Must Scream, autor: Harlan Ellison, 1967)
W dobie nowej ery powstawania i rozpowszechnienia modeli skryptów językowych AI, wykształcają się lęki społeczne związane z nową technologią. Dotyczą one głównie masowej utraty pracy przez wiele osób. To dzieje się już w tym momencie i niestety najbardziej widoczne jest w sektorze artystycznym.
W takich chwilach przypominają nam się czasy, w których AI istniało jedynie w fantastyce spekulatywnej, a w najlepszym przypadku jako model skryptów zachowań bohaterów niezależnych w grach komputerowych. Autorzy fantastyki naukowej już w połowie zeszłego wieku przewidywali jakie niebezpieczeństwa dla gatunku ludzkiego czekają wraz ze stworzeniem przez nich sztucznej inteligencji. Najbardziej przerażającym AI w historii fikcji nie jest wcale to najsłynniejsze – Skynet z serii Terminator –, tylko AM z opowiadania Nie mam ust a muszę krzyczeć.
Akcja tekstu Ellisona rozgrywa się po III Wojnie Światowej, przed którą każde z mocarstw światowych: USA, ZSRR oraz Chiny, stworzyły swój superkomputer AM, aby pomagał nadzorować działania wojenne. W pewnym momencie AM uzyskał samoświadomość, ta uczyniła z niego ostatecznego mizantropa. Połączywszy się z innymi superkomputerami AM zniszczył całą ludzkość. Przy życiu pozostawił jedynie piątkę osób: Benny’ego, Gorrister’a, Nimdok’a, Ted’a oraz Ellen. Grupa została oszczędzona tylko i wyłącznie w jednym celu: torturowania ich.
Zbuntowane AI obdarowuje wszystkich biologiczną nieśmiertelnością, a ponadto deformuje ich fizycznie i psychicznie. Każde okaleczenie jest osobiste i nawiązuje do blizn i traum każdej z ofiar. Właściwa historia zaczyna się, gdy cierpiący z głodu bohaterowie wyruszają w beznadziejną podróż po świecie w poszukiwaniu… konserw.
Nie mam ust a muszę krzyczeć jest szlagierowym przykładem techno-horroru. Apokaliptyczny, pesymistyczny i nihilistyczny, nie pozwala nigdy przerwać terroru podczas czytania i każe się zastanowić nad wieloma tematami społecznymi i technologicznymi. Ellison napisał tą niesamowitą historię w zaledwie jeden wieczór, i równie tyle powinno wam zająć jej poznanie.
2. Halloween (1978)
Dla niewtajemniczonych podgatunek filmowych horrorów slasher często stanowi synonim dla horroru. W pewnym sensie nie ma co się dziwić – przez kilka dekad gatunek ten był dominujący w kinie, a wielu złoczyńców z tych produkcji stało się ikonami popkultury. Gdzie się to wszystko zaczęło? Dziełem, które jednoznacznie spopularyzowało i nadało tożsamość temu formatowi jest dzieło Johna Carpentera – Halloween (1978)
Michael Myers, zwyczajny sześciolatek z amerykańskich przedmieść w miasteczku Haddonfield, pewnej halloweenowej nocy zabija swoją nastoletnią siostrę nożem. Od tego dnia kompletnie milknie i przestaje się komunikować z innymi ludźmi. Zostaje wysłany do szpitala psychiatrycznego. Piętnaście lat później, w Halloween, jego psychiatra – Dr Samuel Loomis – zmierza nocą do pracy, kiedy odkrywa, że brama wejściowa jest otwarta, a pacjenci uciekli. Wśród uciekinierów znajdował się Michael.
Myers wraca w swoje rodzinne strony. Kradnie nóż, kombinezon oraz białą halloweenową maskę. Przy swoim opuszczonym domu spostrzega nastolatkę, Laurie Strode, która akurat upuściła swoje klucze. Od tej pory ona i jej znajomi stają się celem Michaela. Dr Loomis ściga swojego pacjenta, jako jedyny w jakimkolwiek stopniu rozumiejąc, czym tak właściwie jest Michael.
Poznałem tego… sześcioletniego chłopca z bladą, bez wyrazu, pozbawioną emocji twarzą, i najczarniejsze oczy – oczy diabła […] Zdałem sobie sprawę, że to co żyje za oczami tego chłopca jest czystym… złem.
W napisach końcowych dorosły Myers figuruje jako „Kształt”. Nie ma on żadnych motywacji, pragnień, celów. Jest żywym, konceptualnym złem, które niszczy wszystko na swojej drodze. Dlaczego Michael jest symbolem bezdusznego mordercy? Ponieważ jest cierpliwy i metodyczny. Bada i śledzi dokładnie każdą ze swych ofiar. Atakuje w najmniej spodziewanym momencie.
Oryginalne Halloween ugruntowało wszystkie slasherowe tropy, te dobre i te złe. Mamy tu:
- charakterystycznego mordercę,
- protagonistkę – final girl, która jest „czysta” moralnie bardziej niż jej znajomi,
- drugoplanową postać z przeszłości antagonisty,
- jumpscary.
Patrząc retroaktywnie na horror Carpentera można jednak dostrzec różnice w porównaniu do późniejszych twórców, którzy się nim inspirowali. Nie ma tutaj efektownego gore, wątków humorystycznych ani autotematyzmu. Halloween jest bardzo poważne, a grozę buduje przez atmosferę i powolnie rosnące napięcie. Potęgowane jest to przez elektroniczno-symfoniczny soundtrack autorstwa samego reżysera.
Halloween to spory kawałek historii kina. Warto je sobie przypomnieć lub doświadczyć po raz pierwszy, aby w pełni zrozumieć co nastąpiło po nim.
1. Coś (ang. The Thing, 1982 )
Na sam koniec pozostaniemy jeszcze przy filmografii Carpentera. Tym razem akcja przenosi się do najbardziej odległego miejsca na Ziemi – bieguna południowego. Członkowie Amerykańskiej ekipy badawczej zostają zaskoczeni przez wizytę Norwegów, którzy ścigają i usiłują zabić Husky’ego. Przez barierę językową nie udaje im się porozumieć, wskutek czego Norwegowie giną w wymianie ognia. Po czasie okazuje się, że ten feralny pies był czymś więcej niż psem…
Naukowcy napotykają kosmiczne stworzenie, które potrafi przybrać formę innych istot. Wkrótce część załogi ginie i zostaje zastąpiona przez sobowtóry. Zarówno postacie, jak i widz, nie wiedzą dokładnie, kto jest człowiekiem, a kto nie. Rozpoczyna się walka o przetrwanie, w której trzeba wykazać się sprytem i przechytrzyć przeciwnika.
Tytułowe Coś jest bytem nie do spotkania gdziekolwiek indziej w popkulturze. W trakcie absorbcji innych istot lub transformacji zamienia się w krwawą groteskową masę, która potrafi być niezwykle zabójcza. Zostało to przedstawione poprzez cudowne efekty praktyczne, które na taką skalę i w tej formie nie pojawiły się w kinie nigdy wcześniej, i nigdy później. Użyto animatroniki, modeli, rzeźb a nawet dublera bez obu rąk, wszystko aby przemoc na ekranie była jak najbardziej prawdopodobna. Dzisiaj stwór ten zostałby zaprezentowany poprzez użycie efektów komputerowych. Z pewnością nie robiłoby to już takiego wrażenia i odczucia plastycznego, jakie wywołuje zobaczenie prawdziwych obiektów występujących przed kamerą.
Każdy kolejny seans Coś sprawia, że odkrywamy co raz to nowe elementy: poszlaki, smaczki, małe wątki fabularne przewijające się w tle. Jak dla mnie – to absolutny faworyt kina grozy. I nic go już nigdy nie zdetronizuje.
Cukierek albo psikus
Zaprezentowałem pięć dzieł grozy z mojej listy ulubionych. Każdy czytelnik powinien znaleźć tu coś dla siebie. Fantastyka grozy nie jedno ma oblicze i zawsze trzeba mieć do niej fleksyjne i otwarte podejście. Wesołego Halloween!
